Archiwum
Biały budynek
Biały Budynek na Twardej – centrum życia żydowskiego w Warszawie?
Biały Budynek to niepozorny otynkowany gmach przy ulicy Twardej 6. Dziś na Facebooku można znaleźć grupę, która lobbuje za tym, aby ten świadek historii warszawskich Żydów został wpisany do rejestru zabytków.
Biały Budynek przez wiele lat pełnił funkcję siedziby organizacji społecznych gminy żydowskiej. Był też miejscem, w którym po wojnie zaczęło się ponownie odradzać życie tej wspólnoty, między innymi ze względu na jego położenie tuż obok Synagogi Nożyków. Społeczność żydowska, która przeżyła Holocaust, stopniowo się pomniejszała – aż do lat 80. XX wieku. Dopiero w następnych dziesięcioleciach, dzięki przemianom polityczno-społecznym, możliwa była jej reaktywacja. To właśnie wokół budynku na Twardej, oraz w synagodze, toczyło się życie społeczno-kulturalne warszawskiej wspólnoty żydowskiej zarówno w pierwszych latach po wojnie, jak i dzisiaj.
Do niedawna istniało przeświadczenie, że Biały Budynek pochodzi z drugiej połowy XIX wieku, lecz najnowsze badania architektoniczne pokazują, że wschodnia strona piwnic została wybudowana już w wieku XVIII. Na planach miasta można dokładnie prześledzić jak był on przebudowywany, a także jakim zmianom ulegało jego otoczenie. Już w 1832 roku znajdowała się tu łaźnia wraz z rytualną mykwą dla kobiet. Ówczesny gmach miał zaledwie jedną kondygnację i dopiero w połowie lat 40. XIX wieku przybrał bardziej okazałą formę. W następnych dziesięcioleciach był on wielokrotnie modyfikowany.
Około 1838 roku większość osób zamieszkujących ten dom, jak i jego okolice, była pochodzenia żydowskiego. Uważa się, że Grzybów, zaraz po Nalewkach, stanowił drugą co do wielkości dzielnicę żydowską w Warszawie. Stało się tak jeszcze w XIX wieku – na skutek wprowadzenia przepisów ograniczających prawa Żydów do swobodnego wyboru miejsca zamieszkania. To na Grzybowie spotkać można było ortodoksyjnych Żydów oraz, jeszcze bardziej ortodoksyjnych, chasydów, ale także i chrześcijan. W bliskim sąsiedztwie znajdowały się ukryte w kamienicach chasydzkie domy modlitwy, synagogi oraz górujący ponad placem kościół katolicki pod wezwaniem Wszystkich Świętych. Tutaj znalazło swoje miejsce wiele instytucji żydowskich, m.in. od 1892 roku – Zarząd Warszawskiej Gminy Starozakonnych, od 1901 r. - żydowska szkoła religijna czy synagoga Aarona Sardynera przy ulicy Twardej 4. Podobnie było z posesjami na Twardej 6, gdzie dziś znajduje się zarówno Biały Budynek, jak i sąsiadujący z nim gmach Synagogi im. Małżonków Nożyków, otwartej 12 maja 1902 roku.
W okresie międzywojennym Biały Budynek zajmowali w większości lokatorzy, ale w 1929 roku na nowo dodanym drugim piętrze, jak i w dwóch pomieszczeniach na parterze, urządzono ambulatorium. W 1940 roku budynek przy Twardej 6 znalazł się w małym getcie, gdzie ambulatorium mogło kontynuować swoją działalność aż do 1942 r., kiedy to miała miejsce wielka akcja likwidacyjna. Po wojnie Biały Budynek, czyli oficyna dawnej kamienicy przy Twardej 6, był jednym z niewielu, które ocalały na terenie dawnego getta w dawnej dzielnicy żydowskiej.
Dzięki sąsiedztwu z synagogą, która zaczęła funkcjonować zaraz po wojnie, stał się centrum życia żydowskiego. Właśnie tu w celu rejestracji przyjeżdżali Żydzi, którzy przeżyli Holocaust, a ci będący w potrzebie mogli znaleźć nocleg.
Przez wiele lat Biały Budynek był siedzibą spółdzielni pracy ORT (Organizacji Rozwoju Twórczości Przemysłowej Rzemieślniczej i Rolniczej wśród Ludności Żydowskiej w Polsce).
Gdy w latach 1968–1983 synagoga była zamknięta, w jednej z sal znajdował się dom modlitwy dla malejącej w tamtym czasie warszawskiej gminy.
Budynek przeszedł remont w latach sześćdziesiątych, a także w 1994 roku. Drugi remont zmienił całkowicie układ i wygląd wewnętrzny, powodując jednocześnie wiele zniszczeń. W trakcie prac znaleziono – ukrytych pod podłogą – ponad 180 dokumentów. Należały one do rodziny Melchiorów (Milechjarów) i ich sąsiada Mojżesza Bursztyna. Ponad połowa z nich pochodzi z okresu przedwojennego, część dokumentów jest z okresu istnienia getta, są także dokumenty z 1946 r. Możliwe że dokumenty zostały użyte jako warstwa izolacyjna pod drewnianą podłogą, dzięki czemu przetrwały do naszych czasów w dobrym stanie.
Biały Budynek był także tym punktem, do którego w latach dziewięćdziesiątych, i później, przychodziły osoby odkrywające swoje żydowskie korzenie, chcące się o nich więcej dowiedzieć czy pragnące poznać społeczność żydowską. Niektórzy twierdzą nawet, że to właśnie tu miała miejsce odbudowa społeczności żydowskiej w Warszawie – tutaj odbywały się spotkania, imprezy, wykłady, modlitwy. W ostatnich latach w Białym Budynku miały swoją siedzibę: Beiteinu – centrum seniora, Centrum Edukacyjne Mojżesza Schorra, Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce, „Midrasz” – miesięcznik o kulturze żydowskiej, Amerykańsko-Żydowski Połączony Komitet Rozdzielczy (American Jewish Joint Distribution Committee, w skrócie – Joint), Fundacja Ronalda S. Laudera, kuchnia i stołówka koszerna, kluby oraz stowarzyszenia młodzieżowe i studenckie, Stowarzyszenie Drugie Pokolenie, Komitet Pomocy Socjalnej, Stowarzyszenie Kombatantów i Ofiar Drugiej Wojny Światowej, Fundacja Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego w Polsce.
Z powodu braku miejsc, a także ze względu na systematycznie powiększającą się społeczność, Biały Budynek od dłuższego czasu nie jest w stanie pomieścić wszystkich, przez co wiele organizacji przenosi się w nowe miejsca. Tak że obecnie warszawskie życie żydowskie nie koncentruje się już na Twardej. Zmiana ta spowodowana jest powstawaniem w innych miejscach nowych instytucji i siedzib dla społeczności żydowskiej, są to m.in. Centrum Społeczności Żydowskiej JCC przy ul. Chmielnej czy Ec Chaim – Gmina Reformowana, mająca swoją siedzibę w Alejach Jerozolimskich.
Przez kilka lat trwały dyskusje, czy aby okolica placu Grzybowskiego w Warszawie, do której należy Twarda 6, nie powinna pozostać niezmieniona, tym samym – w miarę możliwości – powinno się zadbać o zachowanie dawnego układu urbanistycznego razem z zabudową, która przetrwała wojnę, nawet jeśli znajduje się ona w złym stanie. Pojawiło się pytanie, jak można te relikty wkomponować w nowoczesną tkankę miejską i czy w ogóle jest to możliwe. A jeśli tak, to w jakim celu? Komu miałby służyć Biały Budynek, jeśli nawet dla samej społeczności żydowskiej staje się on coraz mniej funkcjonalny?
Z powodu dużych zniszczeń dokonanych na oryginalnych wnętrzach w latach dziewięćdziesiątych za najbardziej cenną, posiadającą wartości historyczne i godną ocalenia konserwator uznał prawą klatkę schodową, w której, nad wejściami do dawnych gabinetów ambulatorium, widoczne są jeszcze napisy informacyjne w językach polskim, hebrajskim i jidysz. Uznano że dzięki tym napisom jedynie klatka schodowa ma wartość historyczną.
Również na ścianie lewej klatki schodowej znajduje się marmurowa tablica z napisem: „Mury tego budynku ze spuścizny b. Żydowskiej Gminy Wyznaniowej w Warszawie, ocalałe z trawiącej pożogi w latach Zagłady 1940–1945 odrestaurowano z Bożą pomocą przez Komitet Organizacyjny Żydowskich Kongregacji Wyznaniowych w Polsce, przy wydatnym poparciu Jointu. Dom poświęcono i oddano do użytku jako siedzibę Komitetu Organizacyjnego Żydowskich Kongregacji Wyznaniowych w Polsce w miesiącu maju 1948, w roku powstania Państwa Izraela”. Pozostała, zdecydowanie większa, część budynku została uznana za pozbawioną wartości historycznych, z powodu bardzo złego stanu technicznego.
Budynek na Twardej należy do kategorii ostańców getta, ostańców żydowskiej Warszawy, tj. szczątkowej architektury przedwojennej, która stopniowo niszczeje, jest wyburzana i znika z przestrzeni miejskiej. Wartość tych obiektów jest znacząca, gdyż stanowią one ostatnie pozostałości dawnego świata przedwojennej Warszawy i ulic żydowskiego getta. To m.in. te miejsca odwiedzają turyści z całego świata. Przyjeżdżają tu także potomkowie Żydów warszawskich, badacze architektury, historii i kultury żydowskiej, konserwatorzy, pasjonaci. Sami warszawiacy, indywidualnie – z książkowymi przewodnikami w rękach, bądź w ramach zorganizowanych spacerów, licznie zwiedzają dawne budynki.
Pomimo dużego zainteresowania ostańcami znajdującymi się w centrum Warszawy, tereny te przechodzą teraz największe zmiany, stając się nowoczesnym sercem stolicy, gdzie ostańców ubywa. Obecnie w Warszawie trwa dyskusja o dalszym losie ruin-ostańców. Czy należałoby pozostawić tylko kilka ich przykładów? Czy raczej ratować wszystko, co jeszcze można ocalić przed deweloperami?
Z roku na roku budynków tych jest coraz mniej, jednak zainteresowanie nimi wcale nie maleje – wręcz przeciwnie. Biały Budynek będąc w pobliżu synagogi nie traci na popularności, zwłaszcza wśród zagranicznych gości, dla których dotknięcie cegły, ściany, muru – „autentyczności” – jest często celem dalekiej wyprawy.
Autorką tekstu jest Alicja Mroczkowska.
Tekst „Biały Budynek” jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz imię nazwisko autora/ki tekstu oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Cadykowie
Cadykowie
Na peronie nagle robiło się rojno, gwarno, tłoczno i podnosił się głośny wrzask. Czarny tłum oblegający pociąg przypominał natrętne, rozbrzęczane muchy. Warszawiacy wiedzieli – to cadyk, odprowadzany przez tysiące chasydów, wyjeżdża na kurację.
Warszawskie dzienniki niemal codziennie donosiły o sensacjach ze świata chasydów. Polacy musieli dobrze orientować się w tym, co dzieje się w chasydzkich modlitewniach. Że, na przykład, w bejt ha-midraszu cadyka parysowskiego przy ulicy Twardej chasydzi odurzają się wąchaniem tymianku. Że do innego „zakładu modlitewnego” wciągnięto brodatego chrześcijanina, myśląc, że złapano dziesiątego do modlitwy.
Dlatego warszawiaków nie dziwił widok chasydów uwijających się wkoło lokomotywy. „Szepczą jakieś niesamowite zaklęcia, głaszczą ściany maszyny, rzewnie i z uczuciem je całując. Są to prośby do lokomotywy, aby szczęśliwie dowiozła cudotwórcę na miejsce” – donosiła prasa.
Na co dzień kontakt żydowskich ortodoksów i chrześcijan był ograniczony. Żydzi mieszkali w odrębnych enklawach: na Grzybowie (Żydzi polscy) oraz na Nalewkach i Muranowie (litwacy). Dużym skupiskiem żydowskim była prawobrzeżna dzielnica Warszawy – Praga. Tam też rezydował „gaon”, czyli geniusz myśli – bliski współpracownik „górskiego” cadyka, Menachem Ziemba.
W Warszawie od czasów I wojny światowej mieszkało wielu przedstawicieli starych dynastii chasydzkich. Na Grzybowie, przy ulicy Twardej, pojawiły się modlitewnie chasydów z Modrzyc (Dęblin), Aleksandrowa Łódzkiego, Warki, Radzynia Podlaskiego, Góry Kalwarii. Na rogu Twardej i Żelaznej (Żelazna 57) do dziś można oglądać relikty chasydzkiej modlitewni. Spośród kilkuset, jakie działały w przedwojennej Warszawie, ocalała ta jedyna – stanowiąca część warszawskiej rezydencji cadyka Icie Majera Altera. Założyciel chasydzkiej dynastii z Góry Kalwarii nabył tę posesję w 1864 roku.
Każda grupa chasydzka odznaczała się specyficznym strojem („górscy” chasydzi nosili wysokie buty z cholewami), zawsze jednak różniącym się od stroju chrześcijan – zgodnie zapisanym w Torze nakazem: „Nie będziecie postępować według ich obyczajów.”
Autorką tekstu jest Anna Ciałowicz.
Tekst Cadykowie jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz imię nazwisko autora/ki tekstu oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Cerkiew na placu Saskim
Sobór św. Aleksandra Newskiego (ros. Александро-Невский собор) – prawosławny sobór katedralny, zbudowany w okresie między 1894 a 1912 rokiem według projektu Leontija Benois. Jego wolno stojąca dzwonnica była w okresie swojego istnienia jedną z najwyższych budowli Warszawy (z wysokością 70 m ustępowała m.in. 75-metrowym wieżom kościoła św. Floriana). Obiekt był zlokalizowany na jednym z ważniejszych placów Warszawy, placu Saskim, i w założeniach rosyjskich władz zaborczych miał stanowić symbol rosyjskiego panowania na ziemiach polskich.
Sobór został rozebrany w latach 20., mniej niż 15 lat po ukończeniu budowy. Podzielił los wielu świątyń prawosławnych w Warszawie wybudowanych w okresie rozbiorów i rozebranych po odzyskaniu niepodległości. Decyzja rozbiórki spowodowana była nastrojami antyrosyjskimi i antyprawosławnymi w II Rzeczypospolitej, wynikającymi głównie ze stosowanej w okresie zaborów przez państwo rosyjskie polityki rusyfikacji w stosunku do Polaków. W ocenie ówczesnego społeczeństwa sobór był symbolem rusyfikacji. Dodatkowym argumentem było to, że świątynia zajmowała jeden z najważniejszych placów Warszawy, a po opuszczeniu miasta przez urzędników i wojska rosyjskie, tak wielki budynek sakralny nie był już potrzebny wiernym prawosławnym w mieście. Uważano także, że sobór reprezentujący wschodnią architekturę nie pasuje do Warszawy. Ponadto budowla uległa uszkodzeniu podczas I wojny światowej, a źle przeprowadzone naprawy dodatkowo pogorszyły jej stan.
Z rozbiórki uczyniono wydarzenie polityczne i narodowe, wypuszczono obligacje, aby „dać każdemu Polakowi szansę uczestniczenia w rozbiórce”. Papiery były zabezpieczone wartością materiałów odzyskanych z budynku. Przeciwko rozbiórce protestowała część polskiej elity kulturalnej, m.in. Antoni Słonimski. Próby ratowania soboru były podejmowane jeszcze wtedy, gdy rozbiórka już trwała. Latem 1924 Wiaczesław Bogdanowicz senator z ramienia Bloku Mniejszości Narodowych wygłosił płomienną mowę w obronie soboru.
Wystarczy pójść na Plac Saski i popatrzeć na odarte kopuły na wpół zniszczonego soboru. Tylko nie mówcie panowie, że on musiał być zniszczony jako pomnik niewoli. Powiedziałbym, że dopóki on stoi, jest najlepszym pomnikiem dla przyszłych pokoleń, uczącym je, jak można szanować i strzec swojej ojczyzny, rozebrany będzie haniebnym pomnikiem nietolerancji i szowinizmu! Nie sposób nie zwrócić uwagi na to, że w tym soborze są wybitne dzieła sztuki, w które włożono wiele duchowych sił najlepszych synów sąsiedniego narodu – i ci, którzy tworzyli te dzieła sztuki, nie myśleli o żadnej polityce. Polski naród czuje to, a także poważne skutki takiego postępowania i już tworzy swoją legendę dotyczącą zniszczenia soboru... Ale naszych politykierów to w żaden sposób nie porusza. A przecież przyjeżdżają cudzoziemcy – Anglicy, Amerykanie – patrzą na to ze zdziwieniem, fotografują, a fotografie rozpowszechniają po całym świecie, naturalnie razem z opinią o polskiej kulturze i cywilizacji.
©Źródło:Sobór św. Aleksandra Newskiego w Warszawie, [autorzy], licencja: [CC-BY-SA 3.0].
Cmentarz Żydowski
Cmentarz żydowski na Okopowej
Cmentarz żydowski przy ul. Okopowej został założony w 1806 roku i jest miejscem spoczynku wielu znanych i zasłużonych postaci dla życia społeczno-kulturalnego Warszawy. Są to m.in. Ber Sonnenberg, na grobie którego stoi bogato rzeźbiony pomnik będący unikalnym przykładem sztuki sepulkralnej, naczelny rabin Warszawy Ber Meisels, Adam Czerniakow – prezes judenratu w getcie warszawskim, Marek Edelman – wybitny chirurg i jednocześnie przywódca powstania w getcie, a także Rachela Estera Kamińska – „matka teatru żydowskiego”, znakomici żydowscy pisarze jak Icchak Lejb Perec, Szymon An-ski, Jakub Dinezon, Julian Stryjkowski czy twórca języka esperanto Ludwik Zamenhof. Cmentarz ten jest drugim największym cmentarzem żydowskim w Polsce i zajmuje powierzchnię nieco ponad 33 hektarów. Do drugiej wojny światowej znajdowało się tu około 150 000 nagrobków. W czasie wojny cmentarz był przez pewien czas wewnątrz getta. Pochówki odbywały się na nim początkowo w indywidualnych grobach, a z biegiem czasu w masowych mogiłach. Szacuje się, że spoczywa tu około 250 000 osób.
Cmentarz przetrwał wojnę, ale synagoga stojąca przy ul. Okopowej i dom przedpogrzebowy, w którym przechowywana była cała dokumentacja dotycząca cmentarza i pochówków, zostały zniszczone. W latach 2006–2010 – celem choć częściowego odtworzenia listy pochowanych – nagrobki, na których zachowała się inskrypcja zostały zinwentaryzowane, a dane umieszczono w internetowej bazie, umożliwiając tym samym poszukiwanie grobów rodzinnych Żydom z całego świata. Cmentarz nadal służy warszawskiej gminie żydowskiej i jest licznie odwiedzany przez rodziny zmarłych, ale także przez turystów z Polski i zagranicy. Są to, między innymi, chasydzi przyjeżdżający do grobów cadyków poszczególnych dynastii. Jest on jednocześnie miejscem licznych upamiętnień zarówno prywatnych rodzin, znanych osób, jak i tragicznych wydarzeń z czasów Zagłady. Na cmentarzu nadal przestrzega się halachy – prawa żydowskiego. W ostatnich latach w kwaterze grzebalnej członkowie rosnącej warszawskiej społeczności żydowskiej stawiają na grobach zmarłych nagrobki nawiązujące do tradycji żydowskiej.
Pierwszego listopada, w katolickie święto zmarłych, na cmentarzu odbywa się kwesta na rzecz renowacji zabytkowych nagrobków. Są to miedzy innymi – często zarośnięte gąszczem – piękne macewy (hebr. pomniki) z początku XIX wieku, na których zachowały się płaskorzeźby przedstawiające tradycyjną symbolikę żydowską, ale i granitowe, lub marmurowe, bogate i okazałe pomniki zamożnej części społeczności, jak i pomniki wybitnego rzeźbiarza Abrahama Ostrzegi.
Drugim warszawskim cmentarzem żydowskim jest cmentarz na Bródnie założony jeszcze w 1780 roku przez Szmula Zbytkowera.
Autorką tekstu jest Alicja Mroczkowska.
Tekst „Cmentarz Żydowski” jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz imię nazwisko autora/ki tekstu oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Cukunft w międzywojennej Warszawie
Cukunft w międzywojennej Warszawie
Skupiający młodych żydowskich socjalistów oddolny, niesformalizowany jeszcze ruch – podobnie jak Bund, partia, z którą od początku istnienia sympatyzował – był fenomenem zaboru rosyjskiego i ziem Królestwa Polskiego. Żydowskie młodzieżowe koła socjalistyczne powstawały przede wszystkim w miastach, gdzie zaczynała istnieć klasa robotnicza, takich jak Warszawa, Łódź czy Białystok. Po 1915 roku w wyniku przebiegu I wojny światowej obszar działania Cukunftu znalazł się pod okupacją państw centralnych. Młodzi działacze stracili zatem kontakt z towarzyszami sympatyzującymi z ruchem, którzy działali w Rosji, co spowodowało de facto oddzielenie się polskiego ruchu w 1916 roku. Aktywiści postanowili nadać oficjalne kształty swoim działaniom i zwołali zjazd założycielski nowej organizacji. Zjazd odbył się w Warszawie na początku czerwca 1919 roku (dokładnie wtedy, kiedy wypadało święto Szawuot, co można odczytywać jako celowe działanie podkreślające brak jakichkolwiek związków z religią i manifestację ateizmu), a przybyło na niego 55 delegatów z 85 lokalnych grup reprezentujących 7212 członków[1]. Zdecydowano wówczas, aby działalność była prowadzona oficjalnie pod auspicjami Bundu, wybrano pierwszy komitet centralny[2], a po burzliwych debatach dotyczących pierwszego członu przyjęto nazwę: Socjal-demokratisze Jugnt Organizacje „Cukunft” in Pojln (Żydowska Socjaldemokratyczna Organizacja Młodzieżowa „Przyszłość” w Polsce) [3] uchwalono statut organizacji. Cukunft wyrósł na jedną z najbardziej aktywnych i dynamicznych agend w ruchu bundowskim. Jego członkowie, cukunftistn (cukunftowcy), spotykali się w krajzn (kręgach). Ruch skupiał młodych obu płci w wieku od 15 do 18 lat (ale zdarzali się również i starsi działacze — zwłaszcza, co należy podkreślić, w kierownictwie ruchu). Po opuszczeniu organizacji aktywista bądź aktywistka mieli w zamyśle przystąpić do Bundu. Tym samym Cukunft niósł pomoc polskiemu Bundowi nie tylko w kampaniach politycznych, ale był również stałym źródłem pozyskiwania nowych członków i członkiń partii. Ruch organizował obozy letnie, prowadził działalność kulturalną, w tym chóry, grupy teatralne i kursy wieczorowe dla młodych pracowników. Wydawano także specjalne periodyki i broszury.
Podstawą dla powstania organizacji młodzieżowej była myśl socjalistyczna. W związku z tym najbardziej charakterystyczny element nazwy: „Cukunft” – „Przyszłość” nie bez kozery wywoływał skojarzenia z myślą marksistowską. To w tym duchu starał się działać ruch, próbując „stworzyć” najer mencz (nowego człowieka) nadchodzącej epoki. Jej nadejście, a tym samym narodziny nowej ludzkości wydawały się dla działaczy nieuchronne. Cukunft kierował swoją aktywność przede wszystkim do tej części żydowskiej młodzieży, która doświadczała biedy i nie widziała perspektyw na zmianę tego stanu rzeczy. Sfrustrowani robotnicy i drobni rzemieślnicy znajdowali w szeregach organizacji nadzieję i obietnicę rozwiązania swoich problemów. Organizacja liczyła też oczywiście na typowy dla młodego pokolenia bunt wobec rodziców oraz zastanych wartości i tradycji. Warszawa stanowiła szczególne miejsce na mapie działalności organizacji nie tylko z racji swojego stołecznego charakteru. To tu zdecydowano o założeniu organizacji, tu mieścił się jej komitet centralny, jak i kierownictwo Bundu. Tu organizowano szkoły referentów, które miały na celu przygotowanie lokalnych działaczy do prowadzenia zajęć w terenie w zgodzie z myślą ruchu. Tu też miały miejsce ogólnopolskie zjazdy organizacji, podczas których organizowano m.in. wycieczki na robotniczy Żoliborz, gdzie oglądano nowo powstające wzorcowe osiedla robotnicze. Wreszcie to tu wydawano najważniejsze periodyki ruchu bundowskiego i cukunftowskiego jak: „Folkscajtung”, „Jugnt Weker”.
Jak wspominał tamtejszą Warszawę jeden z członków Cukunftu, a zarazem syn sekretarza Bundu, Marek Nowogródzki: Niedaleko Leszna była bundowska kooperatywa spożywcza, gdzie sprzedawano (wielki postęp!) jajka na wagę, nie na tuziny… (…) na rogu Mylnej i Nowolipia — mały placyk, ogródek i Szpital Ewangelicki. (…) Na tym placyku spotykano czasami przywódców Bundu, kroczących do bundowskiego Centralnego Komitetu, na Nowolipie 7, albo do redakcji „Folkscajtung” pod tym samym adresem. Henryk Erlich, z bródką, zawsze spokojny, zawsze z teczką, którego czasami nagabywali na ulicy ludzie z różnymi sprawami (był adwokatem i radnym miasta i pomagał w różnych dolegliwościach); legendarny Józef z bujnymi wąsami, przewodniczący Centralnego Komitetu; ulubiony, dowcipny Szefner, współredaktor „Folkscajtung”, przewodniczący słynnego Związku Literatów na Tłomackiem 13; i zawsze kaszlący, suchotniczy Chmurner (Leszczyński), przywódca lewego skrzydła Bundu. (…) A dalej już przy Dzielnej, Karmelicka nr 29, żydowska szkoła ludowa im. Bronisława Grossera[5].
Ruch liczył w 1919 roku około tysiąc dwustu zwolenników, w 1939 liczba ta uległa podwojeniu i statystyki wykazywały około dwóch tysięcy czterystu członków zrzeszonych w 95 kręgach w samej Warszawie [6]. Co ciekawe, to właśnie w Warszawie w 1936 powstała przy Cukunfcie i Bundzie specjalna grupa skupiająca byłych studentów jesziw i absolwentki szkół Bejs Jankew [7], którzy pragnęli zerwać ze światem rodziców i w radykalny sposób zmienić swoje życie. Zmiana oznaczała odejście od tradycji, sekularyzację i próbę wcielenia w życie socjalistycznych ideałów. „Arkadnikami”, jak nazwano członków tej grupy (na cześć jednego z pierwszych przywódców Bundu Arkadego Kremera[8]), opiekowali się bundowcy, którzy sami mieli za sobą przygodę z religijnym czy wręcz ultrareligijnym światem: Mordechaj „Matwiej” Bernsztajn i Jankew Feldhendler[9]. Jak wspominał po latach jeden z „arkadników”, „grupa rozrastała się w szybkim tempie i tuż przed wybuchem hitlerowskiej wojny osiągnęła ponad 250 członków”[10]. Młodsi „arkadnicy” byli jednocześnie cukunftowcami, starsi – bundowcami. Celem grupy, oprócz normalnych zadań partyjnych, była pomoc młodym, jeszcze do niedawna bardzo religijnym ludziom w odnalezieniu się w świeckim świecie. „Arkadnicy” byli więc czymś na kształt znanej nam współcześnie grupy wsparcia czy samopomocy, która miała zapobiec ewentualnemu powrotowi do korzeni i ułatwić start. Członkowie grupy, bazując na wspólnych doświadczeniach, starali się zdyskredytować religię w swoich oczach i przekonywać się wzajemnie o swoim słusznym wyborze.
Cukunft, jak i Bund w latach 30. XX wieku aktywnie angażował się w walkę z antysemityzmem. Sprzeciw wobec zachowań antysemickich był jednocześnie dla nich sprzeciwem wobec istniejącego podziału klasowego. Cukunft nie szukał tym samym sprzymierzeńców do walki z antysemityzmem wśród ugrupowań, które koniecznie musiały skupiać obywateli żydowskich, a raczej wśród takich o podobnej filozofii (młodzieżówka PPS). Publicyści związani z Cukunftem nie ignorowali też symptomów tzw. kroczącej wojny, czyli będących preludium do II wojny światowej starć japońsko-chińskich i wojny domowej w Hiszpanii (w której cukunftowcy aktywnie kibicowali siłom Frontu Ludowego). Cukunft z ironią wypowiadał się o stanowisku Ligi Narodów (lub raczej jego braku) w tej kwestii. W 1938 roku na łamach miesięcznika „Wolna Młodzież” pisano:
Na świecie panuje, jak wiadomo, błogi spokój. W sekretariacie Ligi Narodów nie... zanotowano wojny. Chiny i Hiszpania to „prywatne imprezy” panów „odnowicieli życia narodowego”. Tymczasem – wszystkie bez wyjątku państwa przygotowują się do „wielkiej łaźni”. (…) To, co widzimy, jest już „wojną w pokoju”, to jej donośne preludium. Olbrzymia większość narodów wojny tej nie chce (…). To od świadomej woli tej większości zależy los alternatywy: życie szczęśliwe, godne człowieka – czy bezsensowna śmierć[11].
Autorką tekstu jest dr Magdalena Kozłowska.
Tekst Cukunft w Warszawie jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Magdaleny Kozłowskiej oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2017: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2017, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2017. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2017: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2017.
Demokracja na krawędzi – alienacja społeczna i przemoc polityczna
Warszawa lat 30. XX wieku. Demokracja na krawędzi – alienacja społeczna i przemoc polityczna
Warszawa lat 30. była miastem wielokulturowym, dynamicznym i podzielonym. W 1930 roku zamieszkiwało ją ponad 1,2 miliona mieszkańców, w większości Polaków wyznania katolickiego. Największą narodową i religijną mniejszością byli Żydzi, którzy stanowili około 25% mieszkańców miasta. Polska stolica była centrum politycznego, społecznego i kulturalnego życia obydwu narodów. To tutaj wychodziły ich najważniejsze dzienniki i czasopisma, grały teatry, produkowano filmy, tutaj centralne siedziby miały partie polityczne, organizacje społeczne, kulturalne i sportowe. To tutaj co roku przyjeżdżało tysiące ludzi z nadziejami na zmianę i lepsze życie w trawionym kryzysem ekonomicznych młodym państwie.
Nie należy zapominać, że Warszawa lat 30. jako nowoczesna metropolia liczyła sobie zaledwie kilkadziesiąt lat. Gwałtowna i chaotyczna industrializacja drugiej połowy XIX wieku, wstrząsy i konsekwencje pierwszej rewolucji rosyjskiej 1905 roku, głód i masy uciekających przed wojną nowych przybyszów do miasta w okresie I wojny światowej, strach i panika moralna na wieść o zbliżających się wojskach bolszewickich w 1920 roku, wreszcie wybór i zabójstwo pierwszego polskiego prezydenta Gabriela Narutowicza, a także zamieszki na ulicach miasta, które temu towarzyszyły – wszystko to żyło jeszcze w pamięci mieszkańców i wpływało na nastrój w mieście. Stolica Polski, tak jak cały kraj, naznaczona była głębokimi ranami swojej najnowszej historii i pełna buzujących konfliktów. Wymagała nie tylko wybrukowania ulic, remontów tysięcy znaczących ją ruder, budowy lepszych domów, szpitali i szkół, poprawy miejscami katastrofalnej miejskiej infrastruktury. Być może nawet bardziej potrzeba było budowy warszawskiej społeczności, której przedstawiciele potrafiliby zgodnie żyć obok siebie, szanując swoją inność – odmienne aspiracje i różnice polityczne, społeczne czy kulturowe. Stolica Polski była soczewką skupiającą większość problemów całego kraju.
W 1926 roku pod hasłem uzdrowienia (sanacji) tych wszystkich bolączek do władzy doszedł obóz Józefa Piłsudskiego. Zrobił to nie na drodze demokratycznych wyborów, lecz poprzez przewrót wojskowy, który obalił rząd parlamentarny i zmusił do rezygnacji wybranego przez Zgromadzenie Narodowe prezydenta. W lata 30. Polska wkraczała więc z coraz bardziej autorytarną władzą, nie wahającą się jeszcze bardziej ingerować w wybory parlamentarne, a od 1930 roku zamykać do więzienia posłów opozycji i otwarcie stosować przemoc wobec politycznych przeciwników. Z biegiem lat widać było wyraźnie, że sanacja nie położyła kresu korupcji, głębokim podziałom i problemom ekonomicznym. Nie zasypała, a wręcz pogłębiła radykalne konflikty polityczne. Wszystko to znalazło swoje odbicie na ulicach Warszawy.
W latach 30. najsilniejszą opozycję polityczną wobec autorytarnej władzy sanacji stanowił obóz narodowy. Był on skupiony wokół partii politycznej noszącej od 1928 roku nazwę Stronnictwo Narodowe i gromadzącej głównie radykalną młodzież Obozu Wielkiej Polski. Zwłaszcza młodzi narodowcy zaczęli w tym czasie przyjmować coraz bardziej popularne w Europie idee o immanentnych słabościach i patologii liberalnej demokracji. Przykładu szukali we Włoszech Mussoliniego i innych ugrupowaniach faszystowskich, by znaleźć model ustrojowy opierający się na hierarchicznie zorganizowanym, rządzonym żelazną ręką narodzie.
Analogiczne procesy polityczne zachodziły wśród młodzieży po drugiej strony politycznego spektrum. Coraz bardziej radykalne hasła walki z sanacyjnym reżimem i prawicą głosiły młodzieżówki Polskiej Partii Socjalistycznej. Mała, lecz widoczna grupa najczęściej najbiedniejszej i najbardziej społecznie wyalienowanej polskiej młodzieży wstępowała do kontestującej całą rzeczywistość II RP Komunistycznej Partii Polski. Mające miejsce w Polsce i całej Europie implozja politycznego środka i wzrost siły ekstremów nie ominął również tzw. ulicy żydowskiej. W ruchu syjonistycznym konsekwentnemu osłabianiu ulegało centrum na rzecz dominacji syjonistycznej lewicy i wzrostu potęgi jej nieprzejednanego przeciwnika – prawicowego rewizjonizmu i jego ruchu młodzieżowego Beitar. Stopniowo, zwłaszcza wśród młodzieży, rosła popularność rewolucyjnego i manifestującego siłę klasy robotniczej Bundu. Mały, lecz zauważalny odsetek żydowskiej młodzieży, zarówno tej najbiedniejszej, jak i tej pochodzącej ze zasymilowanych, lecz odrzucanych z powodu żydowskiego pochodzenia elit, przyłączał się do ruchu komunistycznego.
Wszystkie te tak mocno skonfliktowane ze sobą ruchy polityczne łączył radykalny modernizm promowanych przez nie światopoglądów. Wszystkie głosiły na różne sposoby konieczność nastania „nowego świata” na gruzach im współczesnego, co wymagało walki. Walka nie była jedynie poetycką przenośnią, zakładała polityczną przemoc, nie wobec abstrakcyjnych, rasowych, klasowych i innych politycznych wrogów, a niejednokrotnie wobec mijanego przechodnia, sąsiada, dawnego kolegi z ławki szkolnej lub uniwersyteckiej, wobec mieszkańców tego samego miasta.
Lata 30. – pogłębiające załamywanie się porządku społecznego i dramatyczne pogorszenie i tak już napiętych relacji międzyetnicznych w Warszawie – definiowała przede wszystkim kampania przemocy środowisk narodowych. W awangardzie była młodzież uniwersytecka, której działania na rzecz ograniczenia liczby żydowskich studentów przynosiły coraz więcej ofiar. Do przemocy na warszawskich szkołach wyższych dochodziło już w 1930 roku, ale dużo dramatyczniejszy przebieg miał początek następnego roku akademickiego – jesień 1931 roku. Kampania uniwersyteckich organizacji narodowych była wówczas zbieżna z radykalizacją antyżydowskiego kursu Stronnictwa Narodowego. Część młodzieży uniwersyteckiej, najlepiej wykształconej, potencjalnie dysponującej najlepszymi narzędziami międzykulturowej empatii, stanęła w awangardzie kampanii międzyetnicznej nienawiści.
W samym listopadzie 1931 roku na Uniwersytecie Warszawskim pobitych zostało kilkudziesięciu żydowskich studentów. 5 listopada uzbrojeni w laski i kastety studenci związani ze Stronnictwem Narodowym pobili studentów żydowskich, następnie pod bramami uczelni starli się ze stawiającymi im tym razem czynny opór Żydami. Stopniowo wokół narodowców zebrał się tłum, który bił przechodniów w leżącej nieopodal dzielnicy żydowskiej i Ogrodzie Saskim. Do starcia z nimi przystąpiły zorganizowane naprędce bojówki żydowskie, doszło do walki na kastety, sztachety, noże i pałki. Na jakiś czas władze zmuszone są zamknąć i odwołać zajęcia na uniwersytecie. Do tego rodzaju decyzji doszło w latach 30. jeszcze kilka razy.
Poprzez całą ostatnią dekadę dziejów II RP uliczne pobicia Żydów były codziennością. Przykład szedł od uniwersyteckiej młodzieży, od części elit społecznych. W marcu 1933 roku fala antyżydowskich rozruchów zorganizowanych przez Obóz Wielkiej Polski rozlała się na cały kraj. W odpowiedzi sanacyjne władze zdelegalizowały OWP. Jej członkowie wstąpili zatem do Sekcji Młodych Stronnictwa Narodowego i zdominowali ją. Na Uniwersytecie Warszawskim coraz częściej dochodziło do krwawych starć studenckich bojówek prawicy z sanacyjnym Legionem Młodych. W 1934 roku część niezadowolonych z politycznej ostrożności starszych elit tzw. młodych wystąpiła ze Stronnictwa Narodowego i założyła Obóz Narodowo-Radykalny. ONR, jak i wielu młodych radykałów, którzy zostali w Stronnictwie Narodowym, inspirowali się wzrostem siły europejskiego faszyzmu i sukcesem Adolfa Hitlera w Niemczech.
Wiosna 1934 roku przyniosła wielotygodniowe starcia między bojówkami ONR a ludnością żydowską i jej grupami samoobrony, skupiającymi robotników, a także bardzo aktywny w nich przestępczy półświatek Nalewek i Annopola. Wtedy też ONR zaatakował lokal przeciwstawiającej się antysemickiej przemocy Polskiej Partii Socjalistycznej.
W 1935 roku umarł marszałek Piłsudski. Na miesiąc przed jego śmiercią uchwalono niedemokratyczną konstytucję. Prawe skrzydło sanacji będące pod wrażeniem faszyzmu i chcące wytrącić skuteczną polityczną broń z rąk prawicowej opozycji przejęło jej część antyżydowskich haseł. Nowa polityka sanacji zakładała dążenie do wymuszenia emigracji pokaźnej części ludności żydowskiej. Władze tym samym de facto przyznały rację temu, co od lat powtarzała radykalna prawica, że Żydzi byli w Polsce obcym, szkodliwym, a nawet wrogim elementem. Na krótki czas doszło nawet do egzotycznego sojuszu nowego ugrupowania sanacyjnego – Obozu Zjednoczenia Narodowego – z radykalnym odłamem rozwiązanego przez władze ONR „Falangą”. Część członków tej organizacji włączono do sanacyjnej młodzieżówki Związku Młodej Polski, której oddziały same zaczęły się przyłączać do ataków na Żydów.
W listopadzie 1935 roku nastąpiła dalsza eskalacja antyżydowskiej przemocy na Uniwersytecie Warszawskim, który ponownie został na jakiś czas zamknięty. Kolejny rok akademicki przyniósł dziesiątki żydowskich ofiar ataków na warszawskich uczelniach wyższych w październiku 1936 roku. Bund, wsparty przez PPS i warszawskie związki zawodowe, ogłosił wówczas strajk w obronie bitych studentów i przeciw propagowanemu przez prawicowe bojówki gettu ławkowemu. Na początku 1937 roku doszło do kolejnej fali przemocy. Pod presją bojówek coraz bardziej uginały się elity akademickie. 5 października 1937 rektor Politechniki Warszawskiej jako pierwszy wprowadził segregację miejsc siedzących dla studentów na swojej uczelni. Wkrótce wiele innych warszawskich i polskich instytucji akademickich poszło za jego przykładem. Nie powstrzymało to dalszych fal antyżydowskiej przemocy na uczelniach wyższych. W grudniu 1937 roku Politechnika Warszawska została zamknięta na kilka tygodni. Na początku kolejnego roku akademickiego, w październiku 1938 roku, w Warszawie studenccy radykałowie ogłosili „tydzień bez Żydów”. Analogiczny tydzień we Lwowie przyniósł ofiary śmiertelne w postaci dwóch zabitych nożem żydowskich studentów farmacji.
Szczególnie w latach 1935–1937, choć nie tylko wtedy, przemocy antyżydowskiej w dużych ośrodkach akademickich kraju towarzyszyła analogiczna fala na prowincji. 17 marca 1936 roku Żydzi Warszawy byli w awangardzie wielkiego strajku protestacyjnego wobec pogromu w Przytyku, który miał miejsce osiem dni wcześniej. Solidarność strajkową wymuszała nie tylko presja moralna, lecz także bojówki Bundu. Wszystko to ukazywało, że napięcie w relacjach chrześcijańsko-żydowskich w całym kraju było ogromne.
1 maja w leżącym nieopodal stolicy Mińsku Mazowieckim lokalni działacze SN zaatakowali demonstrację i zabili działacza żydowskiej partii Poalej Syjon Lewica. Jego towarzysze odpowiedzieli, ciężko raniąc dwóch narodowców. 1 czerwca niezrównoważony psychicznie Juda Lejb Chaskielewicz zabił rzekomo prześladującego go podczas służby wojskowej oficera Jana Bujaka. Kolektywną odpowiedzialność za to zabójstwo agitatorzy Stronnictwa Narodowego przypisali całej ludności żydowskiej miasteczka. Doszło do pogromu, kilkuset żydowskich mieszkańców Mińska uciekło do Warszawy. Gdy we wrześniu 1936 roku warszawski sąd apelacyjny wydawał wyrok w sprawie Chaskielewicza, władze stolicy zmuszone były rozwiesić w mieście dziesiątki tysięcy plakatów i ulotek przestrzegających przed organizacją zamieszek antyżydowskich lub udziałem w nich. Pod koniec tego samego miesiąca w żydowskie święto Sukot prawicowe bojówki zraniły na ulicach Warszawy kilkunastu Żydów. W kilku miejscach doszło do starć między nimi a bojówkami żydowskiej samoobrony i wspierającymi je działaczami Polskiej Partii Socjalistycznej. Do największego starcia doszło między nimi 18 września w Ogrodzie Saskim.
W pierwszej połowie 1936 roku tylko w Warszawie i Łodzi zarejestrowano 236 pobić i ataków na Żydów. 1 maja podczas ataku bombowego i ostrzału bundowskiego pochodu podczas demonstracji pierwszomajowej zginęło przyglądające się jej pod opieką matki pięcioletnie dziecko. Do ataków na Żydów w mieście doszło m.in. również dwa lata później, w marcu 1938 roku, podczas paniki ludności miasta spowodowanej ultimatum rządu Polski postawionego Litwie i powszechną obawą o zgromadzone w bankach oszczędności. Falangiści wyciągali wówczas z kolejek do banków Żydów i bili ich, ignorując oczywiście stojącą w tych samych kolejkach ludność chrześcijańską. Tylko 19 marca 1938 roku w wyniku pobić na ulicach miasta rannych zostało 50 Żydów.
Wszystko to znamionowało głębokie podziały społeczne w Polsce i jej stolicy. Na podziały te nie wskazywały bynajmniej wyłącznie działania prawicowych bojówek wobec Żydów, ale także fakt przyzwolenia na nie dużej części polskiej opinii publicznej. Przemoc i radykalizm były też niewątpliwie pogłębiane przez działania władz sanacyjnych – aresztowania bez wyroków sądowych, niekontrolowaną przemoc policji i sił bezpieczeństwa wobec obywateli i opozycji politycznej, korupcja i wreszcie – niemożność wymiany rządu w wolnych wyborach. Władza sama poddawała radykalne politycznie rozwiązania bojówkom opozycyjnym, dając im jasny sygnał, że nie odda sterów na drodze demokracji, którą sama skutecznie likwidowała.
Wszystkie te i wiele innych dramatycznych starć i wypadków politycznej przemocy w Warszawie odwracało uwagę od innych poważnych problemów społecznych, jak np. strukturalnej nędzy wsi i będącego odpowiedzią na nią wielkiego buntu chłopskiego w 1937 roku, który przyniósł dziesiątki zastrzelonych przez policję ofiar. Antydemokratycznym ideom ulegała wówczas coraz bardziej również lewicowa opozycja. Komuniści działający na rozkaz Kominternu i Józefa Stalina raz atakowali inne grupy lewicowe pod hasłami walki z „socjalfaszyzmem”, by nagle dokonać wolty i głosić sojusz z nimi pod sztandarem Frontu Ludowego.
Wśród komunistycznej młodzieży, tak jak i młodzieży z PPS, Bundu, a także prawicowych żydowskich rewizjonistów, wśród wszystkich tych grup coraz bardziej rozpowszechniał się kult siły fizycznej i myślenie o przeciwnikach politycznych w kategoriach absolutnego wroga. To wszystko prowadziło do nieraz dramatycznych walk wewnętrznych, zarówno w obozach prawicy, jak i lewicy. By posłużyć się jednym przykładem, wyżej wspomniane bojówki Bundu nie powstały w latach 30. do walki z antysemityzmem, ale dekadę wcześniej w walce z komunistami. Bodajże najdramatyczniejszym przykładem walki między żydowskimi komunistami a socjalistami był mający miejsce w lutym 1931 roku atak na prowadzone przez Bund opiekujące się dziećmi klasy robotniczej sanatorium im. Medema w podwarszawskim Miedzeszynie. Zresztą, żydowscy komuniści bili się nie tylko z bundowcami, ale i z wszelkiego rodzaju syjonistami. Ci ostatni nie raz konflikty między sobą rozwiązywali pięściami i kastetami. Nie inaczej wyglądały relacje między polskimi partiami politycznymi, ich młodzieżówkami i popierającymi je odłamami społeczeństwa.
Erozja społeczeństwa i demokracji w latach 30. w Warszawie była głęboka. W takim stanie stolica i jej mieszkańcy wkroczyli w katastrofę II wojny światowej, w trakcie której dramat lat 30. również miał znamienne konsekwencje.
Autor tekstu dr Kamil Kijek.
Tekst Demokracja na krawędzi jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Kamila Kijka oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2017: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2017, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2017. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2017: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2017.
Dulag 121
Dworzec Gdański
W latach 1968–1972 w skutek kampanii antysemickiej opuściło Polskę 15–20 tys. osób. Aby dostać pozwolenie na wyjazd żydowscy emigranci (oraz ich nie-żydowscy współmałżonkowie) musieli podpisać podanie do Rady Państwa o zrzeczenie się polskiego obywatelstwa. Zamiast polskich paszportów otrzymywali oni tzw. dokumenty podróży ważne tylko na wyjazd z Polski i bez prawa powrotu, w których było napisane, że „posiadacz niniejszego dokumentu nie jest obywatelem polskimˮ.
Odjeżdżali oni właśnie z Dworca Gdańskiego. W marcu 1998 na wschodniej ścianie budynku dworca odsłonięto tablicę upamiętniającą ten fakt z cytatem z Henryka Grynberga: „Tu więcej zostawili po sobie niż mieli.ˮ
©Źródło: Warszawa Gdańska, [autorzy] oraz Marzec 1968, [autorzy], licencja: [CC-BY-SA 3.0]
Dwudziestolecie międzywojenne
W dwudziestoleciu międzywojennym Warszawa z prowincjonalnego rosyjskiego miasta zmieniła się w nowoczesną i rozbawioną stolicę Rzeczpospolitej. Miasto było trochę brudne, miejscami niebezpieczne, ale pełne życia. W słynnych na cały kraj kawiarniach dyskutowano o poezji, najnowszych filmach dźwiękowych i ostatnich krojach kapeluszy od Diamentsztejna i Kulika. Eleganckie żony urzędników spacerowały po bulwarze obserwując pracujących na Wiśle piaskarzy, a na robotniczym Powiślu dzieciarnia biegała boso grając w „dychę”. Ten świat odszedł na zawsze wraz z wybuchem II wojny światowej, słuchając audioprzewodnika „Dwudziestolecie międzywojenne” (albo też idąc z nim na spacer) spróbuj jednak odnaleźć jego ślady.
Audioprzewodnik jest dostępny TUTAJ.
Audioprzewodniki „Miejska ścieżka” powstały w ramach projektu Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”.
Emigracja do Argentyny
Emigracja do Argentyny
W końcu XIX wieku, wraz z nasileniem się nastrojów antyżydowskich - wybuchami pogromów w Cesarstwie Rosyjskim i napięciami w Królestwie Polskim, wielu żydowskich intelektualistów zaczęło rozważać kwestię masowej emigracji z Europy. W 1891 roku baron Moritz von Hirsch utworzył Jewish Colonization Association (JCA). Organizacja ta miała na celu umożliwienie uciekającym z Europy wschodniej Żydom osiedlanie się w północnej i południowej Ameryce (Kanada, Stany Zjednoczone, Argentyna, Brazylia). JCA wykupywała ziemie, na których tworzyła żydowskie kolonie rolnicze. Jednym z głównych miejsc, w których JCA nabywała ziemię była Argentyna. Pomysł założenia kolonii żydowskich w Argentynie był na tyle popularny, że nawet pisała o nim polska prasa antysemicka1[1].
Wraz z pogarszającymi się warunkami gospodarczymi w Europie wschodniej pojawiało się coraz więcej miejsc, do których wyjeżdżano. Między 1881 a 1914 rokiem około 3 milionów żydowskich uchodźców udało się w podróż po lepsze życie2[2]. Wtedy też zaczęto przestrzegać, zwłaszcza młode dziewczęta przed pochopną decyzją o wyjeździe. Zarówno w tekstach literackich, jak i publicystycznych opisywano powszechny wówczas proceder wywozu, pod pozorem małżeństwa lub lepszych warunków bytowych, ubogich panien żydowskich do domów publicznych głównie w Ameryce Południowej3[3].
Jedną z najbardziej znanych grup przestępczych była rozbita w 1930 roku Cwi Migdal (znana też pod nazwą Warszawskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy), która kusiła dziewczyny z Polski, Rosji i Mołdawii perspektywą dostatniego i bezpiecznego życia za oceanem. Ameryka była przedstawiana jako kraj, w którym antysemityzm nie istnieje. Wiele młodych dziewcząt żydowskich wyjeżdżając z Warszawy, Lublina czy małego sztetla gdzieś w Polsce, nie zdawało sobie sprawy, że miły i przystojny jegomość, który został właśnie ich narzeczonym, jest w rzeczywistości członkiem mafii. Proceder był na tyle powszechny, że w Brazylii funkcjonowało słowo polacas na określenie prostytutki4[4], a w Polsce w 1929 powstał w film „Szlakiem hańby”, który opowiadał o tym masowym procederze i miał przestrzegać młode dziewczyny przed wyjazdami.
Autorką tekstu jest dr Zuzanna Kołodziejska
Tekst ”Emigracja do Argentyny” jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz imię nazwisko autora/ki tekstu oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Emigracja do Palestyny
Emigracja do Palestyny
W Polskim Słowniku Judaistycznym Natalia Aleksiun, autorka hasła „emigracja Żydów z Polski” podaje, że „w 1921–1925 z Polski wyjechało ponad 184 tys. Żydów (ponad 39% wszystkich emigrantów), z czego w 1921, tzn. przed wprowadzeniem ograniczeń, ponad 70 tys. do Stanów Zjednoczonych. W 1926–1937 wyemigrowało ponad 200 tys. Żydów. Wzrost emigracji w 1933–1936 wiązał się przede wszystkim ze zwiększoną liczbą wyjazdów do Palestyny (była to całkowicie żydowska emigracja). Żydem był co drugi emigrant na stałe opuszczający Polskę”.
Wg. autorów hasła „Osadnictwo żydowskie w Palestynie” „Ogółem w latach 1919-1923 w Palestynie osiedliło się około 35 tys. żydowskich zwolenników socjalistyczno-syjonistycznych ideologii z Europy Wschodniej. Byli to najczęściej młodzi ludzie, aktywiści organizacji syjonistycznych, bardzo często dobrze wykształceni. 31% pochodziło z Polski. (…) W latach 1924-1931 do Palestyny przybyła kolejna fala żydowskich imigrantów. Szacuje się, że w tym okresie w Palestynie osiedliło się około 80 tys. Żydów (w tym prawie 62 tys. Żydów polskich). Byli to rzemieślnicy i drobni przedsiębiorcy, którzy nie widzieli możliwości działania politycznego w Polsce. Ich napływ do Palestyny był silnym impulsem rozwoju”.
Cały tekst „Emigracja Żydów z Polski” autorstwa Natali Aleksiun jest dostępny w Polskim Słowniku Judaistycznym”, a z całym hasłem „Osadnictwo żydowskie w Palestynie” można zapoznać się w Wikipedi
Hajnt
Haynt (הײַנט – „Today“; Yidishes tageblat 1906–08) was a Yiddish daily newspaper, published in Warsaw from 1906 until 1939. Newspaper Yidishes tageblat (יידישעס טאגעבלאט) was founded in 1906 by Zionist Shmuel Yankev Yatskan, a former contributor to the Hebrew language paper Ha-Tsefirah. In 1908 Yidishes tageblat changed its name to Haynt and quickly established itself as the premier Yiddish newspaper in the Congress Poland. Practice of reprinting Yiddish fiction in serialized form, helped Haynt set new circulation records for Yiddish journalism. By 1913 newspaper reached circulation of more than 150,000. From 1908 till 1932 Haynt was a private company. In 1932 a cooperative called Alt-Nay was formed by the staff, who administered newspaper ever since.
Wikipedia
Hebrajska Warszawa
Hebrajska Warszawa i jej czasopisma
Z końcem 1903 roku poeta Ja’akow Fichman przybył z Odessy, ważnego wówczas ośrodka literatury hebrajskiej, do jej drugiego literackiego centrum – Warszawy, miasta z długimi tradycjami żydowskimi i jednej z największych gmin żydowskich na świecie. Jego oczom ukazała się dynamiczna metropolia z buzującym życiem kulturalnym oraz intensywną produkcją literacką. Warszawa gromadziła wówczas ważne persony – niezwaśnionych jeszcze wtedy – literatur żydowskiej i hebrajskiej oraz wabiła rzesze młodych pisarzy, którzy ciągnęli do niej skuszeni opowieściami o atmosferze tutejszej bohemy i możliwością utrzymania się z literatury[1]. W stolicy mieszkali m.in. Icchak Lejb Perec, Nachum Sokołów czy Dawid Friszman, a miasto odwiedzali młodzi obiecujący pisarze hebrajscy, tacy jak Gerszon Szofman, Icchak Dow Berkowic, Zalman Szneor, Ja’akow Sztajnberg, Uri Nisan Gnessin czy Josef Chaim Brenner[2]. Jednak to nie osobistości Warszawy przyciągały tu pisarzy hebrajskich, „ale ona sama – miasto młodej literatury hebrajskiej, dom »Tusziji«, »Achi’asafa[3]«, »Ha-Cefiry« i »Ha-Cofe«[4]. Redakcja »Olam katan« jawiła mi się niczym zielona wyspa. Było coś radosnego i symbolicznego w fakcie, iż w tym wielkim wielonarodowym mieście, znalazło się miejsce dla tej wiosennej literatury”[5].
Tak też nieodłącznym elementem krajobrazu żydowskiej Warszawy był świat wydawniczy. Dzisiejsza dzielnica Muranów stanowiła ostoję literatury jidysz i hebrajskiej, a ulice takie jak Nowolipki, Nowolipie czy Nalewki były centrum żydowskiego wydawnictwa i dystrybucji. Wskutek I wojny światowej, pogarszających się warunków bytowych i politycznych żydostwa polskiego, a później zaostrzającego się antysemityzmu, wielu pisarzy, i Żydów w ogóle, wyemigrowało do Palestyny bądź Ameryki. Zmniejszyło się zatem grono tak twórców i agentów literatury, jak i jej potencjalnych odbiorców; warunki wydawnicze pogorszyły się. Wszystko to prowadziło do zmiany układu sił na mapie literatury hebrajskiej – okres świetności ośrodków diasporowych dobiegł końca, a jedynym „prawdziwym” – wedle ideologii syjonistycznej – centrum miało być owo uformowane w Palestynie, tj. historycznej Ziemi Izraela.
Nie można też zapominać, że na sytuację prasy hebrajskiej w okresie międzywojennym wpłynęły jeszcze inne – wewnętrzne – względy. Konkurencję stanowiła dla niej z jednej strony prasa jidysz, która była wtedy w szczytowej fazie swego rozwoju oraz prężnie rozwijająca się prasa polsko-żydowska – obie pisane w bardziej przystępnych niż hebrajski językach, z drugiej zaś – periodyki hebrajskie przysyłane z „duchowej ojczyzny”, tj. Erec-Israel.
Hebrajska działalność wydawnicza i literacka powoli jednak wracała do życia. O potrzebie wskrzeszenia hebrajskiego centrum w stolicy polskiej diaspory pisał Ozjasz Thon redaktor odnowionego po wojnie rocznika literackiego pt. „Luach Achi’asaf” („Kalendarz Achi’asafa”, Warszawa 1923)[6]. Powojenny paraliż i przedłużająca się stagnacja, która spowiła twórców hebrajskich w diasporze, miały być przerwane przez centrum polskie – „ta największa, najbardziej liczna i najlepiej zorganizowana wspólnota, musi wreszcie zabrać głos po tej długiej ciszy i pokazać całemu światu, oznaki życia, znak odrodzenia”, postulował Thon.
Echa wojny i pogromów przebrzmiewały też w chronologicznie pierwszej powojennej publikacji hebrajskiej, tj. „Arachim” („Wartości”, Warszawa 1919). Ten niewielki zbiór literacki zapoczątkował szereg prób powołania lokalnych bądź ogólnopolskich wydawnictw hebrajskich pisarzy. Większość z tych publikacji naznaczona była krótką linią życia – niektóre z nich okazywały się być jednorazowymi - jak „Arachim”, inne utrzymywały się rok bądź dwa. Ewenementem pod względem okresu wydawania był tygodnik „Ba-Derech” (“W Drodze”), który – z przerwami – ukazywał się przez pięć lat (Warszawa 1932–1937)[7]. W okresie międzywojennym w Warszawie prócz dwunastu czasopism stricte literackich ukazywały się trzy periodyki informacyjne zawierające sekcje literackie: „Ha-Cefira”, „Ha-Jom”, „Ba-Derech” oraz prasa syjonistyczna, młodzieżowa, czasopisma edukacyjne czy religijne[8].
Znakiem odnowy, albo przynajmniej próbą przywrócenia Warszawie jej dawnej wydawniczej świetności, było przeniesienie powołanego w Moskwie (1917) Wydawnictwa Abrahama Josefa Sztybla. Sztybel, kupiec który dorobił się swej fortuny dzięki sprzedaży importowanych z Ameryki skórzanych butów wojskowych dla rosyjskiej armii, zapamiętany został jako miłośnik literatury hebrajskiej, który stworzył materialne warunki dla jej rozwoju. Wraz z Wydawnictwem Sztybla do Warszawy przeniosła się także redakcja kwartalnika „Ha-Tkufa” (Epoka, 1918–1950 z przerwami), jednego z najważniejszych projektów wydawniczych Sztybla. Jego redaktorem został podziwiany przez Sztybla weteran prasy hebrajskiej, poeta, krytyk i tłumacz – Dawid Friszman. Później zastąpili go Fiszel Lachower i Ja’akow Kahan. Wydawnictwo do 1924 roku prężnie działało w Warszawie, przy ul. Orlej 11, następnie zawieszono je wskutek bankructwa Sztybla. „Ha-Tkufa” dalej, acz mniej regularnie, była jeszcze wydawana w filiach Wydawnictwa w Berlinie, w Tel Awiwie i Nowym Jorku, gdzie zakończyła swą wędrówkę. U schyłku lat 30. XX wieku Sztybel starał się reaktywować swe wydawnictwo, a co za tym idzie i hebrajskie życie literackie w Warszawie, jednak jego próby nie odniosły pożądanego sukcesu.
Kwartalnik „Ha-Tkufa” był bogatym w materiał literacki i naukowy zbiorem, w którym ukazywały się prace najważniejszych twórców epoki, reprezentantów tak starszego, jak i młodego pokolenia. Na łamach czasopisma publikowali wtedy początkujący, dziś już uznani, pisarze tacy jak Bat-Miriam, Chaim Hazaz, Eliszewa (Bichowski), Nechama Puchaczewski, Matitjahu Szoham, Dawid Szimonowicz, Szimon Halkin czy Dawid Fogiel. Choć wydawane w Warszawie, nie było to „warszawskie” czy nawet „polskie” czasopismo, przeciwnie – periodyk miał charakter eksterytorialny, jego zasięg był ogólnoświatowy, a publikowane w nim materiały nadsyłano z całej diaspory. Inaczej z pozostałymi periodykami wydawanymi w Warszawie, które były mocniej zakorzenione w polskiej rzeczywistości.
Przykładem może być czasopismo „Alim” (“Liście”, Warszawa 1925–1927), w którym eksponowano literaturę i życie kulturalne Polski. Można było w nim znaleźć informacje kulturalne z Warszawy, recenzje sztuk wystawianych przez lokalne żydowskie grupy teatralne, publikowano nawet wieści ze scen polskiego teatru. Część z jedenastu numerów numerów „Alim” poświęcona była konkretnym pisarzom hebrajskim. Z literatury obcojęzycznej zainteresowaniem cieszyły się głównie literatury rosyjska i polska. Na łamach periodyku ukazały się rozmowy z pisarzami: Arcybaszewem – o literaturze rosyjskiej na wygnaniu, Erenburgiem – o literaturze rosyjskiej po rewolucji, Korczakiem - o przyszłości hebrajskiego i jidysz w Polsce czy Kaden-Bandrowskim - o współczesnej literaturze polskiej. Wraz z rozmowami publikowane były przekłady fragmentów ich twórczości. Opublikowano także – zmarłego w 1925 roku – Stefana Żeromskiego. Zainteresowanie „sprawami polskimi” brało się zapewne z indywidualnych preferencji redaktora Jehudy Warszawiaka, który sam próbował sił na polu tłumaczeń literatury, głównie polskiej na hebrajski.
W latach 20. Warszawiak, prócz „Alim”, redagował hebrajskie czasopismo młodzieżowe „Hed Ha-Noar” (“Echo Młodych”, Warszawa 1924). W następnej dekadzie został wyznaczony do redakcji dużo bardziej poważnego czasopisma – organu Zrzeszenia Literatów i Dziennikarzy Hebrajskich w Polsce. Polską filię Zrzeszenia Literatów i Dziennikarzy Hebrajskich w Tel Awiwie powołano w Warszawie w 1930 roku, na skutek intensywnych działań Cwi Zwuluna Wajnberga, który został też jej pierwszym kierownikiem. Zrzeszenie było jednym z najważniejszych organów promocji literatury i kultury hebrajskiej w Polsce międzywojennej, a jego pododdziały powstały także w Wilnie, Białymstoku, Łodzi, Lwowie i Krakowie. Kilka lat zajęły próby stworzenia czasopisma reprezentującego Zrzeszenie i dopiero w 1936 roku pomysł ten urzeczywistniono powołując „Amudim” (“Strony”, Warszawa 1936). Pismo jednak nie przetrwało próby czasu – ukazały się zaledwie dwa jego numery.
Na stronach „Amudim” publikowali reprezentanci ośrodka polskiego – dramaturg Matitjahu Szoham, poeci Natan Sztokhamer i Ber Pomeranc, prozę publikowali Warszawiak, Jakir Warszawski i Reuwen Fahn, eseje i inne teksty publicystyczne Warszawiak, Josef Czesler i Israel Ostraczer. Także artykuły naukowe, choć wyjątkowo nieliczne, dotyczyły Polski – o Żydach jako mieszkańcach Polski pisał Matitjahu Mieses, a Menachem Sztajn rozważał wpływ midraszy i agad na literaturę polską.
Istniało jeszcze wiele innych periodyków, które nie zostały tu omówione. Były wybitnie polemiczne „Kolot” („Głosy”, Warszawa 1923–1924, red. Eli’ezer Sztajnman) oraz „Sne” („Krzew Gorejący”, Warszawa 1929, red. Ja’akow Kahan) – pismo odznaczające się wyjątkowo negatywnym stosunkiem do diaspory. Wydawano „Nisan” (Warszawa 1930, red. Ja’akow Fichman) – w rzeczywistości zbiór utworów literackich przeznaczony „ku uciesze” czytelnika dorosłego, jak i dziecka, i wydany bezpośrednio przed świętem Purim, „Ba-Sach” (“Wespół”, Warszawa 1932, red. Ja’akow Chofaj), który miał z kolei formę miniaturowej antologii poezji. Były też „Reszit” (“Początek”, Warszawa 1932-1934, red. Malki’el Lusternik, z pomocą Cwi Zwuluna Wajnberga), „Tiszre” (Warszawa 1937, red. Jehuda Warszawiak) przypominające swą formą „Nisan” oraz „Tchumim” (“Granice”, Warszawa 1937–1938, red. Malki’el Lusternik, Natan Eck, Ber Pomeranc) – ostatni literacki periodyk, który ukazał się w międzywojennej Warszawie.
Spośród nich na uwagę zasługuje „Reszit”, który wydaje się być najciekawszym pod kątem dyskusji nad kształtem nowej literatury hebrajskiej. Redagowa go łódzki poeta i członek Gordonii Malki’el Lusternik z pomocą doświadczonego kolegi po fachu – Cwi Zwuluna Wajnberga. Jak relacjonował ten ostatni, czasopismo miało powstać własnym sumptem oddanego sprawie Lusternika. Przyjemna estetyka pisma – czytelna czcionka, przedruki rycin czy zdjęć pisarzy tylko zwiększały jego atrakcyjność. W periodyku drukowano prace przedstawicieli ośrodka literatury hebrajskiej w Polsce, m.in. Lusternika, Wajnberga, Pomeranca, Arona Cajtlina, Icchaka Kacenelsona, Szmuela Dawida Bunina, Eli’ezera Sztajnmana, Meira Czudnera, Icchaka Landera czy Awrahama Rozencwajga.
Jak wskazywała Orli Bechar, na łamach „Reszit” ścierały się przeciwstawne poglądy na nową literaturę hebrajską. Prezentowali je poeci, którym mimo różnic charakteru i wzajemnych obiekcji udało się wypracować współpracę (na łamach „Reszit” oraz w redakcji „Tchumim”). Lusternik jako członek Gordonii – ugrupowania syjonistycznego, które przyjęło naukę Gordona i jego wiarę w socjalizm – ułożył nawet hymn Gordonii i często podkreślał narodowy charakter literatury. Jego postawa przypominała postulaty literatury tzw. „zaangażowanej” (hebr. sifrut megujeset), tj. zaangażowanej politycznie/ideologicznie. Upatrywał on w literaturze ważnej roli w kształtowaniu społeczeństwa, narodu. Inaczej Pomeranc, utalentowany poeta o unikalnym stylu, który opowiadał się za literaturą indywidualną, subiektywną, wręcz osobistą.
Analiza materiałów zawartych w międzywojennych publikacjach nie tylko pokazuje, że centrum literatury hebrajskiej w Polsce międzywojennej jeszcze nie się poddało wszechogarniającej rezygnacji, lecz wręcz przeciwnie – wytworzyło wewnętrzną dynamikę, niekoniecznie zależną od zwierzchniego centrum w Palestynie. Także historyczna wartość periodyków i zawartych w nich informacji o rzeczywistości międzywojennej służą za doskonałe źródło nie tylko dla historyków literatury hebrajskiej, ale i dla zainteresowanych odkrywaniem marginalnych ośrodków, w których niekanoniczna literatura powstawała.Autorką tekstu jest Magda Sara Szwabowicz.
Więcej na temat:
- „Literatura polska w zwierciadle hebrajskojęzycznej krytyki literackiej”, „Teksty Drugie”, 2012, 1/2, ss. 242-254.
- „Hebrajskie czasopisma literackie Warszawy (1919-1939)”, [w:] Joanna Nalewajko-Kulikov, red., Studia z dziejów trójjęzycznej prasy żydowskiej na ziemiach polskich (XIX-XX w.), Neriton, Instytut Historii PAN, Warszawa, 2012, ss. 147-166.
- „Modernizm hebrajski zapomniany – poezja hebrajska w Polsce międzywojennej”, [w:] Eugenia Prokop-Janiec, red., Polacy-Żydzi. Kontakty kulturowe i literackie, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków, 2014, ss. 93-106.
Tekst Hebrajska Warszawa jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Agaty Maksimowskiej oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Kibuc Grochów
Rivka Harel (Borowik)
Wiele było w Polsce miejsc, gdzie żydowska młodzież uczyła się uprawy ziemi. Jednym z nich był Grochów koło Warszawy, gdzie znajdowała się wzorowa żydowska kolonia, kwuca (grupa) w pełnym sensie tego słowa. Tamtejsze dziewczęta – córki rabinów i kupców – doiły krowy, uprawiały ziemię i mówiły po hebrajsku wymawiając słowa na sefardyjską modłę, a dawni uczniowie jeszywy orali ziemię i siali, wykazując sporą zaradność oraz znajomość rolnictwa. Zjeżdżali się tutaj młodzi z Galicji, Litwy, Wielkopolski, Ukrainy i wszyscy żyli z sobą.
Aby trafić do kibucu, należało przy Alejach Jerozolimskich wsiąść w tramwaj nr 24 i dojechać do przedostatniego przystanku. Wysiadało się wśród pól i łąk, tylko gdzieniegdzie widoczne były drewniane chałupy. Pola uprawne kibucu rozciągały się między dzisiejszymi ulicami Grochowską a Ostrobramską. Od początku lat trzydziestych oficjalna siedziba kibucu mieściła się przy ulicy Witolińskiej 43.
Kibuc Grochów zaczęto organizować w 1919 roku. Powstał z inicjatywy młodzieżowej organizacji syjonistycznej He-Chaluc. Podstawowym celem działalności kibucu było przygotowanie młodzieży do emigracji do Palestyny/Izraela. Uczono przede wszystkim uprawiania roli oraz innych zawodów, uważanych za przydatne przy budowie nowego państwa. Kibuc stanowił wspólnotę – w ten sposób w praktyce realizowano zasady socjalizmu. Chaluce (pionierzy) byli zobowiązani do uczestnictwa w kursach dokształcających dotyczących historii oraz geografii Izraela oraz literatury hebrajskiej. Dodatkowo uczyli się języka hebrajskiego. Początki były bardzo skromne: w lutym 1920 roku pierwsza czteroosobowa grupa chaluców przybyła na Grochów. Ludzie tworzący kolektyw pochodzili z bardzo różnych środowisk. Zazwyczaj byli bardzo młodzi, wielu uciekało z domu, aby realizować marzenie o emigracji do Palestyny. W latach dwudziestych w kibucu Grochów przebywało jednocześnie około dwudziestu osób. Zazwyczaj po kilkunastu miesiącach nauki pionierzy i pionierki emigrowali do Palestyny/Izraela. Początek lat trzydziestych przyniósł duże zmiany – postępująca pauperyzacja, wzrost antysemityzmu w Polsce oraz ograniczenie możliwości emigracji do Palestyny spowodowały, że coraz więcej młodych ludzi przystępowało do kibucu. W latach trzydziestych na Grochowie jednocześnie mieszkało i pracowało ponad 100 osób. W roku 1938 przybyła tu grupa niemieckiej młodzieży – działaczy organizacji syjonistycznych, których wydalono z nazistowskich Niemiec. Tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej grochowski kolektyw liczył 200 osób. W czasie wojny na Grochowie pracowało na stałe kilkadziesiąt osób. W pierwszych latach działalności w kibucu znajdowały się tylko drewniane budynki gospodarcze. Większość osób mieszkała w domach wynajmowanych na terenie Grochowa. W 1925 roku wybudowano ceglaną oborę, a trzy lata później, w 1928 rozpoczęto budowę nowej siedziby kibucu. Przedsięwzięcie to było możliwe dzięki wsparciu wielu darczyńców, wśród nich najważniejszym był znany warszawski, żydowski filantrop – Henryk Doktorowicz. W 1931 roku pionierzy przenieśli się do nowego dwupiętrowego budynku. Były w nim dwie sypialnie, duża jadalnia oraz świetlica. W przybudówkach ulokowano piekarnie, szwalnie oraz zakład szewski; szwalnie i zakład szewski produkowały ubrania i obuwie dla członków kibucu. Pomieszczenia rolnicze i gospodarcze (stajnie, obory, szklarnie) znajdowały się bliżej ulicy Grochowskiej, na polach uprawnych. Wraz z oddaniem do użytku nowego budynku sytuacja mieszkaniowa w kibucu znacznie się poprawiła, ale tylko na krótko. Już w połowie lat trzydziestych nowy budynek nie mógł pomieścić wszystkich chaluców. W sypialniach panowała wielka ciasnota – dwie albo trzy osoby spały w jednym łóżku.
Gospodarka
Kibuc Grochów był trzydziestohektarowym gospodarstwem rolnym. Uprawiano zboża, kwiaty, warzywa. Hodowano krowy, drób, zawsze były tam konie. Jednak rolnicze początki były bardzo trudne. Młodzi wstępujący do kibucu nie mieli pojęcia o uprawie roli, nie posiadali także żadnego doświadczenia w pracy fizycznej. Musieli więc uczyć się na błędach – brak umiejętności i wiedzy przypłacali ciężką fizyczną pracą oraz stratami finansowymi. W kibucu zawsze zatrudniano agronoma, czyli osobę z wykształceniem rolniczym, która miała edukować pionierów. Korzystano także z doświadczenia okolicznych polskich chłopów. Już w latach trzydziestych kibuc Grochów stał się dobrze prosperującym i innowacyjnym gospodarstwem rolnym. Wprowadzano nowoczesne uprawy oraz sprzęt. Rozwój produkcji rolniczej kibucu zawdzięczano Aronowi Kryńskiemu – agronomowi zatrudnionemu w 1931 roku. Był absolwentem studiów rolniczych, miał ogromną wiedzę i umiejętności organizacyjne. Zrewolucjonizował życie kibucu. Wprowadził wiele innowacyjnych rozwiązań rolniczych: nowe rodzaje upraw, intensywną hodowlę owoców i warzyw, a także ośmiogodzinny dzień pracy. Warzywa, owoce i kwiaty wyprodukowane w kibucu sprzedawano na targach w Warszawie. Dochód z tego stanowił ważną pozycję w budżecie gospodarstwa. Raz do roku organizowano święto dożynek, w czasie którego licznie zgromadzonym gościom prezentowano rolniczą produkcję kibucu.
Czas rozkwitu
W latach trzydziestych kibuc Grochów stał się sławny w całym żydowskim świecie. Wielu młodych syjonistów marzyło, żeby właśnie tam odbyć kurs przygotowujący do emigracji do Palestyny. Grochów wyróżniał się wśród innych podobnych ośrodków w Polsce tym, że przygotowywał przede wszystkim do pracy na roli. Wielu byłych członków kibucu wspominało, że mimo ciężkiej pracy fizycznej, fatalnych warunków bytowych, biedy oraz powtarzających się napadów antysemickich w kibucu panowała wspaniała atmosfera. Na grochowskich polach udało się stworzyć namiastkę Izraela. Młodzi z wielkim zapałem uprawiali ziemię, rozmawiali między sobą po hebrajsku, uczyli się poezji hebrajskiej, prowadzili wielogodzinne dyskusje o sytuacji politycznej w Palestynie, o kształcie nowej, wymarzonej ojczyzny. Słynne na całą Warszawę były piątkowe i sobotnie imprezy taneczne, podczas których tańczono oczywiście izraelski taniec ludowy – horę.
W kibucu działały orkiestra oraz kółko teatralne; oba zespoły występowały i odnosiły sukcesy również poza kibucem. Kibuc Grochów był dla wielu młodych ludzi pierwszym etapem w przygotowaniu do emigracji do Palestyny/Izraela. Oprócz tego, że uczyli się oni tutaj praktycznych zawodów, byli także kształtowani ideologicznie. Często pobyt na Grochowie miał wpływ na ich późniejsze życie. Jak przekonywał Marek Edelman, to nie przypadek, że dowództwo powstania w getcie warszawskim przejęli ludzi uformowani na Grochowie. Wielu Grochowiaków po emigracji do Izraela odegrało znaczącą rolę w życiu społecznym i kulturalnym swojej nowej ojczyzny. Wśród nich należy wymienić: Szaloma Postolskiego – kompozytora, autora wielu bardzo popularnych piosenek żydowskich; Izraela Zachariego – pisarza i tłumacza, Eliasza Goldenberga – znanego aktora i komika izraelskiego, który doświadczenie teatralne zdobywał także jako kierownik kółka teatralnego w kibucu Grochów. Kibuc był częstym celem odwiedzin znanych działaczy syjonistycznych. Na początku lat trzydziestych grochowską fermę zwiedzał Chaim Nachman Bialik – izraelski wieszcz narodowy. Pod koniec lat trzydziestych gwiazdą kibucowej potańcówki była też Golda Meir – późniejsza premier Izraela. Na Grochów przyjeżdżali również żydowscy „celebryci” z Warszawy: Zofia Ołdak – Miss Judea 1929 – która w kibucu fotografowała się z krowami.
W latach trzydziestych kibuc Grochów chętnie wynajmował budynki i pola, by pozyskać dodatkowe środki finansowe. Dlatego też w jednym z budynków gospodarczych produkowano maty trzcinowe – właścicielem przedsiębiorstwa oraz specjalnej maszyny był niejaki Klein. Natomiast na grochowskich polach Józef Green zbudował z hollywoodzkim rozmachem miasteczko filmowe i kręcił najważniejsze hity przedwojennego kina jidysz.
Antysemityzm
Wszystkie działki położone dookoła kibucu należały do Polaków. Kontakty z sąsiadami układały się nie najlepiej, chociaż w latach dwudziestych sporadycznie współpracowano z nimi – korzystano z ich doświadczenia rolniczego, lub też zatrudniano do pomocy w czasie żniw. Sąsiedzi chętnie zaopatrywali się w owoce i warzywa produkowane w kibucu.
Jednak już od końca lat dwudziestych konflikty wybuchały coraz częściej i były coraz bardziej brutalne. Kibuc stawał się celem ciągłych chuligańskich napadów, na Grochowie pojawiały się także bojówki endecji. Konflikty eskalowały najsilniej na początku maja 1935 roku, kiedy w trakcie jednego z napadów zastrzelono członkinię kibucu – Fridę Wołkowyską. Po tym zabójstwie kibuc dostał zezwolenie na posiadanie broni, zaczęto także organizować kursy samoobrony.
Wojna
Wraz z wybuchem drugiej wojny światowej rozpoczął się ostatni rozdział w historii kibucu. Teren gospodarstwa oraz budynki zostały zbombardowane we wrześniu 1939 roku, a chaluce opuścili Grochów i ewakuowali się razem z mieszkańcami Warszawy na wschód. Teren gospodarstwa splądrowano, rozkradziono inwentarz żywy oraz narzędzia rolnicze. W 1940 roku młodzi pionierzy wrócili na Grochów, aby odbudować gospodarstwo. Odnowienie Grochowa było jednym z nadrzędnych celów Droru – organizacji wywodzącej się z He-Chalucu. Dzięki prowadzonym na miejscu akcjom kulturalno-oświatowym chciano przeciwstawić się demoralizacji społeczności żydowskiej. Do współpracy zaproszono wszystkie młodzieżowe ruchy syjonistyczne. Początki były bardzo trudne, gdyż cała infrastruktura została zniszczona w czasie kampanii wrześniowej. Jednak dzięki naciskom na Judenrat oraz znajomych i sympatyków organizacji udało się odbudować kibuc. W pierwszym okresie okupacji Niemcy odnosili się przychylnie do młodych Żydów uprawiających ziemię. Sytuacja zmieniła się pod koniec 1940 roku, kiedy to po zamknięciu getta w Warszawie młodym coraz trudniej było docierać na Grochów. W 1941 roku kibuc dostał nowego zarządcę – volksdeutscha z Poznańskiego, który w 1942 roku nakazał Żydom opuścić teren gospodarstwa i powrócić do getta. W czasie wojny działalność kibucu Grochów nabrała nowego znaczenia, dla getta bardzo ważne stały się dostawy żywności tu produkowanej. Grochów stał się swoistą oazą, ludzie przyjeżdżający do gospodarstwa z zatłoczonego getta czuli się tak, jak gdyby znaleźli się w innym świecie – otwarte pola i świeże powietrze dawały im poczucie wolności, pozwalały odpocząć. Poza tym w latach czterdziestych było to jedno z najważniejszych miejsc dla żydowskiej działalności konspiracyjnej. Na terenie gospodarstwa zatrzymywały się łączniczki kursujące między najważniejszymi miastami Generalnego Gubernatorstwa, które przewoziły informacje oraz materiały. Z kibucem Grochów w czasie wojny byli związani również organizatorzy podziemia oraz ruch oporu w getcie. Wśród nich byli Mordechaj Anielewicz, Cywia Lubetkin oraz Icchak Antek Cukierman, którzy przewodzili walkom podczas powstania w getcie warszawskim. Działacze Droru do końca wojny nie zapomnieli o dawnym gospodarstwie rolnym na Grochowie. Po upadku powstania w getcie warszawskim część bojowników przez krótki czas ukrywała się na grochowskich polach. W 1943 roku Icchak Cukierman przedostał się na Grochów i w gruzach białego budynku zakopał cześć archiwum Droru, którego niestety już po wyzwoleniu Grochowa nie udało się odnaleźć. W 1945 roku podjęto próby odzyskania i odbudowania kibucu, lecz nie udało się jednak zrobić tego w dawnym miejscu. Młodzi syjoniści przenieśli się na Śląsk, gdzie powstał kibuc, który otrzymał nazwę Grochów na pamiątkę warszawskiego kibucu.
Zapraszamy na stronę internetową www.anski.org/kibuc-grochow poświęconą historii kibucu Grochów.
Autorką tekstu i tłumaczeń cytatów z języka hebrajskiego jest Mania Cieśla.
Kino Femina
Femina
W 1935 roku mieszkający przy Smolnej 4 Dawid Bachrach postanowił wybudować przy ulicy Leszno 35 nowoczesny budynek z przeznaczeniem na kino. Jak pisze Jerzy S. Majewski: „Nowa, siedmiokondygnacyjna kamienica zastąpiła stary jednopiętrowy dom.”[1] Projekt znanego i cenionego architekta Juliusza Żurawskiego (zaprojektował kilka innych warszawskich kin – Axi, Roma i istniejący do dziś Atlantic) zakładał salę z widownią na 500 miejsc. Podobnie jak inne budowle Żurawskiego tak i Feminę charakteryzowała nowoczesność: „[architektura] połyskująca chromowanymi metalami w strefie wejścia i holu. Z zewnątrz do kina zapraszał duży semaforowy neon. Litery ciągnęły się przez kilka pięter kamienicy”.[2] Kino zostało otwarte w 1938 roku i słynęło, jak sama nazwa wskazywała, z lekkiego, melodramatycznego repertuaru dla kobiet. Poświęcono jej nawet krótki wierszyk: „Baba, romans, ckliwa mina, Każdy zgadnie, to Femina”.[3]
Po wybuchu wojny budynek krótko służył za niemiecką rewię. W 1940 ulica Leszno, a wraz z nią Femina znalazły się w obrębie utworzonego getta. O ile po aryjskiej stronie Niemcy ograniczali życie kulturalne, o tyle akcja bojkotu jawnych kin i teatrów w getcie, nie miała racji bytu, ponieważ tam Niemcy nie bardzo ingerowali w życie kulturalne, próbując podtrzymać ułudę normalnej egzystencji.[4] Dlatego w Feminie, przekształconej na teatr, mogły odbywać się przedstawienia nawiązujące do znanych przedwojennych warszawskich kabaretów Qui Pro Quo i Morskie Oko. Inauguracja odbyła się 20 czerwca 1941 roku rewią Batalia humoru z tekstami Jerzego Jurandota. Jak pisze Ruta Sakowska „Femina stała się teatrem rozrywkowym wysokiej klasy”[5]. Jedną z występujących tam artystek była Marysia Ajzensztadt, nazywana „słowikiem warszawskiego getta”. Ostatnia premiera odbyła się niemal równo rok później i była to operetka Irme Kalmana Bajadera. Po likwidacji getta Niemcy wykorzystali budynek na magazyn. Potem do Feminy przeniósł się jawny teatrzyk rewiowy Figaro. Budynek przetrwał wojnę, a kino odrodziło się w 1958 roku. W 2013 roku Femina stała się głośna za sprawą wydanej zgody na likwidację kina i urządzenie w jego miejscu marketu spożywczego Biedronka.[6]
Autorką tekstu jest dr Zuzanna Kołodziejska.
Tekst „Femina” jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz imię nazwisko autora/ki tekstu oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Król Cygański
Koronacja Króla Cyganów
W lipcu 1937 roku na stadionie warszawskiej Legii odbyła się uroczystość koronacji króla cygańskiego. Posłuchaj Andrzeja Grzymały-Kazłowskiego, który opowiada o tym wydarzeniu.
tytuł filmu jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz autora/ki oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Litwacy
Litwacy
Warszawa w XIX wieku przeżywała swój najbardziej intensywny rozwój. Jak do każdego dużego ośrodka miejskiego ciągnęły tu tłumy przybyszów z prowincji, m.in. żydowskich imigrantów z Cesarstwa Rosyjskiego – tzw. Litwaków. Królestwo Polskie, choć będące pod zaborem rosyjskim, nakładało na Żydów znacznie mniejsze ograniczenia niż Cesarstwo Rosyjskie. Rozmaite represje stosowane przez władze carskie, np. tzw. „prawa majowe” z 1882 roku zakazujące Żydom osiedlania się w miastach i na ich przedmieściach, handlowania w niedziele i święta chrześcijańskie, ograniczające dostęp do szkół, w połączeniu ze wzrostem nastrojów antyżydowskich spowodowały, że część rosyjskich Żydów uciekała na ziemie polskie. Szacuje się, że w okresie między 1881 a 1914 rokiem Rosję opuściły 2 miliony jej żydowskich mieszkańców.
Wielu uciekinierów przybyło do Warszawy z Białorusi, wówczas nazywanej Litwą, dlatego – by podkreślić odrębność przybyszów – nazwano ich Litwakami.
Litwacy rzeczywiście różnili się od polskich Żydów obyczajowością, w tym tradycją religijną i dialektem jidysz[1], a nierzadko również poziomem wykształcenia. Po przyjeździe do Warszawy często zakładali własne domy modlitwy. Między innymi dlatego ortodoksi i chasydzi krytykowali ich sposób życia, praktyki religijne i tradycje. Jednak Litwacy mieli bardzo pozytywny wpływ na rozwój Królestwa Polskiego i Warszawy. Niemal od razu uruchamiali swoje dawne kontakty z przedsiębiorcami z Cesarstwa Rosyjskiego, przyczyniając się do wzrostu gospodarczego. Osiedlali się na Muranowie – w okolicach placu Muranowskiego i ulicy Nalewki. Ulica ta stanowiła wówczas wyraźną granicę między światem polskich Żydów na Grzybowie, a nowoczesnym centrum handlu stworzonym przez Litwaków. Wbrew antysemickiej nagonce, Litwacy nie byli rusyfikatorami i szybko asymilowali się z polską kulturą.[2] Stali się też bohaterami licznych powieści, opowiadań i wierszy zarówno pisanych w jidysz, jak i po hebrajsku czy polsku.[3]
Autorką tekstu jest dr Zuzanna Kołodziejska.
Tekst Litwacy jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz imię nazwisko autora/ki tekstu oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Modlitewnia na Targowej
Muranów
Muranów
Historia Muranowa to swoisty palimpsest. Jeszcze w latach 30. XX wieku to żydowska dzielnica pełna życia. W czasie wojny zamieniona w getto, a następni zrujnowana przez nazistów. W latach 50. XX wieku dbudowana jako nowoczesna, modernistyczna dzielnica będąca jednocześnie pomnikiem zniszczenia. Dla nowych mieszkańców stała się ich nowym domem.
Narodziny Ursynowa
Druga połowa XX wieku to czas intensywnego rozbudowywania się miasta. Aby zobaczyć, jak wyglądała codzienność na jednym z wielkich osiedli budowanych z prefabrykanów posłuchaj audioprzewodnika „Narodziny Ursynowa”. Wyobraź sobie koniec lat 70. XX wieku. Właśnie buduje się Ursynów. Powstaje Kopa Cwila, Dom Sztuki, Megasam, szkoła przy ul. Puszczyka, kościół przy al. Komisji Edukacji Narodowej, a czerwoniaki przeżywają oblężenie. Jak wyglądało życie młodych ursynowian w tamtym czasie? Co z tamtego okresu pozostało do dziś? Posłuchaj, jak rodziło się najsłynniejsze warszawskie blokowisko.
Audioprzewodnik jest dostępny TUTAJ.
Audioprzewodniki „Miejska ścieżka” powstały w ramach projektu „Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”.
Narutowicz
Gabriel Narutowicz, pierwszy pierwszy prezydent II Rzeczpospolitej. Zamordowany przez Eligiusza Niewiadomskiego w Galerii Zachęta kilka dni po zaprzysiężeniu.
Nasz Przegląd
Wokół „Naszego Przeglądu”
1. Prasa polsko-żydowska w międzywojennej Warszawie
Przez kilka dekad w warszawskiej prasie polsko-żydowskiej (czyli prasie żydowskiej publikowanej w języku polskim) panował zastój. Czytelnicy mieli do dyspozycji praktycznie jeden tytuł, a mianowicie „Izraelitę” (1866–1915). Sytuacja diametralnie zmieniła się w dwudziestoleciu międzywojennym, kiedy niemal lawinowo zaczęły powstawać nowe pisma: „Tygodnik Żydowski”, „Tygodnik Nowy”, „Nasz Kurier”, „Opinia”, „Nowiny Codzienne”, „Nowy Głos”, „Ewa”, „Lektura” i wiele innych. Na ogół żywot tych pism był stosunkowo krótki. Problemy finansowe wydawców, brak zainteresowania odbiorców, potężna konkurencja na rynku prasowym, a także kłopoty z cenzurą powodowały, że niektóre z tytułów nie były w stanie przetrwać nawet roku. Jedynie dwa dzienniki utrzymały swoją pozycję i były najbardziej poczytnymi gazetami, po które sięgali zarówno Żydzi, jak i Polacy. Na przykład wiele informacji czerpali z nich publicyści antysemiccy, którzy nie znali języków żydowskich, wobec czego opierali się na doniesieniach prasy polskojęzycznej.
Prawdziwym hegemonem na polsko-żydowskim rynku prasowym był niewątpliwie „Nasz Przegląd”, ale kroku dotrzymywała mu „5-ta Rano” (1931–1939). Według rozmanitych obliczeń po oba tytuły sięgało około 40 000–50 000 odbiorców. Zatem liczba czytelników była niebagatelna i porównywalna z liczbą odbiorców najpopularniejszego dziennika jidyszowego „Hajnt” [„Dziś”].
Warto dodać, że międzywojenna prasa polsko-żydowska była w większości zorientowana prosyjonistycznie. Jej twórcy popierali odbudowę państwa Izrael, wspierali emigrację Żydów do Palestyny, a także propagowali odrodzenie się języka hebrajskiego w roli języka świeckiego. Jednocześnie przekazywali czytelnikom najświeższe i najważniejsze informacje dotyczące życia Żydów w Polsce i zagranicą. „Nasz Przegląd” i „5-ta Rano” były areną, na której debatowano nie tylko na tematy polityczne i społeczne, ale również kulturalne, w tym literackie. To tutaj odnaleźć można utwory najważniejszych autorów polsko-żydowskich, przekłady dzieł hebrajskich i jidyszowych, a także niegdyś zapewne mrożące krew w żyłach, sensacyjne historie z życia międzywojennej Warszawy ogłaszane w powieściach odcinkowych. Jak pisała Eugenia Prokop-Janiec: „Prasa codzienna stanowiła jedną z najważniejszych instytucji międzywojennej kultury żydowskiej w języku polskim”, warto więc bliżej przyjrzeć się dziennikowi, który odegrał znaczącą rolę w żydowskiej codzienności przed 1939 rokiem.
2. „Nasz Przegląd” (1923–1939)
Początków „Naszego Przeglądu” należy szukać w „Kurierze Nowym” (1919–1920), który został zamknięty wyrokiem Sądu Wojewódzkiego w Warszawie za „szereg bezkompromisowych publikacji związanych z alarmującymi i dramatycznymi opisami zajść antyżydowskich” i „Naszym Kurierem” (1920–1923). W obu pismach redagowanych przez Szaję Lebenbauma swoje teksty ogłaszali późniejsi dziennikarze tworzący komitet redakcyjny „Naszego Przeglądu”: Jakub Appenszlak i Saul Wagman. W skład „wielkiej trójki” wszedł również Natan Szwalbe.
Profil dziennika określić można jako polityczno-informacyjny, jednak w praktyce perspektywa podejmowanych w nim tematów była szersza. Teoretycznie „Nasz Przegląd” był organem bezpartyjnym i apolitycznym, jednak w praktyce popierał ruch syjonistyczny, szczególnie frakcję Et Liwnot. W piśmie fundamentalną rolę odgrywała publicystyka, teksty Bernarda Singera, Apolinarego Hartglasa, wspominanych już Appenszlaka i Szwalbego cieszyły się niesłabnącą popularnością i były szeroko komentowane zarówno w środowiskach żydowskich, jak i polskich. Dość powiedzieć, że Antoni Słonimski regularnie odwoływał się do nich w swoich „Kronikach Tygodniowych”.
Wśród współpracowników dziennika odnaleźć można nazwiska wybitnych przedstawicieli inteligencji żydowskiej, czołowych autorów polsko-żydowskich i jidyszowych, a także polityków i działaczy społecznych: m.in. profesora Majera Bałabana, Efraima Kaganowskiego, Zusmana Segałowicza, Maurycego Szymla, Władysława Szlengla, Leona Finkelsteina, Pauliny Appenszlak, czy Wilhelma Falleka.
Pismo, podobnie jak inne ówczesne gazety polsko-żydowskie miały stałe działy poświęcone życiu akademickiemu, gospodarce, radiu, kulturze (literaturze) i sportowi. Na uwagę zasługuje dodatek dla dzieci, „Mały Przegląd”[1] (1926–1939) założony i kierowany przez Janusza Kroczaka, który wraz ze Stefanią Wilczyńską i Jerzym Abramowem nadzorował wydawanie gazety. O jej niezwykłości świadczy fakt, że większość tekstów pisana była przez młodych czytelników, którzy mieli niebagatelny wpływ na kształt i charakter dodatku.
3. Jakub i Paulina Appenszlakowie
Małżeństwo Appenszlaków odegrało niezwykle ważną rolę w kulturze polsko-żydowskiej. Pierwszym pismem, do którego oboje pisali był „Tygodnik Nowy” (1919), w którym ogłaszali krótkie felietony pod pseudonimami „Pierrot” i „Colombina”. Paulina, wtedy jeszcze jako Pola Jamajkówna drukowała tam również własne poezje i przekłady literackie, głównie z niemieckiego. Jakub Appenszlak był nie tylko uznanym publicystą i felietonistą. Zajmował się krytyką literacką i teatralną, napisał powieść „Piętra” („Dom na Bielańskiej”), w prasie polskiej i polsko-żydowskiej ogłaszał swoje poezje. Podobnie jak żona był również tłumaczem, m.in. „Pamiętników” Teodora Herzla, „Notatek komiwojażera” Szolema Alejchema, a także „Motke Ganew” Szaloma Asza.
Niewątpliwie „dziełem życia” Appenszlaka był „Nasz Przegląd”, zaś jego żona zaczęła wydawać „Ewę”. Jako jedyne polskojęzyczne pismo kobiety żydowskiej, było trybuną dla wszelkich spraw kobiecych. W niezwykle szczery i odważny sposób poruszano w niej tematy małżeństwa, rozwodów, aborcji i antykoncepcji. Taką rolę wyznaczyła redakcja: Świętym posłannictwem pisma kobiecego jest wyrwać siostry swoje z błędu, w który skutkiem złego wychowania popadły, obudzić i zużytkować ich energię, roztrwanianą dotychczas dla błahych spraw, do urzeczywistnienia ideału narodowego, społecznego i naturalnego. „Ewa”[2], podobnie jak „Nasz Przegląd” sprzyjała syjonizmowi, jednak na jej łamach nie odnajdziemy tekstów politycznych, a przede wszystkim społeczne i feministyczne.
Małżeństwo Appenszlaków nie było udane. Para pozostawała w separacji, a Paulina nie mogła uzyskać od męża zgody na rozwód. W 1939 roku opuściła Polskę przez Rumunię i osiedliła się w Palestynie. Appenszlakowa żyła w nieformalnym związku z Zygmuntem Fogielem, dziennikarzem sportowym w „Naszym Przeglądzie”, który prawdopodobnie po śmierci Appenszlaka został jej drugim mężem. W Izraelu pracowała w redakcjach pism kobiecych, jednak nie dawało jej to satysfakcji. Zmarła w 1976 roku.
W 1949 roku Appenszlaków spotkała tragedia. W nekrologu zamieszczonym przez Jakuba na łamach „Naszej Trybuny” możemy przeczytać: W sobotę, dnia 14-go maja, 1949 roku poległ w Izraelu na posterunku ochotniczym jedyny Syn mój B.P. Henryk Appenszlak, porucznik Armii Izraela, Absolwent Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, magister chemii”.
Jakub Appenszlak, który w 1939 roku wyjechał z krótką wizytą do USA, nigdy nie wrócił do Polski. Osiadł w Nowym Jorku, gdzie wydawał „Naszą Trybunę” i próbował dokumentować zbrodnie popełnione przez Niemców na żydowskiej inteligencji. Zmarł w 1950 roku. Jego spuścizna jest przechowywana przez Instytut YIVO w Nowym Jorku.
Autorką tekstu jest Maria Antosik-Piela.
Tekst Nasz Przegląd jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Agaty Maksimowskiej oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Nojech Pryłucki – porada za przysłowie
Nojech Pryłucki – porada za przysłowie
Początek XX wieku to dla kultury żydowskiej w Polsce okres jej bujnego rozwoju. Rozwija się ona wielojęzycznie – obok twórczości w języku hebrajskim i polskim, do miana samodzielnego, pełnoprawnego języka awansuje stygmatyzowany, i przez długie lata uważany za zepsuty żargon, język jidysz. Literatura w nim tworzona, znana z twórczości takich klasyków jak Mendele Mojcher Sforim, Szolem Alejchem czy I. L. Perec, znajduje w społeczeństwie żydowskim grono oddanych czytelników, ukazują się wszelkiego typu gazety i czasopisma w jidysz, wśród których trybunę swoją mają zarówno mówiący w jidysz pasjonaci kultury, jak i parający się różnymi rzemiosłami wyrobnicy, tacy jak krawcy, szewcy czy rzeźnicy. Jidysz staje się także językiem szkolnictwa prowadzonego na różnych poziomach, językiem debat i opracowań naukowych, językiem kina i teatru, kabaretu czy innych form artystycznych, językiem ochrony zdrowia, rzemiosła i publicystyki. Stąd już tylko jeden krok i jidysz trafia także do polityki, gdzie wykorzystywany jest, jak każdy inny język, do debat i wieców politycznych czy propagandy. W tym sensie jidysz staje się także deklaracją tożsamościową oraz czynnikiem kulturotwórczym. Partie polityczne tworzą nie tylko swoje programy polityczne w tym języku, także sam język staje się przedmiotem debat i sporów politycznych.
W 1917 roku na „żydowską ulicę” wkracza nowa partia – Jidisze Folkspartaj in Pojln (pol. Żydowska Partia Ludowa), popularnie zwana partią fołkistowską. Głównym punktem programu tego ugrupowania jest szeroko rozumiana kultura jidysz oraz język jidysz, który ma tę kulturę tworzyć. Fołkiści wysunęli postulat tzw. autonomii kulturowej, zgodnie z którym Żydzi powinni pozostać w krajach zamieszkiwanych przez diasporę i tam rozwijać – na zasadach autonomicznych – własną kulturę. Językiem tej kultury miał być język jidysz.
W 1919 roku w wyborach do Sejmu Rzeczypospolitej fołkistom udało się zdobyć dwa mandaty. W parlamencie znaleźli się Hirsz Samuel i Nojech Pryłucki[1]. Ten ostatni, dzięki swojej charyzmie, popularności i oddaniu wobec żydowskich spraw, był motorem napędowym partii fołkistowskiej i ulubieńcem żydowskich mas w Warszawie. W swoich czasach był także jednym z najbardziej produktywnych i aktywnych badaczy literatury oraz języka jidysz. Będąc samoukiem w dziedzinie językoznawstwa opublikował prace, które po dziś dzień wykorzystywane są przez współczesnych badaczy zajmujących się lingwistyką, folklorem czy też literaturą jidysz, i które także stanowią bezcenne i autentyczne źródło tego języka. Obok działalności politycznej, Pryłucki był też jednym z najpopularniejszych publicystów i działaczy kulturalnych. Jego życie mocno związane było z kulturą jidysz i stanowiło poniekąd odzwierciedlenie jej wzlotów i upadków. Dziś w Polsce Pryłucki jest prawie zupełnie nieznany, choć jako poseł na Sejm Ustawodawczy i Sejm I Kadencji oraz działacz na rzecz równouprawnienia społeczności żydowskiej powinien zajmować ważne miejsce w historii polskiego parlamentaryzmu.
Nojech Pryłucki, zwany także w niektórych źródłach Noachem lub Noem, urodził się w 1882 roku w Berdyczowie. Z domu wyniósł porządne religijne i świeckie wykształcenie. Z zawodu był adwokatem, z zamiłowania filologiem, folklorystą, literaturoznawcą, krytykiem teatralnym, językoznawcą, literatem, działaczem społecznym i politycznym – prawdziwym humanistą, można by rzec – człowiekiem renesansu. Jego ojcem był Cwi Pryłucki, znany dziennikarz, publicysta, wydawca, działający początkowo w Petersburgu, potem w Warszawie. Obcowanie ze słowem pisanym od najwcześniejszych lat życia spowodowało, że Pryłucki zaczął publikować swoje pierwsze artykuły, w jidyszowym dodatku do hebrajskojęzycznej gazety „Hamelic”, już w wieku 13 lat. Później publikował także po hebrajsku, rosyjsku i - w końcu - po polsku. Studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim, z którego został przez władze carskie relegowany za działalność polityczną. Studia ukończył w Petersburgu i w 1909 roku powrócił do Warszawy.
Pryłucki jako adwokat odnosił duże sukcesy. Jeszcze bardziej aktywnie działał na polu pomocy społecznej – w swojej praktyce adwokackiej, w lokalu mieszczącym się się przy ul. Świętokrzyskiej w Warszawie, przyjmował codziennie setki interesantów z Warszawy i innych miast oraz miasteczek Polski; osoby prywatne, delegatów poszczególnych gmin i instytucji żydowskich, którzy prosili go o pomoc lub interwencję u władz. Jeszcze większym zainteresowaniem cieszył się ten warszawski adwokat od roku 1916, kiedy to zasiadł w radzie miejskiej i miał realny wpływ na politykę miasta[2]. Jego popularność doprowadziła do tego, że partia folkistowska, której współzałożycielem i przewodniczącym był Pryłucki, w wyborach do Sejmu w 1919 roku uzyskała dwa mandaty. O popularności Pryłuckiego świadczy chociażby wiersz pt. „Nojech Prilucki” napisany przez A. Almiego wychwalający postać adwokata oraz zwracający także uwagę na jego nietypowe hobby:
Ze Smoczej, Stawki, Dzikiej, Śliskiej
z miasteczek – bliskich i dalekich
ciągnie lud na Świętokrzystką
starcy, kobiety, młodzież.
Z paczkami i rozchełstanymi połami
przychodzi lud do Nojecha;
a dom Pryłuckiego jest pełen cierpień,
westchnień, pieśni i płaczu.
Zabierają Żydom pracę:
„Oj, ratujcie, Panie Adwokacie’;
ale Nojech ma tu prośbę,
‘Powiedzcie proszę pasujące przysłowie’…
Pryłucki pisze, zapisuje całe strony:
wyroki – pieśni – powiedzenia;
jego pióro gna – aby nie zgubić
żydowskiego przysłowia, mądrego i delikatnego.
Wysłuchuje i bada każdą skargę,
pochyla się nad każdym problemem;
czasami piosenka, modlitwa
są jego jedyną i największą zapłatą.
Poza działalnością polityczną i adwokacką Pryłucki prowadził szeroko zakrojoną działalność publicystyczną. Swoją przygodę z prasą zaczął już w wieku szkolnym, później związany był głównie z wydawanymi przez jego ojca dziennikami „Undzer Lebn”, „Der Weg” czy z jednym z najbardziej poczytnych tytułów warszawskich, wydawanym także przez Cwi Pryłuckiego – „Der Momentem”, który współtworzył i z który współpracował od samych początków jego istnienia, czyli od 1905 roku i w którym kierował działem publicystycznym i literackim. Publikował nie tylko artykuły publicystyczne, ale też felietony, recenzje teatralne i literackie, artykuły popularnonaukowe, komentarze do spraw bieżących, sprawozdania i korespondencje. „Der Moment” uchodził także za trybunę założonej przez Pryłuckiego Partii Ludowej, mimo iż Pryłucki ojciec, będący redaktorem naczelnym „Momentu” sam sympatyzował z ruchem syjonistycznym, a gazeta do 1916 roku była odzwierciedleniem jego politycznych sympatii.
„Der Moment” stał się jednym z najbardziej wpływowych żydowskich pism w Warszawie, a niemałe znaczenie w osiągniętym sukcesie odegrały – niewątpliwie cieszące się dużym zainteresowaniem – artykuły Pryłuckiego syna. Wszystkimi swoimi działaniami publicystycznymi Pryłucki dążył do wyznaczonego sobie celu, tj. wzmocnienia znaczenia języka jidysz i nadania mu autonomicznego charakteru. Postępowanie takie było zgodne z obraną przez niego drogą polityczną. Krzewienie języka i kultury jidysz stało się misją adwokata.
To co wyróżniało Pryłuckiego spośród zainteresowanych kulturą jidyszystów, to jego polityczne i społeczne zaangażowanie Natomiast tym, co wyróżniało go spośród innych fołkistowskich działaczy było jego wszechstronne zainteresowanie językiem i kulturą jidysz. Pryłucki był jednym z pionierów badań nad tym językiem. Od czasów szkolnych gromadził zabytki jidyszowego folkloru: piosenki ludowe, purimszpile (jidysz, zabawy purymowe), ludowe opowieści, przysłowia i porzekadła. W publikowanych przez siebie artykułach prowadził szeroko zakrojoną kampanię na rzecz utrzymywania i zbierania tego typu świadectw języka.
Pryłucki miał świadomość, że część tego świata bezpowrotnie znika, dlatego – z powodzeniem – próbował zainteresować tematem innych kolegów. Swoje znaleziska, opatrzone profesjonalnymi komentarzami antropologicznymi, opublikował m.in. w dwutomowym zbiorze Zamlbicher far jidiszn folklor, folologje un kulturgeszichte (pol. Prace zebrane z dziedzin żydowskiego folklory, filologii i historii kultury, 1912, 1917) czy w dwóch tomach Jidisze Folkslider (pol. Żydowskie pieśni ludowe, 1911, 1913) oraz w wielu filologicznych czasopismach, które wówczas zaczęły się ukazywać: „Jidisze Filologje” (1924), „Filologisze Szriftn” (1926-1938), „Lingswistisze Zamlung” (1933-1936), „Jidisz far ale” (1938-1939). Bez formalnego wykształcenia, samodzielnie studiując podstawy językoznawstwa i germanistyki, Pryłucki zajmował się także samym językiem. Interesowały go poszczególne stadia rozwoju języka, z zapałem studiował tzw. stary jidysz, wprowadzając przy tym do obiegu naukowego nowych, zapomnianych autorów jidysz, jak np. Mojszego Markuze[3] i innych. Interesowały go zagadnienia związane z gramatyką historyczną czy etymologią poszczególnych słów. Udzielał także porad w kwestiach poprawności językowej oraz brał udział w toczącej się dyskusji dotyczącej standaryzacji gramatyki i wymowy.
Jego prace z dziedziny słownictwa jidysz, takie jak np. „Dos Gewet”, w której w formie dialogu wyraźnie nawiązującego do starogreckich rozważań filozoficznych, wyjaśnia pochodzenie poszczególnych nazw ubiorów noszonych niegdyś przez mężczyzn i kobiety żydowskie, uznać należy za znaczące przyczynki do jidyszowego słownika etymologicznego, nad którym także pracował. Słownik taki nigdy nie powstał, jednak to właśnie w pracach Pryłuckiego przyszły badacz znajdzie bezcenne źródło leksyki jidysz. To wszak Pryłuckiemu zawdzięczamym obowiązujący w wielu publikacjach naukowych po dziś dzień, podział dialektów języka jidysz. Jidysz, jak każdy innych język, nie był jednorodnym tworem. W zależności od obszaru, gdzie był używany dzielił się na różne odmiany dialektalne, które przez Pryłuckiego zostały nazwane: jidysz wschodnim, jidysz zachodnim i jidysz centralnym. Jemu także zawdzięczamy prace dotyczące jidyszowego systemu samogłosek i spółgłosek, jaki i wiele innych cennych prac dotyczących dialektów jidysz.
Publikacje Pryłuckiego wpisywały się w panujący wówczas w społeczeństwie żydowskim trend kolekcjonowania zabytków języka i kultury jidysz. Młodzi adepci językoznawstwa czy też kulturoznawstwa jidysz, odpowiadając na apele m.in. Pryłuckiego, sięgnęli do piór i wyruszyli na place targowe, do miasteczek, warsztatów rzemieślniczych, aby dokumentować, zapisywać to, co jeszcze pozostało. Ich językowe i folklorystyczne „znaleziska”, często w postaci surowych, nieobrobionych zbiorów leksyki, przysłów, piosenek, przekleństw, powiedzeń itp., publikowane były we wspomnianych wcześniej czasopismach filologicznych. Dziś stanowią one bezcenny, bezprecedensowy materiał językowy, który czeka na swoje profesjonalne opracowanie przy użyciu najnowszych metod dostępnych lingwistyce.
Instytucją skupiającą wszystkich tych językoznawców był powołanych do życia w 1925 roku w Wilnie Żydowski Instytut Naukowy – Jidiszer Wisenszaftlecher Institut. Jednym z jego współpracowników był Pryłucki, który został także członkiem zarządu i czynnie działał w sekcji filologicznej. Znalazł tam także ludzi, z którymi dzielić mógł swoją pasję i zamiłowanie do języka jidysz. W 1941 roku, gdy Max Weinreich wyjechał z Wilna do Nowego Jorku, na czele Żydowskiego Instytutu Naukowego stanął, przebywający wówczas w Wilnie, Nojech Pryłucki.
Poza badaniami nad językiem i folklorem Pryłucki, jak już zostało wspomniane, zajmował się szeroko rozumianą kulturą jidysz: interesowali go klasycy literatury jidysz – Mendele Mojcher Sforim, Szolem Alejchem i Icchok Lejbusz Perec, interesowała go historia teatru jidysz, ukazywały się także jego artykuły stanowiące przyczynki do historii prasy żydowskiej na ziemiach polskich.
Przyłucki był postacią nietuzinkową. Zaangażowany społecznie, udzielał pomocy potrzebującym, wspierał różnego rodzaju instytucje żydowskie i walczył o równouprawnienie Żydów na ziemiach polskich. Był aktywistą oddanym różnego rodzaju działaniom społecznym i charytatywnym. Warto podkreślić, że dwa razy głosami społeczności żydowskiej został wybrany posłem na Sejm. Jego ogniste przemowy, w których bronił jidysz i walczył o prawo do kulturowego samostanowienia, jak i o prawa obywatelskie dla społeczności żydowskiej, przedrukowywane były w wielu żydowskich gazetach. Swój urząd sprawował z powagą i godnością, spełniając swoje obowiązki wobec wyborców.
Poza działalnością polityczną, społecznym i charytatywnym zaangażowaniem, prowadził także działalność publicystyczną. Był aktywnym dziennikarzem, niekiedy i reporterem. Był w końcu również literatem: beletrystą, prezesem żydowskiego PEN Clubu. Należy też podkreślić, że Pryłucki był filologiem w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie był co prawda pierwszym, który profesjonalnie badał język jidysz, gdyż przed nim robiło to wielu. Był natomiast pierwszym, który robił to w Warszawie – w mieście, w którym w przededniu drugiej wojny światowej co trzeci mieszkaniec posługiwał się jidysz, w mieście, w którym mieszkała największa w Europie społeczność posługująca się tym językiem.
Pryłuckiemu zawdzięczamy pierwsze etymologiczne opracowania leksyki jidysz, zakrojone na szeroką skalę badania nad dialektami jidysz, jego systemem wokalicznym i konsonantycznym czy w końcu zbiory pieśni ludowych, opowieści, anegdot, przysłów i porzekadeł. W tej dziedzinie był – bez wątpienia – pionierem. Dla współczesnego lingwisty zajmującego się językiem jidysz stanowią one bezcenne źródło żywego i autentycznego języka. Są to - co należy jeszcze raz podkreślić - pierwsze naukowe, po części opracowane, zbiory folkloru żydowskiego wydane w całości w języku jidysz.
Szeroko rozumiana filologia zajmowała ważne miejsce w życiu Pryłuckiego. Wierzył, że jego badania, choć hermetyczne i zrozumiałe dla wąskiego grona, stanowią ważny przyczynek do badań nad innymi zagadnieniami. Sam o swojej pracy pisał tak: „Badania filologiczne, tak jak badania historyczne, pozwalają ci dotrzeć do korzeni różnych zjawisk z życia ludu i jego kultury, odkrywasz ukryte źródła, znajdujesz klucze do zamkniętych drzwi, przed twoimi oczami otwierają się nowe perspektywy, natykasz się na pokłady nieznanych bogactw, wyrabiasz glinę i formułujesz z niej cegły dla budowniczych, stajesz się pomocnikiem przy regulowaniu, ulepszaniu i wzbogacaniu cudnego daru, który został dany ludziom, ludzkiego atrybutu społecznego bytu – języka” (Pryłucki 1931: 4). To co Pryłucki wyraził w 1931 roku, co przyświecało jego badaniom nad językiem jidysz i filologicznej pracy, pozostaje współcześnie – niestety – dla wielu naukowców ideą niezrozumiałą. Swoimi pracami chciał także osiągnąć inny cel - chciał legitymizować istnienie nowoczesnej, świeckiej kultury jidysz oraz języka jidysz, będącego jej medium przekazu.
Nojech Pryłucki uciekając przed Niemcami, wyjechał we wrześniu 1939 roku do Wilna. Na uniwersytecie wileńskim objął Katedrę Języka i Literatury Jidysz, na której wykładał m.in. historię jidyszowego teatru i fonetykę jidysz. Został aresztowany przez gestapo i zmuszony do katalogowania żydowskich książek dla Rosenbergstab[4]. W Wilnie latem 1941 roku zginął z rąk nazistów (Weiser 2014 :87).
Autorka tekstu dr Agata Kondrat.
Bibliografia:
Więcej na temat:
- Kondrat, Agata (2008), Slawizmy leksykalne w polu semantycznym męskich nazw ubiorów w języku jidysz. W: Kątny, Andrzej (red.) (2008). Kontakty językowe i kulturowe w Europie. Sprach und Kulturkontakt in Europa. Wyd. Uniwersytetu Gdańskiego.
- Kondrat, Agata (2009), Matki, żony i kochanki w języku jidysz. W: Lisek, Joanna (red.) Nieme dusze? Kobiety w kulturze jidysz. Wyd. Uniwersytetu Wrocławskiego.
- Kondrat, Agata (2010), Nikt już dziś nie mówi w jidysz? W: CWISZN. Żydowski Kwartalnik o Literaturze i Sztuce. Nr 1-2, wiosna-lato 2010.
- Kondrat, Agata (2012), Język jidyszowych czasopism fachowych na przykładzie czasopism krawieckich. W: Joanna Nalewajko-Kulikov (red.), Studia z dziejów trójjęzycznej prasy żydowskiej na ziemiach polskich (XIX-XX w.), Wyd. Neriton.
- Kondrat, Agata (2013), Tradycyjny ubiór żydowski jako odzwierciedlenie kontaktów kulturowych żydowsko-polskich. W: Magdalena Furmanik-Kowalska, Joanna Wasilewska (red.), Strój – zwierciadło kultury, Polski Instytut Studiów nad Sztuką Świata.
Tekst Nojech Pryłucki – porada za przysłowie jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz imię nazwisko autora/ki tekstu oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Ogród Saski
Ogród Saski
Kiedy 27 maja 1727 roku Ogród Saski został otwarty dla publiczności od razu stał się ulubionym miejscem przechadzek warszawiaków[1]. Był on wówczas otoczony murem pruskim, a wewnątrz został wydzielony okolony parkanem ogród króla i królowej. Jedynym dostępnym dla warszawiaków wejściem była wielka, żelazna brama, prowadząca do ogrodu od strony placu targowego, stąd późniejsza nazwa plac Żelaznej Bramy[2]. W swojej niemal trzechsetletniej historii ogród przechodził liczne przebudowy, wśród których jedne z istotniejszych odbyły się między 1816 a 1870 rokiem. Wówczas dawny mur pruski został zastąpiony żeliwnym ogrodzeniem, powstały też nowe bramy od ulicy Królewskiej, Żabiej i Targowej. Wtedy powstała również zachowana do dziś fontanna projektu Henryka Marconiego. Wraz z rozwojem Ogrodu Saskiego – powstaniem w jego obrębie drewnianego gmachu teatru letniego, murowanych szklarni, ujeżdżalni konnej, jak również wielu kawiarni i innych budowli wokół – park stawał się coraz popularniejszym miejscem spotkań, zabaw, a także manifestacji politycznych[3].
Na wygląd ogrodu wpływ mieli też liczni opiekujący się nim ogrodnicy. Zarząd nad parkiem stał się łatwiejszy, kiedy w 1854 roku powołano Radę Gospodarczą Ogrodów Miejskich. Zwyczajowo ogrodnik mógł uzupełnia ć swoją pensję zyskami ze sprzedaży hodowanych w szklarniach roślin. Dla estetyki miejsca miało to czasem dość opłakane skutki[4]. Jednak dalsza samowola ogrodników została zahamowana wpisem do rejestru zabytków, którego dokonano w 1919 roku. W okresie międzywojennym dodatkowym walorem miejsca było boisko dla dzieci. Jednak, czynny od 6:00 rano do 23:00 w lecie lub 21:00 w zimie, park nie był dostępny wszystkim warszawiakom. Żydom w chałatach wstępu odmawiano. Dlatego większość żydowskich mieszkańców stolicy chętniej korzystała z uroków pobliskiego Ogrodu Krasińskich[5].
Autorką tekstu jest dr Zuzanna Kołodziejska
Tekst ”Femina” jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz imię nazwisko autora/ki tekstu oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Osiedle
Miejsce
Osiedle Ostrobramska jest jak morze. Kiedy stanie się w odpowiednim miejscu w rozwidleniu ulic Grochowskiej i Ostrobramskiej na Pradze-Południe, jednej z dzielnic prawobrzeżnej Warszawy, to po horyzont widać jedynie kolejne piętra kilkunastu wysokich bloków mieszkalnych. Ten krajobraz ukształtowany został pod koniec lat 70. XX wieku – wtedy zajmując miejsce ogródków działkowych powstało Osiedle. Pomiędzy blokami jest dziś sporo zieleni – duże trawniki poprzecinane licznymi alejkami i drzewa. Kilka zapchanych samochodami parkingów, kilka placów zabaw. Jest kościół, kilka szkół różnego szczebla, trochę sklepów. Na Osiedlu można odwiedzić kilka knajp – ale to nie są modne kluby, raczej swojskie „kebaby” i „obiady domowe”. Z nieznanej przyczyny Osiedle ominęła charakterystyczna dla współczesnej Warszawy mania grodzenia. Z otwartego okna w jednym wysokościowców słychać hiphopową nawijkę – to miejscowy raper ćwiczy przed kolejnym koncertem. Całość składa się na typowy krajobraz polskiego blokowiska, jakich wiele, czy to na Ursynowie, Bródnie, Targówku, czy w każdej innej dzielnicy dowolnego większego miasta w Polsce.
To, co wyróżnia Osiedle Ostrobramska, to do niedawna nieznana historia tego miejsca. Grochów, bo tak wtedy nazywała się ta część miasta, lat 20. i 30. XX wieku był zwykłym, na wpół rolniczym warszawskim przedmieściem, ale to właśnie tutaj działacze żydowskiej syjonistycznej organizacji He-Chaluc postanowili założyć szkoleniowe gospodarstwo rolne. Celem jego istnienia było przygotowywanie żydowskiej młodzieży do emigracji do Palestyny. Tutaj młodzi zwolennicy ruchu mieli uczyć się podstaw uprawy roli i hodowli, a także uczestniczyć w kursach kształtujących ich postawę społeczną i polityczną w duchu syjonistycznego socjalizmu.
Trudno nam to sobie wyobrazić, ale to tutaj „nowy człowiek”, który miał zerwać z tradycyjnymi zajęciami środkowoeuropejskich Żydów, posiąść nowe umiejętności, a następnie wyemigrować do Palestyny i tam wykorzystać je do budowy tego, co z czasem miało przekształcić się w narodowe państwo żydowskie. Narodowe, ale zbudowane na socjalistycznych zasadach równości, wspólnej pracy, samorozwoju. Jak pisała we wspomnieniach jedna z grochowskich kibucniczek: „To co odróżniało ten kibuc od innych to praca rolnicza, która nas zupełnie oczarowała. Pracowaliśmy od świtu do zachodu słońca. Nie czuliśmy zmęczenia. Wspaniałe było uczucie, że na wygnaniu pracujemy w rolnictwie, dzięki któremu mieliśmy niesamowite poczucie bliskości ziemi Izraela i tamtejszego rozwoju syjonizmu.”
Dla osiągnięcia tych celów ferma była zaplanowana jako kompletne gospodarstwo, wyposażone w główny budynek (który spełniał funkcje mieszkalne, ale także zapewniał przestrzeń dla działalności oświatowej i kulturalnej), budynki gospodarcze (w tym obory i kurniki), działki, na których uprawiano warzywa i kwiaty, szklarnie, pola przeznaczone pod uprawę zbóż, pastwiska. Przez Kibuc Grochów przewinęły się setki młodych syjonistów, z których większość zasiliła potem kadry kibuców powstających w Palestynie. Kres prężnej działalności grochowskiego gospodarstwa położyła dopiero II wojna światowa.
Dziś na osiedlu nie da się już odnaleźć żadnych pozostałości po kibucu. Nie pozostało nic z jego zabudowy. W obecnym układzie urbanistycznym trudno dostrzec linie, stanowiące niegdyś kibucowe granice. Pojawiło się wiele nowych ulic, które musiały wypełnić pustkę komunikacyjną dawnych pól uprawnych – na przedwojennym planie kibucu zaznaczono jedynie jedną większą, piaszczystą drogę, biegnącą przez cały kibuc, oraz parę jej odnóg. Ulica Witolińska, przy której stał od przełomu lat dwudziestych i trzydziestych Dom imienia Doktorowiczów (hebr. Beit Doktorovic, nazwany tak od nazwiska fundatorów), czyli główna siedziba kibucu, na większej części swojej długości przestała istnieć. W miejscu, gdzie do wybuchu wojny stał sam Dom imienia Doktorowiczów – teraz jest pusta działka. Widać na niej głęboki wykop po fundamentach zburzonej niedawno siedziby Spółdzielni Inwalidów Przemysłu Skórzanego, która po wojnie zastąpiła siedzibę kibucu. Rozpoczynającą się niegdyś przed jego bramą piaszczystą drogę, nazywaną „drogą do gospodarstwa”, można sobie dziś tylko wyobrazić – przecinałaby trawniki, alejki i osiedlowe uliczki, zupełnie przypadkiem omijając większość bloków. Na miejscu zabudowań gospodarczych znajdują się siedziby małych firm. Tam, gdzie w połowie lat trzydziestych rosły ogórki – dziś jest parking, na miejscu pól na których uprawiano owies – zajezdnia autobusowa, a zamiast grządek obsadzonych burakami – hipermarket.
Wiele zmieniło się też w dawnym otoczeniu gospodarstwa – nie ma śladu po sąsiadujących z nim zakładach – browarze i garbarni – których wysokie kominy widać na wielu starych zdjęciach przedstawiających pracujących w polu młodych ludzi. W miejscu sadu, być może uwiecznionego w filmie Błazen Purymowy, wielkim hicie przedwojennego kina jidysz, nakręconym w połowie lat trzydziestych na terenie gospodarstwa – dziś są tereny zielone osiedla.
Na jednym z grupowych zdjęć członków kibucu, wykonanym w ostatnim okresie jego funkcjonowania w 1940 roku, uchwycone w tle zostały dwie kamienice znajdujące się poza obrębem gospodarstwa, przy ulicy Grochowskiej. Stoją one tam do dzisiaj, stanowiąc jeden z niewielu wspólnych elementów dawnego i dzisiejszego krajobrazu.
Opowieści
Jako Stowarzyszenie imienia Szymona An-skiego postanowiliśmy przyjrzeć się temu wbrew pozorom niezwykłemu miejscu. Przypadkowo odkryliśmy że z jakiegoś powodu ten teren jest celem wycieczek izraelskich uczniów. A same te wizyty wzbudzały silne zainteresowanie wśród pasjonatów lokalnych ciekawostek historycznych.
Aby zgłębić ten temat postanowiliśmy zajrzeć do źródeł dostępnych w Izraelu i w Polsce, ale zanim do tego doszło zaczęliśmy przysłuchiwać się lokalnym opowieściom. A opowiada się o tym miejscu wiele, chociażby w internecie. Niektórzy piszą, że wycieczki odwiedzają Grochów ze względu na rzekomo istniejący tam przed wojną żydowski cmentarz: „Zaczęłam więc wypytywać o to starszą panią która mieszkała tam od 1954 r., miała wówczas 91 lat więc jak mniemam dziś nie żyje. ona twierdziła, że przed 28 rokiem był na tych terenach cmentarz i bóżnica żydowska .”[1] Zastanawiano się, czy może to oznaczać, że gmina żydowska odzyska teren, a Osiedle Ostrobramska zostanie zlikwidowane. W rzeczywistości po krótkiej kwerendzie okazało się, że faktycznie na początku XX wieku cmentarz na terenie Grochowa był w planach warszawskiej gminy żydowskiej. Określenie tego miejsca jako „cmentarza” figuruje również na archiwalnych oficjalnych planach zagospodarowania przestrzeni, co łatwo może wprowadzać w błąd. Ten pomysł jednak upadł, więc gmina zdecydowała się odstąpić działkę organizacji He-Chaluc. Mimo to, temat cmentarza wciąż powraca. Między innymi w opowieści dwóch architektów, którzy projektowali centrum handlowe „Promenada“, położone już po drugiej stronie ulicy Ostrobramskiej. Podczas kopania fundamentów pod centrum odnaleziono tam szczątki ludzkie; był to powód wyciągnięcia przez wspomnianych architektów nieuzasadnionego wniosku o istnieniu w tym miejscu kiedyś cmentarza żydowskiego.
Poza teorią „kirkutową”, miejscem wzbudzającym największe zainteresowanie osób zajmujących się historią Grochowa był, nieistniejący już budynek z czerwonej cegły położony przy ulicy Witolińskiej 41 – jeden z punktów, które wydawały się szczególnie interesujące dla żydowskich wycieczek. Dodatkowo, jako jeden z nielicznych zachowanych w tej okolicy budynków sprzed II wojny światowej, w naturalny sposób ogniskował także zainteresowanie lokalnych badaczy. Na forach można było spotkać różne interpretacje dotyczące ewentualnej żydowskiej historii budynku, większość szła tropem albo miejsca martyrologii („Ale podobno Niemcy na wyższej kondygnacji powiesili kilku Żydów”), albo „domku rabina”. Według tej teorii odwiedziny wycieczek izraelskich miały wynikać z faktu, że kiedyś w tym domu mieszkał rabin lub inna ważna w żydowskiej historii osoba: „A w tej kamienicy mieszkał przed wojną bardzo ważny rabin żydowski, ale nie pamiętam, jak się nazywał. Ci, którzy przyjeżdżają, robią to głównie ze względu na pamięć o nim, folwark to raczej przy okazji.”
Pojawiały się też liczne głosy, które sugerowały, że w budynku przy Witolińskiej 41 mieściła się w okresie międzywojennym synagoga czy też dom modlitwy: „Źle określiłam burz-nica raczej dom modlitw i zbiórek społeczności żydowskiej; ostatnio wpadła mi w ręce informacja (nie pamiętam skąd?), która mogłaby potwierdzać informacje o rabinie. Poza nim znajdowało się tam również miejsce modlitwy. Takie miejsca modlitewne były dosyć często organizowane w domach należących do społeczności żydowskiej. Nie stać ich było na budowę synagogi, więc zbierali się właśnie w takich miejscach.”
Ostatnie wpisy w wątkach poświęconych niejasnej historii Osiedla Ostrobramska wprowadzały wątek żydowskiej fermy rolniczej. „Z całym naciskiem podkreślam, że nie był to dom żydowski, nie wchodził w skład Hechalucu i jest mało prawdopodobne, by mieszkał w nim jakiś rabin. Dodatkowym świadectwem „aryjskości” domu może być kapliczka z Matką Boską (pamiętam ją z dawnych lat), po której do dziś została tylko nisza nad balkonem… Myślę, że zainteresowanie domem Witolińska 41 przez wycieczki żydowskie wynika z faktu, że jest on jedynym, ocalałym świadkiem tak ważnej dla nich działalności Hechalucu na terenie Grochowa-Witolina. Gdyby było inaczej, z pewnością Żydzi zajęliby się wykupem i rewaloryzacją zdewastowanego budynku.”
W tych wpisach pojawia się też wątek post-kibucowej roślinności, przekonanie że w grochowskiej florze musiał się zachować jakiś ślad po gatunkach uprawianych na terenie gospodarstwa. Jeden z forumowiczów dokładnie określa, gdzie rośnie palestyńska trzcina oraz inna roślinność pamiętająca czasy kibucu: „Jedyna, niecodzienna pamiątka, jaka pozostała, i sezonowo odradza się to, niespotykany w Polsce gatunek trzciny. Porasta do dziś obszary bagienne za kanałem Nowa Ulga na Gocławiu i w całej okazałości można ją podziwiać zawsze pod koniec lata. Trzcina osiąga wówczas wysokość ok. 3 m. a u podstawy ma ok. 12 cm obwodu. W suche lata podpalają ją chuligani, zatruwając zapachem spalenizny cały Grochów. Ciekawostką jest, że nasiona Żydzi zaimportowali z Palestyny, by ją tu uprawiać i wykorzystywać do produkcji mat budowlanych, służących do ocieplania ścian. Maty można czasem jeszcze obejrzeć podczas rozbiórki starych domów na Grochowie…” Wiadomość o trzcinie wydaje się być inspirowana informacjami z oficjalnego obiegu naukowego.
Ta zagmatwana historia budynku z czerwonej cegły przy ulicy Witolińskiej 41 znalazła swój nieoczekiwany i nieco ironiczny finał. Kilka lat temu działka została wykupiona przez developera, który następnie budynek wyburzył. To, co wydarzyło się później, w pewnym sensie rozwiązało zagadkę żydowskich wycieczek zatrzymujących się pod tym budynkiem. Okazało się, że przekonanie, iż budynek należał przed wojną do kibucu, zdawali się podzielać również działacze Habonim Dror (jednej z izraelskich organizacji nawiązujących do przedwojennej tradycji He-Chaluc), którzy rozpoczęli na własną rękę dziennikarskie śledztwo, oskarżając hiszpańsko-izraelskie konsorcjum, które wykupiło teren i zburzyło budynek. Sprawę tę, podejmującą temat niszczenia dziedzictwa ruchu syjonistycznego w Polsce, należy uznać za dość poważną, gdyż doczekała się między innymi publikacji w największym izraelskim dzienniku Haaretz.
Należy dodać, że już przy opisie teorii zakładającej istnienie kiedyś na Grochowie żydowskiego cmentarza, na forach pojawiały się wątki „restytucyjne”. Jak to skomentował jeden z użytkowników: „Wśród mieszkańców osiedla ktoś co chwilę usiłuje siać panikarskie nastroje, że »Żydy wracają żeby wyrzucać nas z domów«.” Ten temat powraca co jakiś czas. ostatnio na osiedlu pojawiły się plotki, jakoby złożony został jakiś enigmatyczny „pozew o zwrot majątku” i już niedługo teren osiedla wróci w ręce prawowitych, przedwojennych oczywiście żydowskich, właścicieli. Nie wchodząc w obszerny i kontrowersyjny, i wciąż nieuregulowany formalnie temat restytucji mienia żydowskiego w Polsce (czy w ogóle temat restytucji przedwojennego mienia) warto w tym miejscu wspomnieć, że skupia on jak w soczewce obawy mieszkańców Osiedla przed „nieznanym”. Próbując odpowiedzieć na pytanie o to „co na Osiedlu robią Żydzi”, mieszkańcy nierzadko uruchamiają myślenie antysemickie, które ma też swój dalszy ciąg w aktach przemocy. Z relacji przewodników izraelskich zorganizowanych grup szkolnych odwiedzających teren Osiedla wynika, że grupy bywały obrzucone z balkonów jajkami czy torebkami wypełnionymi wodą przez lokalną młodzież.
Podsumowując, do czasu naszego zainteresowania się tym tematem, o kibucu wiedziało się mało i nic na pewno. W świadomości lokalnej na pewno funkcjonowało przekonanie o „żydowskości” tego miejsca. Z jednej strony było ono wzmacniane wizytami wycieczek z Izraela, z drugiej nieco skażone stereotypowym podejściem (założenie, że skoro przyjeżdżają wycieczki, to na pewno w tym miejscu był cmentarz, bądź że dom musiał należeć do jakiejś ważnej postaci), jak również dość niepokojącym tłem związanym ze strachem przed restytucją mienia pożydowskiego, powodującym pojawianie się wątków o charakterze stereotypowo antysemickim. Najmocniej fantazmatyczny charakter tej wiedzy widać w zasłyszanej opowieści, że podobno całe Osiedle Ostrobramska ma charakter żydowski – bloki widziane z lotu ptaka układają się w kształt Gwiazdy Dawida.
Z kolei z drugiej strony młodzież należąca do izraelskich organizacji Habonim Dror, Haszomer HaCair, HaMahanot HaOlim i HaNoar HaOved VeHaLomed przyjeżdża na miejsce dawnego kibucu poznając historię ruchu He-Chaluc, do której one współcześnie nawiązują. Jednak oprowadzający ją przewodnicy nie do końca wiedzą, jak odnaleźć we współczesnej topografii Grochowa dawne granice kibucu. Nie lepiej jest z opracowaniami skierowanymi do czytelnika poszukującego wiarygodnej wiedzy. Okazało się, że lektura tego typu materiałów przynosi więcej znaków zapytania niż konkretnych informacji. Na jednej ze stron internetowych zbierających wiedzę na temat Warszawy pojawia się znana nam już z forów informacja o tym, że budynek przy Witolińskiej 41 był synagogą: „Najbardziej znanymi budynkami przy ul. Witolińskiej są: Supermarket Biedronka, Spółdzielnia Inwalidów Przemysłu Skórzanego, Warsztaty i Salon Honda-AutoWitolin, Zakłady Rehabilitacyjne „Konstancin” oraz budynek dawnej synagogi (latem zjeżdżają się tutaj młodzi żydzi, na wspólne modlitwy i panele dyskusyjne).” W książce Jerzego Kasprzyckiego Korzenie miasta. Tom 3. Praga wspomniana jest historia żydowskiej fermy rolniczej na Grochowie. Jako ciekawostkę, autor zamieszcza informację o trzcinie, naturalnie występującej w Palestynie, którą kibucnicy zaczęli uprawiać na Grochowie. Celem sprowadzenia tego gatunku do Polski była nauka budowania z trzciny domostw, co miało przydać się kibucnikom po emigracji do Palestyny. Za Kasprzyckim informację tę wprowadza w obieg między innymi prowadzony przez Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie portal Wirtualny Sztetl, poświęcony żydowskiej historii lokalnej: „Ciekawostką jest fakt, że członkowie „Hechaluc-Pionier” wyhodowali na mokradłach taki sam gatunek trzciny, jaki rośnie nad Jordanem. Trzcina miała służyć jako materiał do budowy domów z trzcino-gipsu w Palestynie. W Warszawie uczono się, jak ją hodować i wykorzystywać w celach budowlanych. Sprzedawano ją też polskim sąsiadom. Prężnie działająca ferma przyciągała nowych osadników, nie tylko ogrodników, ale i fachowców z różnych dziedzin, zarówno Żydów jak i Polaków.” Portal ten podaje także, że w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie przechowywana jest cegła wyjęta z zabudowań gospodarczych kibucu (a drugą analogiczną cegłę przekazano do jednej z placówek muzealnych w Jerozolimie). Na portalu znajduje się również zdjęcie pracownika ŻIH, trzymającego wspomnianą cegłę. Cegła, o której mowa, została wyjęta z rozebranego budynku przy ulicy Witolińskiej 41, który to dom nigdy nie należał do kibucu.
Piszemy tę historię razem
Ta, przedstawiona wyżej, bogata lecz patchworkowa, a w dużej mierze „potoczna” (pisana i ustna) wiedza lokalna o kibucu zainspirowała nas do próby zderzenia jej z opowieściami kibucników, które udało się nam przetłumaczyć z języka hebrajskiego. Okazało się, że wśród mieszkańców Warszawy istnieje prawdziwy „głód” tego typu nowych narracji, a niektóre z nich zaczynają żyć swoim życiem, zarówno prowokując kolejne wspomnienia, jak i będąc źródłem nowej wiedzy. Przykładem niech będzie starszy pan, o którym dowiedzieliśmy się, że „pamięta kibuc”. Po nawiązaniu z nim kontaktu okazało się, że owszem, „pamięta kibuc”, ale… z jednej z naszych wycieczek popularyzatorskich.
Kiedy nasze Stowarzyszenie zaczęło zajmować się kibucem spotkaliśmy rzeszę osób zainteresowanych tematem. Dla lokalnych pasjonatów historii Grochowa prezentacja archiwalnych zdjęć znalezionych w wirtualnym archiwum Ghetto Fighters‘ House była uzupełnieniem ich wieloletniej hobbystycznej pracy. Przy okazji popularyzacji wspomnień kibucników, na podstawie wydanej w latach 70. w Izraelu księgi pamięci, mogliśmy z kolei zainspirować wielu grochowiaków do przypominania sobie „żydowskiej” historii Grochowa, co także poszerzało naszą wiedzę. Na wydarzenia (prezentacje, spacery, warsztaty, a nawet inscenizację teatralną) organizowane przez Stowarzyszenie imienia Szymona An-skiego przychodzili ludzie, którzy pamiętają dawne żydowskie centrum Grochowa, tak zwany „żydowski raj”, w okolicach ulicy Garwolińskiej. Słyszeliśmy także, że zaraz po wojnie te okolice były miejscem tymczasowego pobytu Żydów ocalałych w ZSRR, którzy następnie planowali wyjazd do Izraela. Jak mówi się na Grochowie – wiele osób zostawiło tu swoje tymczasowe „drugie połowy”, które potem dostawały paczki z Izraela.
Spotkany przez nas znany warszawski dziennikarz, który opisywał próby odtworzenia kibucu pod koniec lat 40. w Expresie Wieczornym, podzielił się z nami wrażeniami, że warzywa z kibucu znane były w całej przedwojennej Warszawie, a jeden z uczestników spaceru dokładnie wskazał, gdzie znajdował się sklepik kibucowy – przy ulicy Osieckiej.
Stworzona przez nas strona www.anski.org/kibuc-grochow była chętnie odwiedzana, a broszura poświęcona historii kibucu rozchwytywana na spotkaniach. Nie brakowało zdumienia, zarówno tym, że na Grochowie mieszkali Żydzi, jak i tym, że byli to Żydzi „nietypowi”. Jedna z uczestniczek warsztatów dla seniorów zapytała wprost: „A co to za Żydzi, co pejsów nie mają?”
Świecka, socjalistyczna i syjonistyczna historia żydowska działa się na polach grochowskich i dzisiaj właśnie o niej przypominają sobie jej polscy i izraelscy spadkobiercy. O tym, jak niespodziewane efekty przynosi taka „archeologia pamięci” mógł przekonać się młody Izraelczyk, który uczestniczył w organizowanym przez nasze Stowarzyszenie spacerów po terenie dawnego kibucu. Ku swemu zdumieniu, zapoznając się z archiwalnymi zdjęciami na naszej stronie, na jednym z nich rozpoznał swojego dziadka.
Mamy nadzieję, że projekt będzie się rozwijał – więcej Izraelczyków będzie odkrywać ideową genealogię swoich rodzin na Grochowie, a więcej warszawiaków będzie odkrywać międzynarodowy i ogólnoświatowy wymiar tej marginalizowanej dzielnicy. Może jednym i drugim o wyjątkowości tego miejsca, a także skomplikowanej historii relacji polsko-żydowskich, przypomni postać Fridy Wołkowyskiej, dzielnej kibucniczki, postrzelonej podczas antysemickiego ataku na fermę, upamiętnionej muralem dzięki wspólnym działaniom Fundacji Inicjatyw Kobiecych i Stowarzyszenia imienia Szymona An-skiego na ścianie jednego z grochowskich budynków.
Autorami tekstu są Agata Maksimowska, Jan Kubisa i Marcin Dziurdzik ze Stowarzyszenia imienia Szymona An-skiego.
Tekst Osiedle jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Agaty Maksimowskiej oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Oś Muranowska
Pomnik wywózek Żydów Warszawy na Zagładę odznacza się wyciszoną, niemal abstrakcyjną formą i dyskretnym usytuowaniem. Ulokowany jest w ciągu zabudowy północnej strony ulicy. Przylega do ściany sąsiedniego budynku. Zawiera element sugerujący macewę, lecz pozbawiony jest symboli religijnych sensu stricto. W białym granicie wyryte zostały imiona od Abla do Zygmunta oraz informacja w jidysz, po polsku, po hebrajsku i po angielsku: „Tą drogą i śmierci w latach 1942–1943 z utworzonego w Warszawie getta przeszło do hitlerowskich obozów Zagłady ponad 300 000 Żydów”. Z boku – po hebrajsku, w jidysz i po polsku – umieszczono fragment z Księgi Hioba: „Ziemio, nie kryj mojej krwi, iżby mój krzyk nie ustawał.”
Pomnik Poległym i Pomordowanym na Wschodzie usytuowany jest centralnie, na wzniesieniu, na środku ważnego węzła komunikacyjnego. Przedstawia podkłady kolejowe i wagon wypełniony krzyżami, z jednym krzyżem wyraźnie dominującym. Na podkładach kolejowych wypisane są miejsca zsyłek i kaźni na Wschodzie. Między innymi figuruje tam Katyń, dlatego pomnik traktowany jest także jako upamiętnienie katyńskie – najważniejsze z kilku, jakie znajdują się w Warszawie. Przy bliższym oglądzie wśród krzyży można dostrzec muzułmański tatarski symbol z pięcioramienną gwiazdą i półksiężycem, macewę i kilka krzyży prawosławnych. W potocznej świadomości jednak pomnik funkcjonuje jako wagon z krzyżami i nazywany jest Golgotą Wschodu. Wyobrażenie na ten temat dają pocztówki, przewodniki turystyczne, strony internetowe i rysunki dziecięce.
W skład pomnika wchodzi dodatkowo tablica z krzyżem przypominającym najważniejsze polskie odznaczenie wojskowe – Virtuti Militari. Na tablicy widnieje napis „Poległym / pomordowanym / na Wschodzie / ofiarom / agresji / sowieckiej / 17 IX 1939 / Naród / 17 IX 1995”. Odwiedzający zapalają pod tablicą znicze i uzupełniają jej treść o emblematy religijne, jak na przykład krzyże z kwiatów lub figura Chrystusa. Stanowi to nawiązanie do romantycznego toposu Polski jako Chrystusa Narodów o ciągle nierozbrojonym antysemickim potencjale. Całości dopełniają dwa późniejsze głazy-obeliski. Pierwszy z nich upamiętnia wizytę w tym miejscu papieża Jana Pawła II (1999). Drugi oddaje hołd fantazmatycznej figurze Matki Sybiraczki (2011) – mutacji romantycznego toposu Matki Polki. Matka Polka to w polskiej kulturze ta, która rodzi i wychowuje synów, by złożyć ich życie w ofierze na ołtarzu Ojczyzny.
Topograficzne usytuowanie Pomnika Poległym i Pomordowanym na Wschodzie jest przykładem zarówno zastąpienia, jak obstawienia. Pomnik znajduje się mianowicie tam, gdzie ulica Nalewki łączyła się z placem Muranowskim. Chodzi o miejsca emblematyczne dla żydowskiej Warszawy: o plac-ikonę u wylotu ulicy-ikony. Nazwanie tego miejsca skwerem Matki Sybiraczki stanowi przykład zastąpienia i zawłaszczenia. Podczas powstania w getcie warszawskim plac Muranowski stanowił jeden z trzech głównych punktów żydowskiego oporu. Tu między innymi zawisły, owiane później legendą, „dwa sztandary”. W tym miejscu prowadził walki Żydowski Związek Wojskowy kierowany przez Pawła Frenkla i Leona Rodala, organizacja zbrojna spoza Żydowskiej Organizacji Bojowej Anielewicza. ŻZW utworzony został przez Betar, młodzieżową przybudówkę partii syjonistów rewizjonistów Włodzimierza Żabotyńskiego. Pod koniec pierwszej dekady lat dwutysięcznych wobec pominięcia militarnej historii miejsca wdrożono działanie naprawcze w postaci umieszczenia na uboczu tablicy z informacją, która jednakże nie wspomina o tym, że żołnierze ŻZW zginęli wskutek donosów po wyjściu z getta na tak zwaną aryjską stronę. Ponadto tablica, wykonana z przezroczystego pleksiglasu i osłonięta drzewami, pozostaje niewidoczna. Z formalnego punktu widzenia zastąpienie i zawłaszczenie miejsca zostało zniwelowane. W praktyce niczego to nie zmieniło w społecznym odbiorze. Można się też zastanawiać, jak dalece relacja zastąpienia przeszła tu w relację obstawienia.
Autorką tekstu jest dr Elżebieta Janicka.
Tekst Elżebiety Janickiej jest fragmentem artykułu pt. „Pamięć i tożsamość w przestrzeni dawnego getta warszawskiego”, który ukazał się w kwartalniku „Herito” (numer 3/2013, s. 66–81) wydawanym przez Międzynarodowe Centrum Kultury w Krakowie. Dziękujemy za zgodę na wykorzystanie tekstu.
Pomnik Bohaterów Getta
Pomnik Bohaterów Getta
Pochodzący z Warszawy rzeźbiarz Natan Rappaport był ocalałym z Zagłady. Po wybuchu wojny – dzięki ucieczce na tereny okupowane przez Armię Czerwoną – przeżył, a po wojnie włączył się w działania związane z upamiętnianiem ofiar Holokaustu. Jest m.in. autorem warszawskiego Pomnika Bohaterów Getta – jednego z tysięcy pomników poświęconych Żydom pomordowanym w czasie drugiej wojny światowej w Polsce, będącego także najbardziej znanym i rozpoznawalnym pomnikiem Holocaustu na świecie.
Rappaport pracował nad projektem pomnika już od 1943 roku, jeszcze w Związku Radzieckim. Swoim pierwszym projektem chciał upamiętnić bohaterską walkę Żydów biorących udział w powstaniu oraz jego tragiczny upadek, lecz pierwsza wersja niestety nie przeszła cenzury. Kilka lat później, po powrocie do Warszawy, Rappaport przedstawił nowy projekt Centralnemu Komitetowi Żydowskiemu, który zatwierdził go od razu. Pomnik miał stanąć w miejscu, „gdzie oddano pierwsze strzały, i gdzie Mordechaj Anielewicz, przywódca powstania, zmarł w bunkrze”. Wybrano więc lokalizację w pobliżu pierwszego pomnika upamiętniającego powstanie w warszawskim getcie, odsłoniętego w 1946 r. Pomnik ten zaprojektowany przez Leona Marka Suzina i postawiony przez Centralny Komitet Żydów w Polsce miał formę włazów do kanałów, które były wykorzystywane przez żydowskich bojowców w czasie powstania, a zrobiony był z czerwonego piaskowca, mającego symbolizować krew przelaną w walce.
Jeszcze w 1946 roku podjęto decyzje o budowie drugiego pomnika. Nad jego projektem pracował Natan Rappaport, a autorem oprawy architektonicznej był Suzin. Bryła pomnika została wykonana z labradorytu skandynawskiego, który podobno miał być wcześniej przeznaczony na pomnik upamiętniający zwycięstwo Hitlera. Jak tłumaczył sam rzeźbiarz, forma pomnika nawiązuje zarówno do murów getta warszawskiego, jak i do Ściany Płaczu w Jerozolimie. Jednocześnie przypomina ona nagrobek, pod którym składane są kwiaty, wieńce i – wedle tradycji żydowskiej – małe kamyki, oznaczające pamięć.
Na froncie pomnika, po jego zachodniej stronie, znajduje się płaskorzeźba zatytułowana: Walka przedstawiająca grupę żydowskich bojowników. Obok, w językach polskim, jidysz i hebrajskim, widnieje napis: Naród żydowski – swym męczennikom i bojownikom. Druga płaskorzeźba, umieszczona od strony wschodniej, została wykonana z kamienia i przedstawia dwunastu męczenników żydowskich, przedstawiających dwanaście plemion Izraela. Płaskorzeźba nosi tytuł: Pochód na zagładę.
W odsłonięciu pomnika w 1948 roku uczestniczyło ponad 12 tysięcy ocalałych Żydów, polscy politycy, przywódcy powstania w getcie – Marek Edelman i Antek Cukierman, przedstawiciele delegacji żydowskich z całego świata oraz warszawiacy; łącznie około 20 tysięcy osób. Rabin Polski Dreistmann odmówił kadisz – modlitwę za zmarłych, a naczelny rabin Wojska Polskiego pułkownik Dawid Kahane wygłosił kazanie.
Przez lata pomnik i plac stały się nie tylko miejscem uroczystości, ale – przede wszystkim – miejscem pamięci i modlitwy za zmarłych, „niemalże ołtarzem” (Young, s. 170). Hołd pomordowanym w Zagładzie składali tu m.in. Jimi Carter, Bill Clinton, papież Jan Paweł II, Jurij Gagarin, Czternasty Dalajlama, Marlena Dietrich czy dzieci Madonny. Najbardziej znanym był jednak gest kanclerza Niemiec Willy'ego Brandta z 1970 roku, gdzie na zdjęciach widać, jak ów „klęczy w czarnym płaszczu na kamiennych stopniach przed pomnikiem. Lądując w Warszawie z pierwszą oficjalną wizytą w Polsce, nie planował w tym miejscu podniosłych gestów. Dopiero w samochodzie wiozącym go na Muranów zdał sobie sprawę, że skoro ówczesny rząd polski nie życzy sobie żadnych ceremonii, nie wystarczy skinąć głową po złożeniu wieńca. „Przecież coś trzeba było zrobić” – powie potem zaskoczonej żonie. Nazajutrz te zdjęcia ukazały się w prasie całego świata. W Polsce opublikował je tylko wydawany w jidysz „Fołks Sztyme”. W „Życiu Warszawy” fotografie skonfiskowała cenzura”
Pomnik Bohaterów Getta projektu Natana Rappaporta jest nie tylko jednym z tysięcy pomników upamiętniających Zagładę w Polsce, lecz także najbardziej znanym i rozpoznawalnym pomnikiem Holocaustu na świecie. Został odsłonięty 19 kwietnia 1948 roku, w piątą rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim.
Autorką tekstu jest Alicja Mroczkowską.
Tekst Pomnik Bohaterów Getta jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz imię nazwisko autora/ki tekstu oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Romowie
Kalderasze i Lowarzy. Bergitka Roma i Polska Roma – czym róznią się między sobą poszczególne grupy romskie?
Romowie w Warszawie
Warszawska historia Romów
Posłuchaj krótkiego wykładu Andrzeja Grzymały-Kazłowskiego dotyczącego warszawskiej historii Romów.
Rumuńscy Romowie
Różnorodność narodowościowa i polityczna a sport przedwojennej Warszawy
Różnorodność narodowościowa i polityczna a sport przedwojennej Warszawy
Gdy byłem młodym chłopakiem z Muranowa, fascynował mnie sport, a zwłaszcza jego różnorodność. Do stolicy przyjeżdżały drużyny z Mrągowa, Orzysza, Kraśnika czy Świdnika. Pamiętam, że zawsze po meczach sprawdzałem na mapie, gdzie znajdują się te miejscowości, i w ten oto sposób uczyłem się geografii. Nieco później, już jako licealista, ze zdziwieniem odkryłem, że przed wojną w czasach II Rzeczypospolitej sport był dużo barwniejszy.
Warszawa w czasach II RP była miastem zamieszkałym przez ok. 1 mln 200 tys. mieszkańców. Większość, bo 65% stanowili Polacy, 30% stanowili Żydzi. Ta mniejszość miała swoje świątynie, czytelnie, czasopisma, muzyków, teatry – miała też swoje kluby sportowe. Tu grały zespoły o przedziwnych dla mnie jako nastolatka nazwach: Makabi, Hasmonea, Hapoel, Bar Kochba, Bejtar. Ich gracze to byli warszawscy Żydzi, którzy często zamieszkiwali stolicę tak samo długo jak moi dziadkowie.
Największy z żydowskich klubów Makabi zrzeszał tak wielu członków jak Polonia, Legia, Skra czy Warszawianka. Miał rzesze zaprzysięgłych kibiców i wrósł w pejzaż przedwojennej Warszawy. Powstał w 1915 r., więc był jednym z najstarszych klubów stolicy. W 1920 r. Makabi współtworzył Warszawski Okręgowy Związek Piłki Nożnej.
Mniejszym żydowskim klubem był odpowiednik polskiego AZS – Żydowskie Akademickie Stowarzyszenie Sportowe (ŻASS). Koncentrował głównie młodzież akademicką i potrafił być groźnym rywalem dla Machabeuszy (Makabi) w lekkoatletyce i pływaniu.
ŻASS i Makabi grupowały sportowców-syjonistów. To warto zaznaczyć, bo przedwojenne organizacje sportowe najczęściej optowały za pewnym światopoglądem. I tak na przykład żydowska Gwiazda, Hapoel i Jutrznia wychowywały socjalistów. Nie oznaczało to, że wszystkie trzy robotnicze (socjalistyczne) kluby tworzyły jedną sportową brać. Otóż każdy z tych klubów był zależny od innej, choć socjalistycznej partii. Hapoel od Poalej Syjon-Prawica, Gwiazda od Poalej Syjon-Lewica, a Jutrznia od Bundu. Kto zna partie polityczne II RP, ten wie, że ówczesny socjalizm niejedną miał twarz i kluby też się różniły.
Po prawej stronie tego politycznego układu był Bejtar, który wszelkie lewicowe teorie zwalczał. Dlatego też spotkanie dwóch warszawskich klubów żydowskich Gwiazda–Bejtar wcale nie był meczem przyjaźni.
Jak widać, w odróżnieniu od dzisiejszych czasów, przedwojenne kluby sportowe stolicy reprezentowały niemal każdy odłam polityczny, niemal każdy światopogląd miał swojego sportowego przedstawiciela. Ta różnorodność klubów była więc znaczna.
O ile jednak spektrum politycznych światopoglądów reprezentowanych przez ruch sportowy było dobrze widoczne, o tyle narodowa różnorodność sprowadzała się do istnienia klubów żydowskich lub polskich. Jedynym wyjątkiem, była nieliczna i nie zgłoszona do rozgrywek państwowych ukraińska Zaporoża, założona w 1937 r. przez Urkaińców studiujących w Warszawie. Klub ten, na którego czele stał profesor Włodymyr Iwanowycz, działał u boku korporacji akademickiej o takiej samej nazwie. Zaporoża miała drużynę siatkarską i lekkoatletyczną i choć wartościowych wyników klub nie osiągnął, to ponoć skutecznie promował sport w środowisku ukraińskich studentów.
Różnorodność była za to dobrze widoczna w składach poszczególnych drużyn. Dziś różnorodność jest pewna normą, w piłkarskiej drużynie Legii gra sporo cudzoziemców. Nawet w niższych ligach widać zawodników słowackich, ukraińskich, chorwackich czy nawet afrykańskich. Przed wojną też było wielu nie-Polaków, ale na tym podobieństwa się kończą. Bowiem w czasach II RP byli to obywatele Polscy, choć różnych narodowości. Często pochodzili ze starych nadwiślańskich rodów.
Takim sportowcem, Żydem grającym z polskim klubie, bo w Polonii, był Michał Hamburger. Odebrał wychowanie patriotyczne, które nakazywało mu być dumnym z takich polskich bohaterów jak Berek Joselewicz, powstaniec z 1831 r., czy też rabin Abraham Perlmutter, uczestnik powstania styczniowego. Michał Hamburger grał w podstawowym składzie Polonii do 1927 r., a potem zasiadał we władzach klubu. W 1923 r., być może za namową prezesa Polonii pastora Augusta Lotha, przeszedł z religii mojżeszowej na luterańską. W czasie II wojny światowej współpracował z polskim ruchem oporu. Niestety, jego semicki wygląd zdradzał pochodzenie. W 1943 r. został rozpoznany i zabity przez niemieckiego żandarma.
Tym, kim dla Polonii był Hamburger, tym dla Warszawianki był Stefan (Abraham) Korngld. Grał w Warszawiance aż do 1936 r. i był legendą klubu. Też nie przeżył holokaustu. W Legii w ataku grał zaś Zygmunt Steuerman, ściągnięty do wojskowych z lwowskiej Hasmonei. Jako jedyny z wymienionych wcześniej nie zaaklimatyzował się w Warszawie i wrócił do Lwowa.
Z Polonią też związała się czeska rodzina Szmidtów. Jarosława Szmidt była tą sportsmenką, która Polakom zaszczepiła hazenę, czyli odmianę piłki ręcznej. Była też znakomitą koszykarką, lekkoatletką i siatkarką. Jej brat Ludwik Szmidt kopał w piłkę nożną i stale gościł w pierwszym składzie Polonii.
W tym samym klubie grał rodzinny klan Bułanowów: Jerzy, Borys, Mikołaj i Roman. Wszyscy byli Rosjanami przybyłymi do Polski po rewolucji październikowej. Jerzy dostąpił zaszczytu bycia wieloletnim kapitanem reprezentacji Polski. Dobrze poznał język Polski i pisał opowiadania rozgrywające się w świecie sportu.
W Legii natomiast wiele lat grał w piłkę inny Rosjanin, Paszka Akimow. W Polsce znalazł się zupełnie inaczej niż Bułanowowie – jako żołnierz Armii Czerwonej został jeńcem wojennym. Z komunizmem nie utożsamiał się, więc po wojnie polsko-bolszewickiej został w nowej ojczyźnie i robił karierę jako piłkarz.
W stołecznym sporcie nie brakowało też Anglików (trener piłkarzy Polonii George Kimpton), Amerykanów (trener YMCA i Polonii Christopher Burford), Francuzów (założyciel klubu Orzeł Biały i protektor rugby Louis Amblar i trener lekkoatletyczny AZS Maurice Bacquet), Węgrów (trener Znicza Pruszków Laszko Marcai).
Wśród znanych sportowców przedwojennej Warszawy sporo było także Niemców – w 1930 r. w Legii grał przebojowy Ernest Joschke, w Polonii waleczny Jerzy Kulla i bramkostrzelny Otton Dietmar. Trenerem Polonii w ostatnich latach II RP był Karol Kossok. Większość z tych niemieckich piłkarzy i trener Kossok pochodziła ze Śląska.
Z niemieckiej rodziny zamieszkałej w głębi Rosji wywodził się lekkoatleta Edward Luckhaus – polski olimpijczyk dziesięcioboista z Berlina 1936 r. Na początku 1938 r. trafił do Polonii z białostockiej Jagiellonii. W czasie wojny podpisał folkslistę i został niemieckim komisarzem ds. sportu. Jednak wbrew opiniom PRL-owskich dziennikarzy, zdrajcą nigdy nie był. Ożeniony z Polką, tkwił między Scyllą a Charybdą, czyli miedzy patriotyzmem swej polskiej małżonki a nazistowskim posłuszeństwem większości swych niemieckich ziomków. Dystansował się od hitleryzmu i ponoć wiedział o konspiracyjnej działalności swej polskiej małżonki. Małżeństwo to nie przetrwało próby wojennego czasu. Po wojnie on wyjechał do Niemiec, ona została w Polsce.
Ten klin wbity w różnorodność to już wpływ czasów wojny. Polsko-niemieckie relacje popsuły się na wiele lat. Rosjanie zaczęli kojarzyć się z komunistyczną ideą lub z bazarowymi handlarzami, Holocaust unicestwił większość warszawskich Żydów. Amerykanie, Francuzi i Anglicy na długo nie mogli do Polski przyjeżdżać. Różnorodność w stolicy Polski zniknęła na wiele lat.
Autorem tekstu jest dr Robert Gawkowski.
Tekst Różnorodność narodowościowa i polityczna a sport przedwojennej Warszawy jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Roberta Gawkowskiego oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2017: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2017, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2017. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2017: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2017.
Sejm
Parlament 1919–1939
Nie tylko warszawską, ale i polską wielokulturowość okresu międzywojennego można było zaobserwować w budynku Sejmu przy ulicy Wiejskiej w Warszawie. Tam spotykali się przedstawiciele nie tylko różnych opcji politycznych, ale także członkowie mniejszości żydowskiej, ukraińskiej, białoruskiej czy niemieckiej.[1] Zbudowanie niepodległego państwa nastręczało wielu trudności – po ponad 120 latach trzeba było złączyć trzy odrębne części. Różniły się one formą organizacji państwa, szkolnictwem, formacjami wojskowymi, ale także zwyczajami codziennymi i językiem, np. osoba z Królestwa mógła mieć problem ze zrozumieniem ogłoszenia w prasie poznańskiej czy galicyjskiej.[2] Jeszcze przed zakończeniem I wojny światowej ścierać się zaczęły dwie koncepcje niepodległościowe: jedna, reprezentowana przez Józefa Piłsudskiego, by stworzyć państwo wielonarodowe, w którym związanie mniejszości narodowych z państwem polskim zagwarantuje sukces i druga, reprezentowana przez Romana Dmowskiego i Narodową Demokrację, by stworzyć państwo, w którym polski element jest nadrzędny, a mniejszości należy spolonizować lub wydalić z kraju.[3] Przez dwadzieścia lat mniejszości narodowe raz otrzymywały większą, a raz mniejszą swobodę. W latach trzydziestych spacyfikowano wsie ukraińskie, Białorusinom uniemożliwiono wzmocnienie swoich organizacji kulturalnych i społecznych, a dla Żydów wprowadzono numerus clausus. Chociaż II Rzeczpospolitej nie udało się zapewnić mniejszościom narodowym równych praw, to miały one swoje reprezentacje w parlamencie.
W pierwszych wyborach do Sejmu Ustawodawczego 26 stycznia 1919 roku największą liczbę mandatów otrzymała prawica z Narodową Demokracją na czele, ale również przedstawiciele mniejszości narodowych zdobyli kilka mandatów. W kolejnych wyborach niektóre partie mniejszości narodowych występowały pod wspólnym szyldem Bloku Mniejszości Narodowych (BMN). BMN istniał do wyborów w 1928 roku, odnosząc spore sukcesy wyborcze: w 1922 roku zdobył 66 mandatów, a w 1928 r. – 55.
W tamtym czasie na polskiej scenie politycznej pozostawały liczne partie żydowskie: Poalej-Syjon Lewica i Prawica, Agudat Isroel, Bund czy Mizrachi; ukraińskie: Ukraińskie Nacjonalno-Demokratyczne Zjednoczenie (UNDO), Ukraiński Związek Narodowy (Ukrainskij Narodnyj Sojuz); niemieckie: Niemiecka Socjalistyczna Partia Pracy (Deutsche Sozialistische Arbeistpartei), Niemiecki Związek Ludowy, Partia Niemiecka i Niemiecka Katolicka Partia Ludowa; białoruskie: Komunistyczna Partia Zachodniej Białorusi, Białoruska Włościańsko-Robotnicza Hromada, Białoruska Chrześcijańska Demokracja czy rosyjskie - Ruskie Narodowe Zjednoczenie, które reprezentowały interesy różnych opcji polityczno-społecznych.
Autorką tekstu jest dr Zuzanna Kołodziejska.
Tekst Parlament 1919–1939 jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz imię nazwisko autora/ki tekstu oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Stacja Muranów
Stadion Dziesięciolecia
Stadion Dziesięciolecia
Stadion Dziesięciolecia powstał w 1955 roku, zburzono w roku 2008. Na początku swojej 63 letniej historii służył jako obiekt sportowy, jednak prawdziwą sławę przyniosły mu lata 90. Obiekt ten wybudowano jako stadion piłkarski i lekkoatletyczny. Na trybunach w czasie największych imprez mieściło się nawet 100 tysięcy widzów. Początkowo stadion wykorzystywany był do imprez sportowych, kulturalnych oraz okolicznościowych (m. in. dożynek), jednak od lat 80 kiedy jego utrzymanie stało się zbyt kosztowne zaczął niszczeć.
Po przemianach politycznych 1989 roku obiekt został wydzierżawiony dla celów handlowych firmie Damis. Na koronie stadionu oraz na okalających go parkingach powstały stanowiska dla handlu detalicznego. Przez następne lata targowisko rozrosło się na tereny sąsiadujące z obiektem sportowym w stronę dworca PKP Stadion – czyli na tzw. Błonia.
W roku 1996 targowisko otrzymało nazwę Jarmark Europa. Nazwa dobrze symbolizowała znaczenie, jakie bazar zyskał w skali europejskiej. Znaczenie miały również rozmiary, które osiągnął – pod koniec swojego istnienia bazar zajmował powierzchnię 38 hektarów i było jednym z największych targowisk Europy. Według szacunków Centralnego Biura Śledczego (CBŚ) z 2001 roku obroty na Stadionie X-lecia sięgnęły 12 miliardów złotych. Większość transakcji była zawierana w szarej strefie – pokazuje to stosunek szacunków CBŚ do tych zliczanych na podstawie udokumentowanych transakcji. Tych ostatnich było na 500 milionów złotych – a więc 24 razy mniej!
Początkowo większość handlujących, obok kupców polskich, stanowili obywatele krajów byłego ZSRR. Następnie coraz liczniej dołączali do nich Wietnamczycy. Po zadomowieniu się na targowisku tych dwóch grup miejsce zaczęło przyciągać migrantów z innych krajów- chociaż nigdy liczebnie nie przewyższyli oni dwóch pierwszych wymienionych grup. W trakcie rozmów prowadzonych z obcokrajowcami dowiedziałam się że jego sława sięgnęła Niemiec, Rosji ale nawet Bangladeszu czy Wietnamu. Migranci dowiadywali się już w kraju rodzinnym o targowisku w Polsce na którym można łatwo znaleźć pracę, kontakty oraz załatwić dokumenty.
W kolejnych latach różne towary stanowiły większość sprzedawanych na targu, jednak jedną z ważnych cech jarmarku Europa była ich różnorodność. Początkowo dużą część stanowiły militaria – ubrania, broń, naboje itp. Na bazarze sprzedawane były też olbrzymie ilość pirackich płyt DVD. Jarmark Europa był też znany ze sprzedaży tanich ubrań. Można tu było znaleźć odzież oraz buty z podrobionymi znakami markowymi, jak też podrabiane alkohole i perfumy. Dostępny był również sprzęt RTV i AGD. Oferowane były też najróżniejsze towary pochodzące z kradzieży, jak na przykład telefony komórkowe lub samochody. W alejkach targu znaleźć można najróżniejszy drobny sprzęt elektroniczny, taki jak budziki, zegarki, timery, radia, itp. Wprawny klient znajdzie wędki, torebki i tanie kosmetyki. Specyficzną ofertą targowiska jbyła oferta dla Wietnamczyków. Społeczność wietnamska w Polsce skupia swoje życie właśnie wokół tego bazaru. W zakamarkach targu znaleźć można sklepy z żywnością typowo wietnamską, z produktami sprowadzanymi z Wietnamu, kafejki internetowe, wypożyczalnie wietnamskich filmów, bary wietnamskie oraz świątynię buddyjską.
Dla turystów oraz klientów odwiedzających targowisko po raz pierwszy, układ uliczek, straganów i alejek mógł być mylący. Nie było łatwo się odnaleźć, targowisko sprawiało wrażenie chaotycznego i nieuporządkowanego. Jednak jak wszystkie takie organizmy, również i Jarmark Europa miał swój własny wewnętrzny porządek. Według terminologii używanej przez handlujących bazar dzielił się na „Rumunię” – część bazaru gdzie według sprzedawców znaczną grupą handlarzy są obywatele Rumunii. Część ta znajdowała się niedaleko dworca PKS od strony Wybrzeża Szczecińskiego. Inną częścią targu była „Bułgaria”, która znajduje się przy dworcu PKS w stronę Alei Zielenieckiej.
Polacy i Wietnamczycy mieszali się i można było spotkać ich w każdej części bazaru, jednak największe skupisko Polaków było w części najbliżej Ronda Waszyngtona w stronę Korony, oraz dookoła korony. „Wietnam” natomiast rozpościerał się na Błoniach – pomiędzy Stadionem piłkarskim, a dworcem PKP Stadion. Kolejną charakterystyczną częścią bazaru była korona. Handlowała tam tak zwana „reszta świata”: Nigeryjczycy, Somalijczycy, Kameruńczycy, Ghańczycy, Pakistańczycy, Bengalczycy, Hindusi, Ormianie, Białorusini, Rosjanie, przybysze ze Sri Lanki oraz z wielu innych krajów. „Nocny Stadion” mieścił się natomiast na parkingu za stadionem piłkarskim, wzdłuż wybrzeża Szczecińskiego.
Projekty zamknięcia całego terenu targowiska lub też jego części wywoływały burzliwe dyskusje w lecie 2007 roku. W ciągu ostatnich lat przed zamknięciem stale toczyły się dyskusje, podejmowano kolejne decyzje o terminie zamknięcia bazaru oraz przyszłości handlarzy na nim pracujących. Kwestie ta budziły wiele emocji i tyleż kontrowersji. Gdy doszło do ostatecznego zamykania kolejnych części targowiska handlarze aktywnie stawiali opór, doszło do przepychanek z agencją ochrony próbującą zamknąć targowisko.
Od października 2007 roku kiedy to zamknięto pierwszą część Jarmarku Europa – Koronę w kolejnych miesiącach wyłączano z użytku kolejne obszary targowiska. 6 września 2008 roku minister sportu i turystyki oficjalnie zamknął Stadion Dziesięciolecia aby rozpocząć prace budowlane pod Stadion Narodowy.
Autorką tekstu jest Magdalena Szeniawska.
Tekst Stadion dziesięciolecia jest fragmentem tekstu opublikowanego w "Etnografii do kieszeni". Jest to część projektu finansowanego ze środków Ministerstwa Nauki i Szkolnitwa Wyższego..
Strajk powszechny przeciwko antysemityzmowi 17 marca 1936
Strajk powszechny przeciwko antysemityzmowi 17 marca 1936
Pogrom w Przytyku, który miał miejsce 9 marca 1936 roku[1], stał się złowrogim symbolem pogarszającej się sytuacji polskiej społeczności żydowskiej dwudziestolecia międzywojennego i eskalacji zachowań antysemickich.[2]. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy miał miejsce pogrom w Przytyku, doszło także do zajść na tle antysemickim w innych miejscowościach, głównie w województwach kieleckim, łódzkim i warszawskim, jak np. w Truskolasach, Krzepicach, Przystajni, Zagórowie, Mińsku Mazowieckim, Białobrzegach, Pyzdrach, Żelechowie, Przybyszewie, Bochni, Tarnowie, Białymstoku, Tomaszowie Mazowieckim, Łowiczu, Liskach, Rykach, Karczewie, Otwocku, Łodzi czy Warszawie.
Brak właściwej, zdecydowanej postawy władz i narastająca atmosfera zagrożenia wywołana tymi wydarzeniami sprawiły, że działająca w Polsce żydowska lewicowa, antysyjonistyczna partia Bund i jej młodzieżówka Cukunft zajęły oficjalne stanowisko w tej sprawie. Odpowiedzią obu organizacji było wezwanie do strajku powszechnego.
Ulotka dystrybuowana przez Cukunft tuż przed protestem głosiła:
We wtorek, dn. 17 marca strajk protestacyjny przeciwko antysemityzmowi!
Do Robotników i Pracowników,
Do Inteligencji Pracującej,
Do Młodzieży Robotniczej!
Komitet Centralny „BUNDU” oraz Rada Krajowa Klas. Zw. Zaw., reprezentująca ogół zorganizowanego proletariatu żydowskiego, proklamowały we wtorek dnia 17-go marca b.r. strajk powszechny.
Strajk ten ma być potężnym protestem mas pracujących przeciwko wypadkom w Przytyku, przeciwko wzrastającej hecy pogromowej, przeciwko wprowadzeniu gheta żydowskiego na wyższych uczelniach, przeciwko bojkotowi robotników i pracowników żydowskich, przeciwko uciskowi narodowemu mas żydowskich, przeciwko nacjonalizmowi i faszyzmowi. Strajk ten będzie demonstracją mas pracujących, walczących o faktyczne równouprawnienie na wszystkich polach gospodarczego, politycznego i społecznego życia w Polsce, o Rząd Robotniczo-Chłopski, o socjalizm!
Wzywamy Was wszystkich do udziału w strajku. Niech we wtorek 17 marca, aż do godz. 2 w poł. stanie wszelka praca w warsztatach, fabrykach, we wszystkich biurach i sklepach!
Wszyscy do walki, wszyscy do strajku!
K. W. „BUNDU”
Rada Centr. Kl. Zw. Zaw.
K. W. „CUKUNFTU”
Warszawa, 16 marca 1936 r. [3]
Partia i jej młodzieżówka nawiązywały tu do tradycji ruchu bundowskiego jeszcze z czasów pogromów w carskiej Rosji, kiedy to przy użyciu specyficznej formy komunikacji, jaką była ulotka, starano się zbudować poczucie braterstwa, a grając na emocjach, jednocześnie podtrzymywano napięcie. Jako jedyną słuszną odpowiedź na antysemityzm partia promowała swoje rozwiązanie[4].
Co ważne, pod wezwaniem do strajku oprócz komitetów wykonawczych Bundu i Cukunftu podpisała się także Rada Centralna Klasowych Związków Zawodowych, która reprezentowała wszystkich związkowców żydowskich w II Rzeczypospolitej. Strajk poparli także działacze PPS: Jan Kwapiński, przewodniczący Komisji Centralnej Związków Zawodowych w Polsce, który miał wyrazić „całkowitą solidarność proletarjatu polskiego z tą walką robotników żydowskich”[5], i Zygmunt Zaremba, przewodniczący warszawskiej organizacji PPS[6].
Akcja protestacyjna okazała się dużym sukcesem. Dodatkowo dzień strajku zbiegł się z debatą w sejmie dotyczącą projektu ustawy o uboju rytualnym, co zmobilizowało do strajku także osoby niekoniecznie sympatyzujące z Bundem. Jak donosiło pismo „Robotnik”: „Strajk stał się żywiołowym protestem ogromnej większości społeczeństwa żydowskiego, a właściwie jego niezamożnej części. Stanęły nie tylko fabryki, w których zatrudnieni są robotnicy żydowscy, wstrzymali się od pracy także rękodzielnicy, chałupnicy, pracownicy sklepowi, inteligencja pracująca. Strajk był istotnie masowy[7]”.Wydarzenia w Przytyku i późniejszy strajk miały oddźwięk w polskiej prasie socjalistycznej. Do gazet pisali także sami czytelnicy, jak np. poruszona akcją protestacyjną czytelniczka „Głosu Kobiet”, która pisała: „W dniu 17 marca b.r. we wtorek żydowski proletarjat urządził wielką manifestację dla wyrużnienia [sic!] swego protestu i walki przeciw ostatnim bandyckim wyczynom faszystowskim – przeciw antysemityzmowi. Skutki antysemityzmu wprawdzie najdotkliwiej rysują się na plecach ludności żydowskiej, ale sprawa antysemityzmu nie jest zagadnieniem narodowem, tylko wyraźnie klasowem. Nasze to serca, naszą myśl pragnie chytry nasz wróg – faszyzm – omotać zdradliwą siecią barbarzyńskich uczuć narodowościowych. Bo chcą nas otumanić, odwrócić naszą uwagę od walki klasowej, od walki z wyzyskiwaczami. […] Pamiętać musimy, że dzieci nasze są w szkołach niesocjalistycznych, a tam od najmłodszych już lat zatruwają ich dusze wężowym jadem antysemityzmu. Toteż my, kobiety-socjalistki, czuwać musimy, do nas należy wychowanie dziecka naszego. […] Jedność musi być klasowa, a nie narodowa”[8].
O akcji protestacyjnej pisano nawet w wydawanym w Palestynie prawicowym „Doar ha-Jom”. Informował, że trzy miliony żydowskich robotników, którym towarzyszyli także polscy związkowcy, wyszło na ulice w proteście przeciw antysemickiemu terrorowi[9]. Powodzenie inicjatywy ustawiło pod koniec lat 30. Bund i Cukunft na pozycjach awangardy walki z antysemityzmem w Polsce.
Autorką tekstu jest dr Magdalena Kozłowska.
Tekst Strajk powszechny przeciwko antysemityzmowi 17 marca 1936 jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Magdaleny Kozłowskiej oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2017: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2017, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2017. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2017: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2017.
Targowisko Banacha
Na obszarze targowiska Banacha, tzw. Zieleniaku, w dniach 5–20 sierpnia 1944 r. utworzono obóz przejściowy dla cywilnej ludności Ochoty. W tym okresie z systematycznie rujnowanych domów Ochoty wypędzano mieszkańców i kierowano do obozów, najpierw na Zieleniaku, a w miarę jego wypełniania się, do obozu przejściowego w Pruszkowie. Zieleniak pełnił również rolę punktu zbornego dla ludności wysiedlanej z innych dzielnic Warszawy. Łącznie w okresie powstania warszawskiego przez targowisko przeszło blisko 60 000 mieszkańców stolicy. W ten sposób stał się on się najbardziej znanym – obok kościoła św. Wojciecha na Woli – punktem zbornym dla wypędzanej ludności Warszawy.
©Źródło: Targowisko Banacha, [autorzy], licencja: [CC-BY-SA 3.0]
Tłomackie 13
Tłomackie 13
Jednym z najważniejszych punktów na kulturalnej mapie żydowskiej Warszawy było Tłomackie 13. W marcu 1916 roku powstał Związek Literatów i Dziennikarzy Żydowskich[1], którego siedziba, przez bywalców nazywana „Budą”, mieściła się pod tym adresem. Autor bestsellerowych powieści i opowiadań ogłaszanych w języku jidysz Zusman Segałowicz tak wspominał „Budę”: „Tłomackie trzynaście” – to numer domu, który na przestrzeni dwudziestu lat cieszył się popularnością wśród żydowskiej inteligencji i młodzieży nie tylko z Polski. Sława „trzynastki” przekroczyła granice kraju. „Tłomackie trzynaście” stało się powszechnie znanym adresem, na który jedni słali listy pełne błogosławieństw, a inni – pełne złorzeczeń. Dla nas, żydowskich literatów i dziennikarzy, „Buda” była niezastąpiona. Bez niej nie potrafilibyśmy żyć. Jej drzwi stały zawsze otworem. Lokal związku składał się z pięciu pokoi, kuchni i jednej dużej sali, w której odbywały się różnego rodzaju imprezy literackie, artystyczne i popularno-naukowe. Wygłaszano tu prelekcje, dyskutowano o książkach, a także o kwestiach społecznych. We wszystkich pokojach panował bezustanny ruch. Na prelekcje przychodziły tłumy. Bywalcy często zapominali o tym, że w Warszawie istnieją kawiarnie, dancingi, teatry i kina”[2].
Jak pisze Nathan Cohen, na Tłomackiem pojawiali się nie tylko członkowie Związku, ale także artyści żydowskich scen teatralnych, malarze czy badacze tworzący elitę żydowskiej inteligencji. Wśród nich odnaleźć można było Majera Bałabana, Jakuba Dinezona, Emanuela Ringelbluma, Szymona An-Skiego, Henryka Ehrlicha czy wydawców jidyszowej prasy, m.in. Smuela Jackana i braci Finkelsteinów. Stałymi bywalcami byli bracia Singerowie, a także legendarny Icyk Manger. Na specjalnie zorganizowane odczyty przyjeżdżali znamienici goście z zagranicy. Z prowincji przybywali początkujący twórcy, którzy chcieli poznać czołowych autorów i pokazać im swoje utwory. Związkowa kawiarnia służyła więc nie tylko jako miejsce wymiany informacji i środowiskowych plotek, ale była także ważnym centrum kulturalnym, w którym młodzi autorzy mogli zaprezentować swoją twórczość, a także poddać ją – często miażdżącej – ocenie kolegów „po piórze”. Zaproszeni goście, a często i przypadkowi odwiedzający, mogli wysłuchać awangardowych utworów, m.in. Uriego Cwi Grinberga czy Pereca Markisza.
Od 1926 roku na Tłomackiem mieściła się siedziba żydowskiego PEN Clubu, którego honorowym prezesem został Szolem Asz. Związek przestał istnieć w 1939 r., a wielu z jego członków nie przeżyło Zagłady. Również budynek „Budy” nie ocalał.
Autorką tekstu jest Maria Antosik-Piela
Tekst Tłomackie 13 jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz imię nazwisko autora/ki tekstu oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Umchlagplatz
Umschlagplatz
Umschlagplatz oznacza w jęzuku niemieckim plac przeładunkowy. To nieistniejąca dziś rampa kolejowa przy ulicy Stawki 4/6 w Warszawie, która wraz ze znajdującymi się w jej sąsiedztwie budynkami była wykorzystywana w latach 1942–1943 jako miejsce koncentracji Żydów z warszawskiego getta przed wywiezieniem ich do obozu zagłady w Treblince oraz obozów w dystrykcie lubelskim.
W grudniu 1940 część tego terenu, któremu Niemcy nadali nazwę „plac przeładunkowy” – Umschlagplatz (przez wielu mieszkańców dzielnicy zamkniętej był on zwyczajowo nazywany Umschlagiem[3]) – przejęła specjalna instytucja niemiecka Transferstelle (Urząd Transferu), która kontrolowała całą oficjalną wymianę handlową pomiędzy dzielnicą zamkniętą a stroną „aryjską”. Zamawiane do getta towary były dostarczane na rampę kolejową na Umschlagplatzu, gdzie Niemcy wyznaczyli granicę celną getta. Tutaj dokonywano ich odprawy, po zakończeniu której były one odbierane przez importerów po drugiej stronie rampy. Na podobnych zasadach odbywał się oficjalny wywóz towarów z getta.
Od 22 lipca 1942 budowle kolejowe, rampy, gmach szkół powszechnych oraz pozostałe obiekty znajdujące na tym terenie zaczęły być wykorzystywane jako miejsce do selekcji, przetrzymywania i załadunku Żydów przed wywózką do obozu zagłady w Treblince.
Pierwszy pociąg odjechał z Umschlagplatzu do Treblinki po południu 22 lipca 1942. Dziennie wywożono z Warszawy średnio ok. 4000−5000 osób. Ostatni pociąg do Treblinki w trakcie wielkiej akcji wysiedleńczej (policjanci żydowscy i członkowie ich rodzin, ok. 2200 osób) odjechał z Umschagplatzu 21 września 1942.
Według źródeł niemieckich z getta do obozu zagłady w Treblince wywieziono 253 742 Żydów. Według źródeł żydowskich liczba wysiedlonych wynosiła ok. 300 000 osób, ok. 10 300 zginęło na terenie getta, 11 580 deportowano do Dulagu, a ok. 8000 uciekło na stronę „aryjską”.
Od września 1942 Umschlagplatz stał się ponownie najważniejszym miejscem oficjalnej wymiany handlowej pomiędzy dzielnicą zamkniętą i znajdującymi się w niej zakładami produkcyjnymi a światem zewnętrznym. Tę funkcję pełnił do końca istnienia warszawskiego getta.
W czasie drugiej akcji wysiedleńczej (tzw. akcji styczniowej) 18–21 stycznia 1943 z Umschlagplatzu wywieziono i zgładzono w Treblince ok. 5000 Żydów.
W czasie powstania w getcie warszawskim transporty z Żydami kierowano do Treblinki (ok. 6000−7000 osób) oraz do obozów na Majdanku, w Poniatowej i Trawnikach (ok. 36 000 osób).
©Źródło: Umschlagplatz w Warszawie, [autorzy], licencja: [CC-BY-SA 3.0]
Warszawa lat 60.
Poznaj Warszawę lat 60.! Miasto, w którym jeździły skarpety i ogórki, a kociaki chodziły na fajfy do Stodoły. Dzieciaki szukały skarbów, nastolatki marzyły o karierze Beatelsów, a dorośli o własnym M3. Ale Warszawa była stolicą kraju za żelazną kurtyną. W odciętej od Zachodu Polsce ciągle czegoś brakowało. Niemal każdy element życia miał też polityczną otoczkę zgodną z wizją obywatela Gomułki. Mimo to życie toczyło się ze swoimi drobnymi, codziennymi kłopotami. Jeszcze dzisiaj, spacerując po Śródmieściu, możesz odszukać wspomnienia tamtych lat.
Audioprzewodnik jest dostępny TUTAJ.
Audioprzewodniki „Miejska ścieżka” powstały w ramach projektu „Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”.
Warszawa opozycjonistek
Praca i niekończące się kolejki, dyskusje i aresztowania, przyjęcia i rewizje, dzieci, które trzeba wychować i pochłonięty walką z systemem mąż – tym w PRL żyły warszawskie opozycjonistki. Podobno, gdyby kobiety chciały sumiennie wykonywać wszystkie obowiązki domowe, nie mogłyby aktywnie uczestniczyć w działalności podziemia. A jednak, dobra organizacja, współdziałanie i wzajemne zaufanie pomogły im nie oddawać pola mężczyznom i razem z nimi doprowadzić do wyborów 4 czerwca 1989 roku. Posłuchaj audioprzewodnika „Warszawa opozycjonistek”, i dowiedz się, jak współcześnie kobiety wspominają codzienne obowiązki i działalność w opozycji. Możesz też iść ich śladami po Warszawie.
Audioprzewodnik jest dostępny TUTAJ.
Audioprzewodniki „Miejska ścieżka” powstały w ramach projektu „Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”.
Warszawa w PRL
Warszawski Komitet Bundu
Warszawski Komitet Bundu w latach 1945–1949
Bund był partią lewicowo-socjalistyczną opowiadającą się za kulturalną autonomią Żydów wschodnioeuropejskich, utworzeniem laickiego szkolnictwa i wspieraniem kultury w języku jidysz, aby zatrzymywać procesy asymilacyjne i wspierać żydowską odrębność. Była to partia antysyjonistyczna oraz antyreligijna.
Przed wybuchem II wojny światowej w Warszawie na Muranowie swoją siedzibę miały Centralny Komitet Ogólnożydowskiego Związku Robotniczego Bund oraz Komitet Miejscowy, z licznymi komórkami partyjnymi rozmieszczonymi w całym mieście. Również podczas niemieckiej okupacji zarówno w getcie, jak i po tzw. stronie aryjskiej istniał Konspiracyjny Komitet Bundu, pełniący funkcję Komitetu Centralnego. Za pomocą emisariuszy kontaktował się z innymi działającymi na terenie Generalnego Gubernatorstwa – w gettach i obozach – komitetami bundowskich organizacji.
Pod koniec II wojny światowej, po powstaniu tzw. Polski Lubelskiej w lipcu 1944 roku, wraz z odradzaniem się życia społeczności żydowskiej w Polsce, Bund – jak i inne organizacje żydowskie – reaktywował legalną działalność. Jednym z pierwszych komitetów, który powstał latem 1945 r. dzięki siedmioosobowej grupie żydowskich socjalistów był Warszawski Komitet Bundu. W dniu 12 sierpnia 1945 r. dokonano uroczystego otwarcia nowego lokalu partyjnego przy ulicy Skaryszewskiej 2, w pobliżu Dworca Wschodniego na Pradze. W tym doniosłym wydarzeniu wzięli udział bundowcy oraz m.in. przedstawiciele Polskiej Partii Socjalistycznej, a także Polskiej Partii Robotniczej[1].
W związku ze zniszczeniem przedwojennych lokali partyjnych, w tym tego przy ul. Nowolipie 7 – gdzie mieściły się CK Bundu oraz redakcja gazety „Folkscajtung” wydawanej przez partię – Komitet Bundu, jak i siedziby innych organizacji żydowskich, przez cały okres powojennej działalności znajdował się na prawym brzegu Wisły, czyli na Pradze.
Tak jak w przypadku innych instytucji żydowskich, Warszawski Komitet Bundu nie odgrywał znaczącej roli w powojennej Polsce. Główne ośrodki pod względem liczebnym, i z bardziej rozwiniętą strukturą, znajdowały się m.in. w Łodzi, tam również początkowo znajdował się CK, na Dolnym Śląsku i w Szczecinie. Często zjawisko to tłumaczono m.in. dużym zniszczeniem Warszawy, z czym związane były trudne warunki mieszkaniowe w stolicy, stąd też wiele osób mieszkających poza Warszawą. Według danych z 1945 roku, przedstawionych podczas I Krajowej Konferencji Bundu w Łodzi w dniach 16–17 czerwca, do Bundu w Warszawie należało 30 osób, podczas gdy – w tym samym czasie – w Łodzi było to 106 osób, w Częstochowie – 41, a w Tarnowie – 30. W sumie do partii zapisało się do tego czasu około 320 towarzyszy[2]. Od tego momentu w przeciągu roku wydano w Warszawie 54 legitymacje członkowskie. Do maja 1946 roku liczba członków wzrosła do 70[3].
Działalność Komitetu polegała głównie na zwoływaniu posiedzeń, zgromadzeń partyjnych oraz wieców jubileuszowych, w tym np. w 1945 roku z okazji 48-lecia powstania Bundu. W siedzibie partii tworzono gazetki ścienne dotyczące kart historii partii oraz obecnej odbudowy życia partyjnego w zrujnowanej pożogą wojenną Warszawie[4].
W Warszawskim Komitecie Bundu istniały następujące Komisje: Wydział do Spraw Repatriacji (przewodniczącą była towarzyszka Rutka, sekretarzem – Zylbersztejn), Wydział Produktywizacji, Wydział Gospodarczy (z przewodniczącym Rychterem), Wydział Kultury oraz Komisja do spraw Finansów. Działała przy nim również Komisja Historyczna Bundu. Przy komitecie istniały też oddziały organizacji młodzieżowej Cukunft oraz dziecięcej – Skif. Były one nadzieją na przetrwanie ideologii partyjnych wśród najmłodszego pokolenia i – w przyszłości – powiększenie szeregów partii o nowych członków[5].
W skład władz Warszawskiego Komitetu Bundu w połowie 1946 roku wchodzili: przewodniczący Salo Fiszgrund (był również sekretarzem CK), wiceprzewodniczący Sioma Temczyn (z ramienia Cukunftu), Szaja Szychatow (sekretarz)[6], Ignacy Falk, Rychter, Zylbersztejn, Rutka i Czyżyk (imiona nieustalone). W kwietniu 1947 r. odbyły się kolejne wybory do władz Warszawskiego Komitetu, w których na liście kandydatów do władz nowego komitetu znaleźli się: Ignacy Falk (otrzymał 40 głosów), Rychter (39 głosów), Matwiej Bernsztejn (39), Rutka (39), Zilbersztejn (35), Nejman (31), Sioma Temczyn (29), Szaja Szychatow (28) oraz Krum (28). Niewybranymi byli Eksztejn (8), Nisnbojm (8) i Sztern (21 głosów)[7].
Komitet, obok siedziby przy ul. Skaryszewskiej, posiadał lokal przy ul. 11 Listopada 22, gdzie również mieściły się magazyny Jointu (Amerykańsko-Żydowskiego Połączonego Komitetu Rozdzielczego, ang. American Jewish Joint Distribution Committee). W 1946 roku wybuchł spór o tę przestrzeń. Bundowcy byli usilnie namawiani do rezygnacji z lokali pod tym adresem. Prawdopodobnie pod koniec 1946 r. zmienili adres siedziby na lokal przy ulicy Targowej 40, gdzie został przeniesiony również Centralny Komitet Bundu oraz redakcje prasy bundowskiej wydawanej po wojnie, czyli „Głosu Bundu” i „Folkscajtung”[8]. Było to związane m.in. z miejscem zamieszkania większości osób należących do władz CK.
Najważniejszym celem jaki postawił sobie Warszawski Komitet Bundu była pomoc dla repatriantów w zorganizowaniu sobie na nowo życia. Starano się znaleźć dla nich dach nad głową. W pierwszych dniach po przyjeździe do Warszawy mogli oni znaleźć schronienie w bursie partyjnej znajdującej się przy ulicy Skaryszewskiej 2, tj. tam, gdzie początkowo mieścił się lokal partii. Również w tym oddziale próbowano prowadzić bundowską kuchnię ludową. Działalność Bundu na tym polu była często ograniczona poprzez brak wystarczającej ilości środków materialnych. Zarówno w Warszawie, jak i w innych miastach Bund dążył do utworzenia spółdzielni produkcyjnych w celu stworzenia miejsc pracy dla społeczności żydowskiej, w tym dla towarzyszy partyjnych[9].
Praca Oddziału Warszawskiego nie różniła się od działalności pozostałych oddziałów. Ważną jej częścią była działalność kulturalna, za którą odpowiadał Wydział Kultury. Zorganizowano czytelnię czasopism oraz książek. Do biblioteki starano się pozyskiwać książki – w językach jidysz, polskim i angielskim – dotyczące historii nie tylko Bundu, ale ogólnie społeczności żydowskiej. W ramach cotygodniowych spotkań, obok spraw organizacyjnych i stricte politycznych, zajmowano się działalnością kulturalno-oświatową. Tak jak w innych miejscowościach organizowano jubileusze istnienia partii, a także odczyty-referaty członków partii, m.in. Grzegorz Jaszuński wygłosił referat na temat socjalistycznych konferencji w Londynie i Paryżu, dr Michał Szuldenfrei – „O aktualnych zagadnieniach polityki krajowej”, dr Szlomo Herszenchorn – „Wrażenia z pobytu w Stanach Zjednoczonych”; odczyt dotyczący sytuacji wyborczej wygłosił Ignacy Samsonowicz; odczyty wygłąszali również goście przybyli z zagranicy (Jakub Pat, Chaim Wasser i Charles Zimmerman z Nowego Jorku) oraz towarzysze z szeregów PPS. Podczas spotkań poruszano obecną sytuację polityczną i gospodarczą kraju. Organizowano akademie żałobne ku czci zmarłych przywódców i protoplastów Bundu – towarzyszy Portnoja i Włodzimierza Kosowskiego. Tego typu wydarzenia urządzano m. in. w salach teatrów „Praska Rewia” i „Roma”[10].
Członkowie Komitetu dążyli do upamiętnienia bohaterskiej śmierci bundowców poległych podczas powstania w getcie warszawskim oraz obozach zagłady. Akademie żałobne i jubileusze partii to wydarzenia o większym charakterze, na których bywali warszawscy bundowcy oraz przedstawiciele partii z całego kraju. Warto tutaj podkreślić, że wszystkie główne zjazdy partyjne miały miejsce w Łodzi i Wrocławiu. Jedynie w październiku 1947 roku obchody pięćdziesięciolecia Bundu, na które zaproszono przedstawicieli Bundu spoza Polski oraz socjalistów z różnych części świata, miały miejsce w Warszawie w teatrze „Roma”. Należy tutaj dodać że – obok obchodów głównych – na Pradze odbyły się jesienią 1947 r. obchody 50-lecia Bundu, zorganizowane przez miejscowy Komitet.
Podczas swojej prawie czteroletniej działalności Warszawski Komitet starał się rozwinąć i zdynamizować życie partyjne, próbował nawiązać współpracę z innymi instytucjami żydowskimi oraz mieć swoich przedstawicieli w Warszawskim Komitecie Żydowskim. W porównaniu z innymi Komitetami, np. w Łodzi, Wrocławiu czy Szczecinie, struktura partii Komitetu Warszawskiego była okrojona. W tym przypadku stołeczność i pamięć getta wpływały na działalność Komitetu[11].
Autorką tekstu jest dr Martyna Rusiniak-Karwat.
Tekst Warszawski Komitet Bundu w latach 1945–1949 jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz imię nazwisko autora/ki tekstu oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Warszawski Komitet Bundu 2
Warszawski Komitet Bundu w latach 1945–1949
Bund był partią lewicowo-socjalistyczną opowiadającą się za kulturalną autonomią Żydów wschodnioeuropejskich, utworzeniem laickiego szkolnictwa i wspieraniem kultury w języku jidysz, aby zatrzymywać procesy asymilacyjne i wspierać żydowską odrębność. Była to partia antysyjonistyczna oraz antyreligijna.
Przed wybuchem II wojny światowej w Warszawie na Muranowie swoją siedzibę miały Centralny Komitet Ogólnożydowskiego Związku Robotniczego Bund oraz Komitet Miejscowy, z licznymi komórkami partyjnymi rozmieszczonymi w całym mieście. Również podczas niemieckiej okupacji zarówno w getcie, jak i po tzw. stronie aryjskiej istniał Konspiracyjny Komitet Bundu, pełniący funkcję Komitetu Centralnego. Za pomocą emisariuszy kontaktował się z innymi działającymi na terenie Generalnego Gubernatorstwa – w gettach i obozach – komitetami bundowskich organizacji.
Pod koniec II wojny światowej, po powstaniu tzw. Polski Lubelskiej w lipcu 1944 roku, wraz z odradzaniem się życia społeczności żydowskiej w Polsce, Bund – jak i inne organizacje żydowskie – reaktywował legalną działalność. Jednym z pierwszych komitetów, który powstał latem 1945 r. dzięki siedmioosobowej grupie żydowskich socjalistów był Warszawski Komitet Bundu. W dniu 12 sierpnia 1945 r. dokonano uroczystego otwarcia nowego lokalu partyjnego przy ulicy Skaryszewskiej 2, w pobliżu Dworca Wschodniego na Pradze. W tym doniosłym wydarzeniu wzięli udział bundowcy oraz m.in. przedstawiciele Polskiej Partii Socjalistycznej, a także Polskiej Partii Robotniczej[1].
W związku ze zniszczeniem przedwojennych lokali partyjnych, w tym tego przy ul. Nowolipie 7 – gdzie mieściły się CK Bundu oraz redakcja gazety „Folkscajtung” wydawanej przez partię – Komitet Bundu, jak i siedziby innych organizacji żydowskich, przez cały okres powojennej działalności znajdował się na prawym brzegu Wisły, czyli na Pradze.
Tak jak w przypadku innych instytucji żydowskich, Warszawski Komitet Bundu nie odgrywał znaczącej roli w powojennej Polsce. Główne ośrodki pod względem liczebnym, i z bardziej rozwiniętą strukturą, znajdowały się m.in. w Łodzi, tam również początkowo znajdował się CK, na Dolnym Śląsku i w Szczecinie. Często zjawisko to tłumaczono m.in. dużym zniszczeniem Warszawy, z czym związane były trudne warunki mieszkaniowe w stolicy, stąd też wiele osób mieszkających poza Warszawą. Według danych z 1945 roku, przedstawionych podczas I Krajowej Konferencji Bundu w Łodzi w dniach 16–17 czerwca, do Bundu w Warszawie należało 30 osób, podczas gdy – w tym samym czasie – w Łodzi było to 106 osób, w Częstochowie – 41, a w Tarnowie – 30. W sumie do partii zapisało się do tego czasu około 320 towarzyszy[2]. Od tego momentu w przeciągu roku wydano w Warszawie 54 legitymacje członkowskie. Do maja 1946 roku liczba członków wzrosła do 70[3].
Działalność Komitetu polegała głównie na zwoływaniu posiedzeń, zgromadzeń partyjnych oraz wieców jubileuszowych, w tym np. w 1945 roku z okazji 48-lecia powstania Bundu. W siedzibie partii tworzono gazetki ścienne dotyczące kart historii partii oraz obecnej odbudowy życia partyjnego w zrujnowanej pożogą wojenną Warszawie[4].
W Warszawskim Komitecie Bundu istniały następujące Komisje: Wydział do Spraw Repatriacji (przewodniczącą była towarzyszka Rutka, sekretarzem – Zylbersztejn), Wydział Produktywizacji, Wydział Gospodarczy (z przewodniczącym Rychterem), Wydział Kultury oraz Komisja do spraw Finansów. Działała przy nim również Komisja Historyczna Bundu. Przy komitecie istniały też oddziały organizacji młodzieżowej Cukunft oraz dziecięcej – Skif. Były one nadzieją na przetrwanie ideologii partyjnych wśród najmłodszego pokolenia i – w przyszłości – powiększenie szeregów partii o nowych członków[5].
W skład władz Warszawskiego Komitetu Bundu w połowie 1946 roku wchodzili: przewodniczący Salo Fiszgrund (był również sekretarzem CK), wiceprzewodniczący Sioma Temczyn (z ramienia Cukunftu), Szaja Szychatow (sekretarz)[6], Ignacy Falk, Rychter, Zylbersztejn, Rutka i Czyżyk (imiona nieustalone). W kwietniu 1947 r. odbyły się kolejne wybory do władz Warszawskiego Komitetu, w których na liście kandydatów do władz nowego komitetu znaleźli się: Ignacy Falk (otrzymał 40 głosów), Rychter (39 głosów), Matwiej Bernsztejn (39), Rutka (39), Zilbersztejn (35), Nejman (31), Sioma Temczyn (29), Szaja Szychatow (28) oraz Krum (28). Niewybranymi byli Eksztejn (8), Nisnbojm (8) i Sztern (21 głosów)[7].
Komitet, obok siedziby przy ul. Skaryszewskiej, posiadał lokal przy ul. 11 Listopada 22, gdzie również mieściły się magazyny Jointu (Amerykańsko-Żydowskiego Połączonego Komitetu Rozdzielczego, ang. American Jewish Joint Distribution Committee). W 1946 roku wybuchł spór o tę przestrzeń. Bundowcy byli usilnie namawiani do rezygnacji z lokali pod tym adresem. Prawdopodobnie pod koniec 1946 r. zmienili adres siedziby na lokal przy ulicy Targowej 40, gdzie został przeniesiony również Centralny Komitet Bundu oraz redakcje prasy bundowskiej wydawanej po wojnie, czyli „Głosu Bundu” i „Folkscajtung”[8]. Było to związane m.in. z miejscem zamieszkania większości osób należących do władz CK.
Najważniejszym celem jaki postawił sobie Warszawski Komitet Bundu była pomoc dla repatriantów w zorganizowaniu sobie na nowo życia. Starano się znaleźć dla nich dach nad głową. W pierwszych dniach po przyjeździe do Warszawy mogli oni znaleźć schronienie w bursie partyjnej znajdującej się przy ulicy Skaryszewskiej 2, tj. tam, gdzie początkowo mieścił się lokal partii. Również w tym oddziale próbowano prowadzić bundowską kuchnię ludową. Działalność Bundu na tym polu była często ograniczona poprzez brak wystarczającej ilości środków materialnych. Zarówno w Warszawie, jak i w innych miastach Bund dążył do utworzenia spółdzielni produkcyjnych w celu stworzenia miejsc pracy dla społeczności żydowskiej, w tym dla towarzyszy partyjnych[9].
Praca Oddziału Warszawskiego nie różniła się od działalności pozostałych oddziałów. Ważną jej częścią była działalność kulturalna, za którą odpowiadał Wydział Kultury. Zorganizowano czytelnię czasopism oraz książek. Do biblioteki starano się pozyskiwać książki – w językach jidysz, polskim i angielskim – dotyczące historii nie tylko Bundu, ale ogólnie społeczności żydowskiej. W ramach cotygodniowych spotkań, obok spraw organizacyjnych i stricte politycznych, zajmowano się działalnością kulturalno-oświatową. Tak jak w innych miejscowościach organizowano jubileusze istnienia partii, a także odczyty-referaty członków partii, m.in. Grzegorz Jaszuński wygłosił referat na temat socjalistycznych konferencji w Londynie i Paryżu, dr Michał Szuldenfrei – „O aktualnych zagadnieniach polityki krajowej”, dr Szlomo Herszenchorn – „Wrażenia z pobytu w Stanach Zjednoczonych”; odczyt dotyczący sytuacji wyborczej wygłosił Ignacy Samsonowicz; odczyty wygłąszali również goście przybyli z zagranicy (Jakub Pat, Chaim Wasser i Charles Zimmerman z Nowego Jorku) oraz towarzysze z szeregów PPS. Podczas spotkań poruszano obecną sytuację polityczną i gospodarczą kraju. Organizowano akademie żałobne ku czci zmarłych przywódców i protoplastów Bundu – towarzyszy Portnoja i Włodzimierza Kosowskiego. Tego typu wydarzenia urządzano m. in. w salach teatrów „Praska Rewia” i „Roma”[10].
Członkowie Komitetu dążyli do upamiętnienia bohaterskiej śmierci bundowców poległych podczas powstania w getcie warszawskim oraz obozach zagłady. Akademie żałobne i jubileusze partii to wydarzenia o większym charakterze, na których bywali warszawscy bundowcy oraz przedstawiciele partii z całego kraju. Warto tutaj podkreślić, że wszystkie główne zjazdy partyjne miały miejsce w Łodzi i Wrocławiu. Jedynie w październiku 1947 roku obchody pięćdziesięciolecia Bundu, na które zaproszono przedstawicieli Bundu spoza Polski oraz socjalistów z różnych części świata, miały miejsce w Warszawie w teatrze „Roma”. Należy tutaj dodać że – obok obchodów głównych – na Pradze odbyły się jesienią 1947 r. obchody 50-lecia Bundu, zorganizowane przez miejscowy Komitet.
Podczas swojej prawie czteroletniej działalności Warszawski Komitet starał się rozwinąć i zdynamizować życie partyjne, próbował nawiązać współpracę z innymi instytucjami żydowskimi oraz mieć swoich przedstawicieli w Warszawskim Komitecie Żydowskim. W porównaniu z innymi Komitetami, np. w Łodzi, Wrocławiu czy Szczecinie, struktura partii Komitetu Warszawskiego była okrojona. W tym przypadku stołeczność i pamięć getta wpływały na działalność Komitetu[11].
Autorką tekstu jest dr Martyna Rusiniak-Karwat.
Tekst Warszawski Komitet Bundu w latach 1945–1949 jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz imię nazwisko autora/ki tekstu oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Wiadomości Literackie
Wiadomości Literackie
Na międzywojennej mapie Warszawy Złota 8 była ważnym adresem – to tam, w kamienicy należącej do redaktora naczelnego Mieczysława Grydzewskiego, mieściła się redakcja jednego najpopularniejszych wówczas w Polsce tygodników – Wiadomości Literackich. Pierwszy numer z datą 6 stycznia ukazał się w 1924 roku, a ostatni wyszedł tuż przed samym wybuchem wojny z datą 3 września 1939 roku[1]. W celu dotarcia do szerszej publiczności redaktor ogłaszał rozmaite plebiscyty i konkursy z nagrodami[2]. Konsekwentnie unikał też jednoznacznej deklaracji politycznej. Dopiero podczas tzw. sprawy brzeskiej, kiedy we wrześniu 1930 roku aresztowano polskich i ukraińskich posłów, a do grudnia rozprawiono się z opozycją, Wiadomości zabrały głos i dołączyły do licznego grona protestujących przeciwko obozowi Piłsudskiego[3]. Od tego momentu, choć tygodnik pozostanie bliżej lewej niż prawej strony sceny politycznej, będzie się dystansował do autorytarnych rządów sanacji.
Na sukces tygodnika wpłynął fakt, że Grydzewskiemu udało się pozyskać znakomitych felietonistów (m.in. Marię Pawlikowską-Jasnorzewską, Jana Lechonia, Jarosława Iwaszkiewicza, Józefa Wittlina, Kazimierza Wierzyńskiego, Ksawerego Pruszyńskiego), wśród których trzech odegrało największą rolę. To Julian Tuwim, Antoni Słonimski i Tadeusz Boy-Żeleński, którzy byli powszechnie uważani za nadających charakter Wiadomościom Literackim[4]. Czytelnicy cenili nie tylko wysoki poziom merytoryczny tekstów, a też swadę i dowcip[5]. Jednak dla autorów współpraca z tygodnikiem nie była łatwa. Irena Krzywicka wspominała, że „Grydzewski znajdował osobliwą przyjemność w tym, żeby tuż obok artykułu jednego ze swoich głównych współpracowników umieścić artykuł jego zaciekłego wroga, często obelżywy i napastliwy”[6]. Fakt, że redaktor naczelny i wielu współpracowników miało pochodzenie żydowskie, spowodował, że antysemici złośliwie nazywali tygodnik Jadąmośki Literackie. Także prasa żydowska, traktowała Wiadomości jako pismo z pogranicza świata żydowskiego i polskiego, które mogłoby pokazać polskiemu czytelnikowi literaturę jidysz.[7]
tu trzeba wstawić nazwisko autora/ki tekstu
Tekst Wiadomości Literackie jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz imię nazwisko autora/ki tekstu oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Wielka Synagoga
Przedstawiciele emancypującej się inteligencji żydowskiej już od końca lat 50-tych XIX wieku widzieli potrzebę budowy nowej synagogi reformowanej w Warszawie. Ludwik Natanson przedłożył gminie taki plan już w 1859 roku. Istniejąca wówczas synagoga przy Daniłowiczowskiej była za mała, a bliskość budynków fabrycznych, zdaniem środowiska asymilujących się Żydów, nie była jej godnym otoczeniem. Jednak z powodów tak finansowych jak i politycznych (po powstaniu styczniowym warunki do budowy nowej synagogi nie były sprzyjające) plan został odłożony na kilkanaście lat.
W końcu w 1872 roku ogłoszono konkurs na projekt architektoniczny nowej synagogi, który miał zakładać miejsce dla około 3000 mężczyzn na parterze i dla kobiet na galeriach, salę seminaryjną, przedsionek, „estradę” na której miała być umieszczona arka i boczne pomieszczenia. Rok później w Zachęcie wywieszono sześć propozycji. Mimo wyłonienia laureatów w maju 1873 roku żaden z planów nie został zrealizowany i rozpisano kolejny konkurs. W listopadzie 1874 roku przyjęto projekt Leandra Marconiego, zakładający miejsca dla 2200 osób i kosztujący 165 000 rubli, a dwa lata później wmurowano kamień węgielny pod budowę synagogi przy ul. Tłomackie[1]. Powodem tak dużych opóźnień był nikły odzew członków gminy na apele o datki na budowę. Ostatecznie 26 września 1878 roku Wielka Synagoga została uroczyście otwarta. Mowę inauguracyjną wygłosił po polsku rabin Izaak Cylkow[2]. W 1909 roku urządzono przed świątynią niewielki skwer otoczony płotem.
Mimo że Wielka Synagoga imponowała rozmiarem i rozmachem, z jakim urządzono wnętrza, była krytykowana i bojkotowana przez środowiska chasydzkie i ortodoksyjne. Nabożeństwa odprawiano w języku polskim. Odbywały się w niej nie tylko nabożeństwa czysto religijne, ale również nabożeństwa z okazji odzyskania niepodległości przez Polskę, uchwalenia Konstytucji 3 Maja, rozpoczęcia roku szkolnego czy nabożeństwo żałobne w dniu śmierci Józefa Piłsudskiego. Synagoga była kojarzona ze światowej sławy chórem, który śpiewał przy akompaniamencie organów i innych instrumentów muzycznych, co nie było popularne w inne synagogach. W piątki po zmierzchu, gdy odbywało się nabożeństwo, do świątyni mogli także przyjść chrześcijanie, aby posłuchać występu zespołu. Śmiano się z eleganckich panów w cylindrach, którzy w szabat zajeżdżali na skwer przed świątynią dorożkami lub samochodami. Synagoga na Tłomackiem służyła więc tylko zwolennikom judaizmu reformowanego.
Po wybuchu II wojny światowej hitlerowcy rozpoczęli dewastację synagogi. Jednak 20 maja 1941 zezwolili na jej otwarcie i odprawienie (31 maja) pierwszego nabożeństwa. W marcu 1942 roku synagogę powtórnie zamknięto i stworzono z niej magazyn na zrabowane Żydom mienie. 16 maja 1943 o 20.15 na polecenie Jürgena Stroopa synagoga została wysadzona w powietrze. To był symboliczny koniec dzielnicy żydowskiej. Do dzisiaj ocalał tylko budynek Biblioteki Judaistycznej, w którym obecnie mieści się Żydowski Instytut Historyczny. W miejscu synagogi stoi dziś „Błękitny wieżowiec”.
Autorką tekstu jest dr Zuzanna Kołodziejska.
Tekst Wielka synagoga jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz imię nazwisko autora/ki tekstu oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Wielokulturowa Praga
Dzień dobry! Shalom! Dobry deń! Tak 100 lat temu witano się na Pradze! Dziś oprócz polskiego „Cześć!” usłyszysz tu wietnamskie „Hi!”, czeczeńskie „Salam!” czy angielskie „Hello!”. Posłuchaj audioprzewodnika „Wielokulturowa Praga” (albo idź spacer z naszym audiorzewodnikiem) i sprawdź, gdzie możesz się przywitać w poszczególnych językach. Dowiedz się, w której bramie był cheder, gdzie produkowano najlepszą mąką i kto nadal korzysta z prawosławnej cerkwi. Poznaj przedwojennych żydowskich kupców i rzemieślników, Gruzinów, którzy od stu lat kręcą się po okolicy i współczesnych Wietnamczyków – niedawnych handlarzy ze Stadionu Dziesięciolecia.
Audioprzewodnik jest dostępny TUTAJ.
Audioprzewodniki „Miejska ścieżka” powstały w ramach projektu „Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”.
Wojenna Ochota
Posłuchaj audioprzewodnika „Wojenna Ochota” i dowiedz się, jak wyglądała codzienność Warszawy pomiędzy 1 września 1939 a 17 stycznia 1945? Jak Niemcy zorganizowali życie warszawiaków i warszawianek? Czym czym są tablice Tchorka? Gdzie bronili się ochoccy powstańcy? Co widziały dzieci podczas przeciwlotniczych zaciemnień? Ile kosztowała choinka w 1943 roku? Kim były siostry Goldman? Kto i jak rozminowywał po wojnie warszawskie domy? Dzięki temu audioprzewodnikowi poznasz odpowiedzi na wszystkie na te pytania.
Audioprzewodnik jest dostępny TUTAJ.
Audioprzewodniki „Miejska ścieżka” powstały w ramach projektu „Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”.
Wypędzenie ludności Warszawy
Zamenhoff
Ludwik Zamenhof
Ludwik Zamenhof (1859–1917) jest znany i rozpoznawany przede wszystkim jako twórca esperanto – sztucznego języka międzynarodowego. Jednak jego marzenia o zjednoczeniu ludzkości wykraczały daleko poza stworzenie wspólnego dla wszystkich ludzi narzędzia komunikacji i obejmowało także krąg uniwersalnych wartości religijnych i narodowych. Pochodzący z rodziny zrusyfikowanych Żydów Zamenhof, podobnie jak wielu innych żydowskich intelektualistów, próbował zmierzyć się w swoim czasie z tzw. kwestią żydowską i znaleźć jej odpowiednie rozwiązanie. W tych poszukiwaniach przeszedł drogę od zaangażowania na rzecz ruchu narodowego odrodzenia Żydów, protosyjonizmu, do bardziej ogólnych projektów mających służyć całej ludzkości.
Zamenhof urodził się w Białymstoku, gdzie obserwując relacje między Polakami, Żydami, Rosjanami i Niemcami, uznał że główną przyczyną nieporozumień i sporów między ludźmi jest bariera językowa, tam także – w wieku 10 lat – napisał dramat Wieża Babel, czyli tragedia białostocka w pięciu aktach; kształcił się w Moskwie, Warszawie i Wiedniu. Aktywnie uczestniczył w ważnych dla ruchu esperanckiego wydarzeniach w całej Europie. Jednak to Warszawa stała się miastem, w którym skrystalizowały się jego najważniejsze projekty i w którym spędził większość swojego życia. To tu w 1887 roku ożenił się z Klarą Silbernik i, dzięki wsparciu finansowemu jej ojca, wydał po rosyjsku i po polsku broszurę Język międzynarodowy. To ona rozsławiła go jako Doktora Esperanto. Na ul. Dzikiej pracował nie tylko nad uniwersalistycznymi ideami, ale także prowadził swoją praktykę okulistyczną, o czym informuje ogłoszenie w stołecznym polsko-żydowskim tygodniku „Izraelita”. Tu także zmarł. Mowę pożegnalną wygłosił rabin i kaznodzieja Wielkiej Synagogi na Tłomackiem Samuel Poznański: „Przyjdzie chwila, że cała polska ziemia zrozumie, jaką promienną sławę dał ten wielki syn swojej ojczyźnie…”. Został pochowany, a jego nagrobek z zieloną gwiazdą, symbolem ruchu esperanckiego, można nadal obejrzeć na cmentarzu żydowskim przy ul. Okopowej.
Ulica Dzika, przy której mieszkał Doktor Esperanto, otrzymała w 1930 roku jego miano. W czasie II wojny światowej znalazła się ona w obrębie getta. Zagłada Żydów zaważyła w tragiczny sposób na losie zarówno rodziny Ludwika Zamenhofa, jak i innych żydowskich esperantystów. Wielu z nich straciło życie w gettach lub obozach śmierci.
Autorką tekstu jest dr Agnieszka Jagodzińska.
Tekst „Ludwik Zamenhof” jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz imię nazwisko autora/ki tekstu oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.
Żydowscy gimnazjaliści o antysemityzmie
Żydowscy gimnazjaliści o antysemityzmie
Warszawska prasa polsko-żydowska dla młodzieży w latach 1938–1939
Koniec lat 30. XX wieku w Polsce to okres znacznego wzrostu nastrojów antyżydowskich w społeczeństwie. Bojówki Obozu Narodowo-Radykalnego, faszystowski Obóz Zjednoczenia Narodowego, pogromy, bojkot gospodarczy, paragrafy aryjskie, getto ławkowe i numerus clausus stanowiły ponury element polskiej codzienności nie tylko dorosłych Żydów, lecz także dzieci. Dyskryminacja ze względu na pochodzenie i wyznawaną religię zaczęła stanowić poważny problem również w szkołach, o czym donosili czytelnicy i współpracownicy żydowskich pism dla młodzieży:
Zaczął się nowy rok szkolny. Przed księgarniami żydowskimi stały pikiety. W szkole grupki dziewczynek tajemniczo szeptały. Z przypadkowo podsłuchanych rozmów dowiedziałam się, że postanowiły nie rozmawiać i nie chodzić z nami, nie pomagać nam, nie wybierać nas do samorządu. Atmosfera w klasie stała się duszna i przytłaczająca. Przychodziłyśmy tuż przed dzwonkiem, na pauzy wychodziłyśmy na podwórko, zaraz po lekcjach wracałyśmy do domu. Nie mieszałyśmy się do życia klasowego, bo wiedziałyśmy, że nas nie chcą. Rozumiałyśmy pogardliwe spojrzenia i uśmiechy zwracane w naszą stronę. Bolało to bardzo[1].
Szykany, szyderstwa, ostentacyjne ignorowanie, grubiańskie dowcipy, a wreszcie przemoc psychiczna (na ogół werbalna) i fizyczna stały się metodami prześladowania żydowskich uczniów. Dla gimnazjalistów (nastolatków pomiędzy dwunastym a szesnastym rokiem życia) poczucie wyalienowania, a zarazem zagrożenia ze strony polskich rówieśników było dojmujące. Pojawiały się też próby wyparcia rzeczywistości, jednak były to głosy zdecydowanie rzadsze:
W kronice wspomina pan często o antysemityzmie. To takie smutne. Czy mógłbym prosić, żeby pan przestał. Mam tego dość w życiu codziennym. Prośbę popieram pewnikiem, że nie tylko mnie to sprawia przykrość.
Janusz Korczak, który był adresatem listu skomentował go następująco:
O zaczepianiu żydowskich dzieci piszemy, bo komu się poskarżą? Są skargi płaczliwe albo krzykliwe. Bywa, że ktoś przesadza. (...) Bywają skargi spokojne i pełne godności [2] .
Udostępnienie łamów „Małego Przeglądu”[3] czy „Nowego Głosu Młodzieży”[4] stwarzało młodzieży okazję do swobodnej wypowiedzi na istotne dla nich tematy, opisania codziennych problemów (szkolne i wakacyjne przygody, kłótnie z przyjaciółmi, stosunki z rodzicami). W piśmie ogłaszano reportaże i utwory literackie. Tu na marginesie dodam, że jednym z korespondentów „Małego Przeglądu” był trzynastoletni wówczas Zygmunt Bauman, który wytropił w tygodniku plagiat literacki. Pojawiały się także burzliwe dyskusje, które częstokroć przeradzały się w poważne spory światopoglądowe. Nie ulega wątpliwości, że nawet jeśli dorośli redaktorzy w jakiś sposób sprawowali nadzór nad pismami, to jednak dzieci były nie tylko odbiorcami treści, lecz także ich głównymi twórcami.
Wraz z zaostrzeniem polityki antyżydowskiej w Polsce coraz wyraźniej zaczął wybrzmiewać temat dręczenia w szkole, którego bezpośrednimi ofiarami były dzieci. W gimnazjach i liceach mniej lub bardziej jawnie funkcjonował numerus clausus, choć rzecz jasna nie poświęcano mu tyle uwagi, co segregacji rasowej na polskich uniwersytetach. Nie jestem w stanie powiedzieć, jaki procent nauczycieli jawnie okazywał nienawiść lub wrogość żydowskim uczniom, jednak przypadki dyskryminacji i przemocy zdarzały się regularnie. Z pewnością publiczne poniżanie i upokarzanie uczniów przyczyniało się do deprecjonowania Żydów w oczach kolegów. Co więcej zdarzali się nauczyciele antysemici, którzy nauczali w szkołach żydowskich i również tam okazywali wrogość swoim podopiecznym[5]. Z korespondencji nadsyłanych do redakcji wynika jednak, że oprawcami byli głównie rówieśnicy, co więcej niektórzy autorzy prosili o anonimowość w obawie przed rozpoznaniem i ewentualnymi szykanami:
Mało było tym młodocianym endekom naśmiewania się z nas, z naszej urojonej niezgrabności i naszego pochodzenia. Zaczęli oni w klasach, na korytarzach i wszędzie gdzie się dało łapać (w dosłownym znaczeniu) słabszych, oczywiście, uczniów wyznania mojżeszowego, a przytrzymawszy któregoś niemiłosiernie okładali pięściami, czy też rzucali od ściany do ściany, nie jak człowieka, ale jak kupę śmieci[6]
Wykluczenie ze szkolnej i klasowej społeczności odbywało się na ogół przy biernej postawie kolegów, którzy nie prezentowali poglądów antysemickich. Wiązało się to z rozmaitymi kwestiami, z pewnością jedną z przyczyn był częstokroć sztywny podział pomiędzy uczniowskimi grupami Żydów i Polaków, którzy chociażby ze względu na różnice kulturowe i religijne nie chcieli wchodzić ze sobą w bliższe interakcje. Irena Krzywicka, która co prawda ukończyła gimnazjum w latach 20. XX wieku, tak wspominała okres spędzony w prywatnej szkole dla dziewcząt w Warszawie:
Izolacja jednak między obydwiema grupami była niemal kompletna. Nie siedziały ze sobą w ławkach, nie bywały u siebie w domach, prawie nie rozmawiały ze sobą. Obie grupy zresztą zazdrośnie przestrzegały tej izolacji[7].
Polscy nauczyciele i przyjaciele, którzy nie poddawali się propagandzie i presji antysemitów, na łamach pism byli przedstawiani jako wyjątkowo pozytywne jednostki, a okazywanie przez nich sympatii Żydom uchodziło za niemal bohaterski czyn. Jak się zdaje, nauczyciele, którzy nie stosowali podziału uczniów ze względu na wyznanie, nie mieli problemów w miejscach pracy, nie byli szykanowani i zastraszani. Inaczej rzecz się miała z chrześcijańskimi uczniami, którzy utrzymywali bliskie relacje z Żydami. Niejednokrotnie padali ofiarami klasowego bojkotu lub rozmaitych gróźb. W efekcie część uczniów rezygnowała z tych znajomości, inni próbowali walczyć o większą tolerancję wobec przyjaciół. Wśród żydowskich dzieci pojawiał się również lęk o dalsze losy przyjaźni z Polakami:
- Patrz Wiesiu, teraz jesteś moją przyjaciółką, ale kto wie, może już za rok staniesz się antysemitką, jak wielu twoich rodaków.
Mówiąc to o mało się nie rozpłakałam, bo dużo wycierpiałam przez antysemitów i myśl, że mogłabym utracić jedyną przyjaciółkę, była mi bardzo bolesna. Ale Wiesia zaczęła mnie całować i uspokajać. Przyrzekłyśmy sobie, że nigdy nasza przyjaźń nie zmieni się[8].Gimnazjaliści, których wypowiedzi przywoływałam, uczęszczali do polskich szkół. Zatem ich kontakt z Polakami był zdecydowanie częstszy niż uczniów szkół żydowskich. Na przykład cytowana wyżej Dora Cygańska była jedyną dziewczynką żydowskiego pochodzenia w klasie. W wyniku tych dysproporcji byli zdecydowanie bardziej narażeni na antysemickie ataki ze strony swoich kolegów i nauczycieli. Obserwacje młodych Żydów dotyczące ówczesnej codzienności były druzgocące: W dzisiejszych czasach trudno jest spotkać chrześcijanina, który by nie był uprzedzony do Żydów. Coraz częściej pojawiał się więc temat emigracji do Palestyny, Argentyny, Stanów Zjednoczonych czy Południowej Afryki. Powodem był nie tylko szalejący antysemityzm, lecz także warunki ekonomiczne. Młodzież i ich rodzice doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że po zdaniu małej matury szanse absolwentów na znalezienie pracy lub kontynuowanie nauki w dobrych liceach, a później na polskich uniwersytetach będą znacznie utrudnione lub niemożliwe.
Do prasy młodzieżowej przeniknęła też „wielka polityka”, dotychczas zarezerwowana dla dorosłych. Oczywiście nie były to wysublimowane analizy, raczej odwoływano się do tragicznego losu pokrzywdzonych przez Niemców dzieci, które utraciły swoją ojczyznę. Deklarowano m.in. wsparcie dla czechosłowackich kolegów[9] Jednak najwięcej miejsca poświęcono Żydom posiadającym polskie obywatelstwo, którzy w 1938 roku zostali deportowani z Niemiec w ramach „Polenaktion” i umieszczeni w obozie przejściowym w Zbąszyniu. Ze względu na fatalne warunki panujące w obozie na łamach pism organizowano rozmaite zbiórki pomocowe dla deportowanych dzieci, a także dedykowano im wiersze (Rimon Heller, List do chłopca wysiedleńca). W tym kontekście interesujący jest reportaż Esty B. poświęcony grupie dziecięcych uchodźców, którzy po dramatycznych wydarzeniach w Rzeszy zostali wysłani do sanatorium w Miedzeszynie. Autorkę dziwił fakt, że przebywający wśród rówieśników „Niemcy” (tak kuracjusze nazywali żydowskich uchodźców), wydawali się radośni i beztroscy. Sanatoryjny wychowawca szybko wyprowadził ją z błędu:
Trzeba widzieć je wtedy, gdy są same albo gdy śpią. Byłem u nich w sypialni. Gdybyś widziała wyraz niektórych twarzy, gdybyś słyszała okrzyki strachu i bólu małych dzieci, rozpaczliwe nawoływania starszych[10].
Dzieci relacjonowały młodej reporterce o traumatycznych przeżyciach, prześladowaniu, wyrzucaniu z domów i odbieraniu majątków. Jednocześnie mówiły również o współczuciu niemieckich policjantów i sąsiadów, którzy zastraszeni, nie reagowali, bo – jak wspomniał jeden z kuracjuszy – jeżeli coś powiedzą, to zostaną osadzeni w obozie koncentracyjnym. Czy pani wie, co to jest?. Na marginesie dodam, że reportaż był jednym z nielicznych tekstów w dziecięcej prasie polsko-żydowskiej, w którym pojawił się termin obóz koncentracyjny.
Reportaż ukazał się w grudniu 1938 roku, wtedy jeszcze nie przypuszczano, że niebawem żydowskie dzieci w Polsce podzielą los niemieckich kolegów. Wiadomo, że wielu współpracowników „Małego Przeglądu” i „Nowego Głosu Młodych” nie przeżyło Zagłady. Wśród ofiar znalazł się Lejzor Czarnobroda (zachował się jego dziennik z czasów getta warszawskiego), a także Hirsz „Harry” Kaliszer (1912–1943). W obozie janowskim we Lwowie został zamordowany Rimon Heller (1924–1942), autor szeregu artykułów o szkolnym antysemityzmie, a także bardzo dobrze zapowiadający się poeta polsko-żydowski.
Autor tekstu Maria Antosik-Piela
Tekst Demokracja na krawędzi jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Marii Antosik-Pieli oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2017: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2017, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2017. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2017: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2017.