Miejsce
Osiedle Ostrobramska jest jak morze. Kiedy stanie się w odpowiednim miejscu w rozwidleniu ulic Grochowskiej i Ostrobramskiej na Pradze-Południe, jednej z dzielnic prawobrzeżnej Warszawy, to po horyzont widać jedynie kolejne piętra kilkunastu wysokich bloków mieszkalnych. Ten krajobraz ukształtowany został pod koniec lat 70. XX wieku – wtedy zajmując miejsce ogródków działkowych powstało Osiedle. Pomiędzy blokami jest dziś sporo zieleni – duże trawniki poprzecinane licznymi alejkami i drzewa. Kilka zapchanych samochodami parkingów, kilka placów zabaw. Jest kościół, kilka szkół różnego szczebla, trochę sklepów. Na Osiedlu można odwiedzić kilka knajp – ale to nie są modne kluby, raczej swojskie „kebaby” i „obiady domowe”. Z nieznanej przyczyny Osiedle ominęła charakterystyczna dla współczesnej Warszawy mania grodzenia. Z otwartego okna w jednym wysokościowców słychać hiphopową nawijkę – to miejscowy raper ćwiczy przed kolejnym koncertem. Całość składa się na typowy krajobraz polskiego blokowiska, jakich wiele, czy to na Ursynowie, Bródnie, Targówku, czy w każdej innej dzielnicy dowolnego większego miasta w Polsce.
To, co wyróżnia Osiedle Ostrobramska, to do niedawna nieznana historia tego miejsca. Grochów, bo tak wtedy nazywała się ta część miasta, lat 20. i 30. XX wieku był zwykłym, na wpół rolniczym warszawskim przedmieściem, ale to właśnie tutaj działacze żydowskiej syjonistycznej organizacji He-Chaluc postanowili założyć szkoleniowe gospodarstwo rolne. Celem jego istnienia było przygotowywanie żydowskiej młodzieży do emigracji do Palestyny. Tutaj młodzi zwolennicy ruchu mieli uczyć się podstaw uprawy roli i hodowli, a także uczestniczyć w kursach kształtujących ich postawę społeczną i polityczną w duchu syjonistycznego socjalizmu.
Trudno nam to sobie wyobrazić, ale to tutaj „nowy człowiek”, który miał zerwać z tradycyjnymi zajęciami środkowoeuropejskich Żydów, posiąść nowe umiejętności, a następnie wyemigrować do Palestyny i tam wykorzystać je do budowy tego, co z czasem miało przekształcić się w narodowe państwo żydowskie. Narodowe, ale zbudowane na socjalistycznych zasadach równości, wspólnej pracy, samorozwoju. Jak pisała we wspomnieniach jedna z grochowskich kibucniczek: „To co odróżniało ten kibuc od innych to praca rolnicza, która nas zupełnie oczarowała. Pracowaliśmy od świtu do zachodu słońca. Nie czuliśmy zmęczenia. Wspaniałe było uczucie, że na wygnaniu pracujemy w rolnictwie, dzięki któremu mieliśmy niesamowite poczucie bliskości ziemi Izraela i tamtejszego rozwoju syjonizmu.”
Dla osiągnięcia tych celów ferma była zaplanowana jako kompletne gospodarstwo, wyposażone w główny budynek (który spełniał funkcje mieszkalne, ale także zapewniał przestrzeń dla działalności oświatowej i kulturalnej), budynki gospodarcze (w tym obory i kurniki), działki, na których uprawiano warzywa i kwiaty, szklarnie, pola przeznaczone pod uprawę zbóż, pastwiska. Przez Kibuc Grochów przewinęły się setki młodych syjonistów, z których większość zasiliła potem kadry kibuców powstających w Palestynie. Kres prężnej działalności grochowskiego gospodarstwa położyła dopiero II wojna światowa.
Dziś na osiedlu nie da się już odnaleźć żadnych pozostałości po kibucu. Nie pozostało nic z jego zabudowy. W obecnym układzie urbanistycznym trudno dostrzec linie, stanowiące niegdyś kibucowe granice. Pojawiło się wiele nowych ulic, które musiały wypełnić pustkę komunikacyjną dawnych pól uprawnych – na przedwojennym planie kibucu zaznaczono jedynie jedną większą, piaszczystą drogę, biegnącą przez cały kibuc, oraz parę jej odnóg. Ulica Witolińska, przy której stał od przełomu lat dwudziestych i trzydziestych Dom imienia Doktorowiczów (hebr. Beit Doktorovic, nazwany tak od nazwiska fundatorów), czyli główna siedziba kibucu, na większej części swojej długości przestała istnieć. W miejscu, gdzie do wybuchu wojny stał sam Dom imienia Doktorowiczów – teraz jest pusta działka. Widać na niej głęboki wykop po fundamentach zburzonej niedawno siedziby Spółdzielni Inwalidów Przemysłu Skórzanego, która po wojnie zastąpiła siedzibę kibucu. Rozpoczynającą się niegdyś przed jego bramą piaszczystą drogę, nazywaną „drogą do gospodarstwa”, można sobie dziś tylko wyobrazić – przecinałaby trawniki, alejki i osiedlowe uliczki, zupełnie przypadkiem omijając większość bloków. Na miejscu zabudowań gospodarczych znajdują się siedziby małych firm. Tam, gdzie w połowie lat trzydziestych rosły ogórki – dziś jest parking, na miejscu pól na których uprawiano owies – zajezdnia autobusowa, a zamiast grządek obsadzonych burakami – hipermarket.
Wiele zmieniło się też w dawnym otoczeniu gospodarstwa – nie ma śladu po sąsiadujących z nim zakładach – browarze i garbarni – których wysokie kominy widać na wielu starych zdjęciach przedstawiających pracujących w polu młodych ludzi. W miejscu sadu, być może uwiecznionego w filmie Błazen Purymowy, wielkim hicie przedwojennego kina jidysz, nakręconym w połowie lat trzydziestych na terenie gospodarstwa – dziś są tereny zielone osiedla.
Na jednym z grupowych zdjęć członków kibucu, wykonanym w ostatnim okresie jego funkcjonowania w 1940 roku, uchwycone w tle zostały dwie kamienice znajdujące się poza obrębem gospodarstwa, przy ulicy Grochowskiej. Stoją one tam do dzisiaj, stanowiąc jeden z niewielu wspólnych elementów dawnego i dzisiejszego krajobrazu.
Opowieści
Jako Stowarzyszenie imienia Szymona An-skiego postanowiliśmy przyjrzeć się temu wbrew pozorom niezwykłemu miejscu. Przypadkowo odkryliśmy że z jakiegoś powodu ten teren jest celem wycieczek izraelskich uczniów. A same te wizyty wzbudzały silne zainteresowanie wśród pasjonatów lokalnych ciekawostek historycznych.
Aby zgłębić ten temat postanowiliśmy zajrzeć do źródeł dostępnych w Izraelu i w Polsce, ale zanim do tego doszło zaczęliśmy przysłuchiwać się lokalnym opowieściom. A opowiada się o tym miejscu wiele, chociażby w internecie. Niektórzy piszą, że wycieczki odwiedzają Grochów ze względu na rzekomo istniejący tam przed wojną żydowski cmentarz: „Zaczęłam więc wypytywać o to starszą panią która mieszkała tam od 1954 r., miała wówczas 91 lat więc jak mniemam dziś nie żyje. ona twierdziła, że przed 28 rokiem był na tych terenach cmentarz i bóżnica żydowska .”[1] Zastanawiano się, czy może to oznaczać, że gmina żydowska odzyska teren, a Osiedle Ostrobramska zostanie zlikwidowane. W rzeczywistości po krótkiej kwerendzie okazało się, że faktycznie na początku XX wieku cmentarz na terenie Grochowa był w planach warszawskiej gminy żydowskiej. Określenie tego miejsca jako „cmentarza” figuruje również na archiwalnych oficjalnych planach zagospodarowania przestrzeni, co łatwo może wprowadzać w błąd. Ten pomysł jednak upadł, więc gmina zdecydowała się odstąpić działkę organizacji He-Chaluc. Mimo to, temat cmentarza wciąż powraca. Między innymi w opowieści dwóch architektów, którzy projektowali centrum handlowe „Promenada“, położone już po drugiej stronie ulicy Ostrobramskiej. Podczas kopania fundamentów pod centrum odnaleziono tam szczątki ludzkie; był to powód wyciągnięcia przez wspomnianych architektów nieuzasadnionego wniosku o istnieniu w tym miejscu kiedyś cmentarza żydowskiego.
Poza teorią „kirkutową”, miejscem wzbudzającym największe zainteresowanie osób zajmujących się historią Grochowa był, nieistniejący już budynek z czerwonej cegły położony przy ulicy Witolińskiej 41 – jeden z punktów, które wydawały się szczególnie interesujące dla żydowskich wycieczek. Dodatkowo, jako jeden z nielicznych zachowanych w tej okolicy budynków sprzed II wojny światowej, w naturalny sposób ogniskował także zainteresowanie lokalnych badaczy. Na forach można było spotkać różne interpretacje dotyczące ewentualnej żydowskiej historii budynku, większość szła tropem albo miejsca martyrologii („Ale podobno Niemcy na wyższej kondygnacji powiesili kilku Żydów”), albo „domku rabina”. Według tej teorii odwiedziny wycieczek izraelskich miały wynikać z faktu, że kiedyś w tym domu mieszkał rabin lub inna ważna w żydowskiej historii osoba: „A w tej kamienicy mieszkał przed wojną bardzo ważny rabin żydowski, ale nie pamiętam, jak się nazywał. Ci, którzy przyjeżdżają, robią to głównie ze względu na pamięć o nim, folwark to raczej przy okazji.”
Pojawiały się też liczne głosy, które sugerowały, że w budynku przy Witolińskiej 41 mieściła się w okresie międzywojennym synagoga czy też dom modlitwy: „Źle określiłam burz-nica raczej dom modlitw i zbiórek społeczności żydowskiej; ostatnio wpadła mi w ręce informacja (nie pamiętam skąd?), która mogłaby potwierdzać informacje o rabinie. Poza nim znajdowało się tam również miejsce modlitwy. Takie miejsca modlitewne były dosyć często organizowane w domach należących do społeczności żydowskiej. Nie stać ich było na budowę synagogi, więc zbierali się właśnie w takich miejscach.”
Ostatnie wpisy w wątkach poświęconych niejasnej historii Osiedla Ostrobramska wprowadzały wątek żydowskiej fermy rolniczej. „Z całym naciskiem podkreślam, że nie był to dom żydowski, nie wchodził w skład Hechalucu i jest mało prawdopodobne, by mieszkał w nim jakiś rabin. Dodatkowym świadectwem „aryjskości” domu może być kapliczka z Matką Boską (pamiętam ją z dawnych lat), po której do dziś została tylko nisza nad balkonem… Myślę, że zainteresowanie domem Witolińska 41 przez wycieczki żydowskie wynika z faktu, że jest on jedynym, ocalałym świadkiem tak ważnej dla nich działalności Hechalucu na terenie Grochowa-Witolina. Gdyby było inaczej, z pewnością Żydzi zajęliby się wykupem i rewaloryzacją zdewastowanego budynku.”
W tych wpisach pojawia się też wątek post-kibucowej roślinności, przekonanie że w grochowskiej florze musiał się zachować jakiś ślad po gatunkach uprawianych na terenie gospodarstwa. Jeden z forumowiczów dokładnie określa, gdzie rośnie palestyńska trzcina oraz inna roślinność pamiętająca czasy kibucu: „Jedyna, niecodzienna pamiątka, jaka pozostała, i sezonowo odradza się to, niespotykany w Polsce gatunek trzciny. Porasta do dziś obszary bagienne za kanałem Nowa Ulga na Gocławiu i w całej okazałości można ją podziwiać zawsze pod koniec lata. Trzcina osiąga wówczas wysokość ok. 3 m. a u podstawy ma ok. 12 cm obwodu. W suche lata podpalają ją chuligani, zatruwając zapachem spalenizny cały Grochów. Ciekawostką jest, że nasiona Żydzi zaimportowali z Palestyny, by ją tu uprawiać i wykorzystywać do produkcji mat budowlanych, służących do ocieplania ścian. Maty można czasem jeszcze obejrzeć podczas rozbiórki starych domów na Grochowie…” Wiadomość o trzcinie wydaje się być inspirowana informacjami z oficjalnego obiegu naukowego.
Ta zagmatwana historia budynku z czerwonej cegły przy ulicy Witolińskiej 41 znalazła swój nieoczekiwany i nieco ironiczny finał. Kilka lat temu działka została wykupiona przez developera, który następnie budynek wyburzył. To, co wydarzyło się później, w pewnym sensie rozwiązało zagadkę żydowskich wycieczek zatrzymujących się pod tym budynkiem. Okazało się, że przekonanie, iż budynek należał przed wojną do kibucu, zdawali się podzielać również działacze Habonim Dror (jednej z izraelskich organizacji nawiązujących do przedwojennej tradycji He-Chaluc), którzy rozpoczęli na własną rękę dziennikarskie śledztwo, oskarżając hiszpańsko-izraelskie konsorcjum, które wykupiło teren i zburzyło budynek. Sprawę tę, podejmującą temat niszczenia dziedzictwa ruchu syjonistycznego w Polsce, należy uznać za dość poważną, gdyż doczekała się między innymi publikacji w największym izraelskim dzienniku Haaretz.
Należy dodać, że już przy opisie teorii zakładającej istnienie kiedyś na Grochowie żydowskiego cmentarza, na forach pojawiały się wątki „restytucyjne”. Jak to skomentował jeden z użytkowników: „Wśród mieszkańców osiedla ktoś co chwilę usiłuje siać panikarskie nastroje, że »Żydy wracają żeby wyrzucać nas z domów«.” Ten temat powraca co jakiś czas. ostatnio na osiedlu pojawiły się plotki, jakoby złożony został jakiś enigmatyczny „pozew o zwrot majątku” i już niedługo teren osiedla wróci w ręce prawowitych, przedwojennych oczywiście żydowskich, właścicieli. Nie wchodząc w obszerny i kontrowersyjny, i wciąż nieuregulowany formalnie temat restytucji mienia żydowskiego w Polsce (czy w ogóle temat restytucji przedwojennego mienia) warto w tym miejscu wspomnieć, że skupia on jak w soczewce obawy mieszkańców Osiedla przed „nieznanym”. Próbując odpowiedzieć na pytanie o to „co na Osiedlu robią Żydzi”, mieszkańcy nierzadko uruchamiają myślenie antysemickie, które ma też swój dalszy ciąg w aktach przemocy. Z relacji przewodników izraelskich zorganizowanych grup szkolnych odwiedzających teren Osiedla wynika, że grupy bywały obrzucone z balkonów jajkami czy torebkami wypełnionymi wodą przez lokalną młodzież.
Podsumowując, do czasu naszego zainteresowania się tym tematem, o kibucu wiedziało się mało i nic na pewno. W świadomości lokalnej na pewno funkcjonowało przekonanie o „żydowskości” tego miejsca. Z jednej strony było ono wzmacniane wizytami wycieczek z Izraela, z drugiej nieco skażone stereotypowym podejściem (założenie, że skoro przyjeżdżają wycieczki, to na pewno w tym miejscu był cmentarz, bądź że dom musiał należeć do jakiejś ważnej postaci), jak również dość niepokojącym tłem związanym ze strachem przed restytucją mienia pożydowskiego, powodującym pojawianie się wątków o charakterze stereotypowo antysemickim. Najmocniej fantazmatyczny charakter tej wiedzy widać w zasłyszanej opowieści, że podobno całe Osiedle Ostrobramska ma charakter żydowski – bloki widziane z lotu ptaka układają się w kształt Gwiazdy Dawida.
Z kolei z drugiej strony młodzież należąca do izraelskich organizacji Habonim Dror, Haszomer HaCair, HaMahanot HaOlim i HaNoar HaOved VeHaLomed przyjeżdża na miejsce dawnego kibucu poznając historię ruchu He-Chaluc, do której one współcześnie nawiązują. Jednak oprowadzający ją przewodnicy nie do końca wiedzą, jak odnaleźć we współczesnej topografii Grochowa dawne granice kibucu. Nie lepiej jest z opracowaniami skierowanymi do czytelnika poszukującego wiarygodnej wiedzy. Okazało się, że lektura tego typu materiałów przynosi więcej znaków zapytania niż konkretnych informacji. Na jednej ze stron internetowych zbierających wiedzę na temat Warszawy pojawia się znana nam już z forów informacja o tym, że budynek przy Witolińskiej 41 był synagogą: „Najbardziej znanymi budynkami przy ul. Witolińskiej są: Supermarket Biedronka, Spółdzielnia Inwalidów Przemysłu Skórzanego, Warsztaty i Salon Honda-AutoWitolin, Zakłady Rehabilitacyjne „Konstancin” oraz budynek dawnej synagogi (latem zjeżdżają się tutaj młodzi żydzi, na wspólne modlitwy i panele dyskusyjne).” W książce Jerzego Kasprzyckiego Korzenie miasta. Tom 3. Praga wspomniana jest historia żydowskiej fermy rolniczej na Grochowie. Jako ciekawostkę, autor zamieszcza informację o trzcinie, naturalnie występującej w Palestynie, którą kibucnicy zaczęli uprawiać na Grochowie. Celem sprowadzenia tego gatunku do Polski była nauka budowania z trzciny domostw, co miało przydać się kibucnikom po emigracji do Palestyny. Za Kasprzyckim informację tę wprowadza w obieg między innymi prowadzony przez Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie portal Wirtualny Sztetl, poświęcony żydowskiej historii lokalnej: „Ciekawostką jest fakt, że członkowie „Hechaluc-Pionier” wyhodowali na mokradłach taki sam gatunek trzciny, jaki rośnie nad Jordanem. Trzcina miała służyć jako materiał do budowy domów z trzcino-gipsu w Palestynie. W Warszawie uczono się, jak ją hodować i wykorzystywać w celach budowlanych. Sprzedawano ją też polskim sąsiadom. Prężnie działająca ferma przyciągała nowych osadników, nie tylko ogrodników, ale i fachowców z różnych dziedzin, zarówno Żydów jak i Polaków.” Portal ten podaje także, że w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie przechowywana jest cegła wyjęta z zabudowań gospodarczych kibucu (a drugą analogiczną cegłę przekazano do jednej z placówek muzealnych w Jerozolimie). Na portalu znajduje się również zdjęcie pracownika ŻIH, trzymającego wspomnianą cegłę. Cegła, o której mowa, została wyjęta z rozebranego budynku przy ulicy Witolińskiej 41, który to dom nigdy nie należał do kibucu.
Piszemy tę historię razem
Ta, przedstawiona wyżej, bogata lecz patchworkowa, a w dużej mierze „potoczna” (pisana i ustna) wiedza lokalna o kibucu zainspirowała nas do próby zderzenia jej z opowieściami kibucników, które udało się nam przetłumaczyć z języka hebrajskiego. Okazało się, że wśród mieszkańców Warszawy istnieje prawdziwy „głód” tego typu nowych narracji, a niektóre z nich zaczynają żyć swoim życiem, zarówno prowokując kolejne wspomnienia, jak i będąc źródłem nowej wiedzy. Przykładem niech będzie starszy pan, o którym dowiedzieliśmy się, że „pamięta kibuc”. Po nawiązaniu z nim kontaktu okazało się, że owszem, „pamięta kibuc”, ale… z jednej z naszych wycieczek popularyzatorskich.
Kiedy nasze Stowarzyszenie zaczęło zajmować się kibucem spotkaliśmy rzeszę osób zainteresowanych tematem. Dla lokalnych pasjonatów historii Grochowa prezentacja archiwalnych zdjęć znalezionych w wirtualnym archiwum Ghetto Fighters‘ House była uzupełnieniem ich wieloletniej hobbystycznej pracy. Przy okazji popularyzacji wspomnień kibucników, na podstawie wydanej w latach 70. w Izraelu księgi pamięci, mogliśmy z kolei zainspirować wielu grochowiaków do przypominania sobie „żydowskiej” historii Grochowa, co także poszerzało naszą wiedzę. Na wydarzenia (prezentacje, spacery, warsztaty, a nawet inscenizację teatralną) organizowane przez Stowarzyszenie imienia Szymona An-skiego przychodzili ludzie, którzy pamiętają dawne żydowskie centrum Grochowa, tak zwany „żydowski raj”, w okolicach ulicy Garwolińskiej. Słyszeliśmy także, że zaraz po wojnie te okolice były miejscem tymczasowego pobytu Żydów ocalałych w ZSRR, którzy następnie planowali wyjazd do Izraela. Jak mówi się na Grochowie – wiele osób zostawiło tu swoje tymczasowe „drugie połowy”, które potem dostawały paczki z Izraela.
Spotkany przez nas znany warszawski dziennikarz, który opisywał próby odtworzenia kibucu pod koniec lat 40. w Expresie Wieczornym, podzielił się z nami wrażeniami, że warzywa z kibucu znane były w całej przedwojennej Warszawie, a jeden z uczestników spaceru dokładnie wskazał, gdzie znajdował się sklepik kibucowy – przy ulicy Osieckiej.
Stworzona przez nas strona www.anski.org/kibuc-grochow była chętnie odwiedzana, a broszura poświęcona historii kibucu rozchwytywana na spotkaniach. Nie brakowało zdumienia, zarówno tym, że na Grochowie mieszkali Żydzi, jak i tym, że byli to Żydzi „nietypowi”. Jedna z uczestniczek warsztatów dla seniorów zapytała wprost: „A co to za Żydzi, co pejsów nie mają?”
Świecka, socjalistyczna i syjonistyczna historia żydowska działa się na polach grochowskich i dzisiaj właśnie o niej przypominają sobie jej polscy i izraelscy spadkobiercy. O tym, jak niespodziewane efekty przynosi taka „archeologia pamięci” mógł przekonać się młody Izraelczyk, który uczestniczył w organizowanym przez nasze Stowarzyszenie spacerów po terenie dawnego kibucu. Ku swemu zdumieniu, zapoznając się z archiwalnymi zdjęciami na naszej stronie, na jednym z nich rozpoznał swojego dziadka.
Mamy nadzieję, że projekt będzie się rozwijał – więcej Izraelczyków będzie odkrywać ideową genealogię swoich rodzin na Grochowie, a więcej warszawiaków będzie odkrywać międzynarodowy i ogólnoświatowy wymiar tej marginalizowanej dzielnicy. Może jednym i drugim o wyjątkowości tego miejsca, a także skomplikowanej historii relacji polsko-żydowskich, przypomni postać Fridy Wołkowyskiej, dzielnej kibucniczki, postrzelonej podczas antysemickiego ataku na fermę, upamiętnionej muralem dzięki wspólnym działaniom Fundacji Inicjatyw Kobiecych i Stowarzyszenia imienia Szymona An-skiego na ścianie jednego z grochowskich budynków.
Autorami tekstu są Agata Maksimowska, Jan Kubisa i Marcin Dziurdzik ze Stowarzyszenia imienia Szymona An-skiego.
Tekst Osiedle jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Agaty Maksimowskiej oraz Stowarzyszenia „Pracownia Etnograficzna”. Utwór powstał w ramach konkursu Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014, realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie Forum polsko-czeskie 2014: wspieranie rozwoju stosunków polsko-czeskich 2014.